Najlepsze zbiory opowiadań wydane w 2021 roku zdaniem Melancholia Codzienności

 

  ZAGRANICZNE

„W lesie pod wiśniami w pełnym rozkwicie” Ango Sakaguchi

Sakaguchi mierzy się z tematem przenikania się świata żywych i umarłych, rzeczywistości i mitów, współczesności oraz tego w co wierzymy. Wejrzenie to nie przynosi pozytywnych efektów. Książkę można odczytywać jako destrukcyjny pejzaż świata, ale jest to też swoista przypowieść o poszanowaniu tradycji. Zjawy ubrane w ludzkie ciała trzymają się wszystkich konwenansów japońskiego folkloru nawet w obliczu śmierci, gdy przynależą już do innego świata. Trochę jakby śmierć nie była dla nich wystarczającą karą. Zostali skazani na wieczną egzystencję w przestrzeni znajdującej się pomiędzy światami, zamknięci w więzieniu własnych ograniczeń i tradycji.

"Trąby jerychońskie" Unica Zürn

„Trąby jerychońskie” odzwierciedlają poczucie bycia obserwowanym zarówno przez personel, jak i innych pacjentów w placówkach. Ta książka może wyczerpać emocjonalnie, może obrzydzić czytelnikowi bycie człowiekiem, może też zachwycić, choć ostatecznie jest to swego rodzaju ‘masochizn literacki’. Jest to tom bardzo szczery, traktujący o samotności, zagubieniu, złości. Lektura opowiadań przyprawia o dreszcze i to całkiem dosłownie. Zdecydowanie tylko dla ludzi o mocnych nerwach.

"Sielanki" Gearge Saunders

Zadziwiające, że „Sielanki” powstały przeszło dwadzieścia lat temu. Są szalenie aktualne, ba, mam wrażenie, że w dobie wszechobecnego internetu, nawet zyskały na uniwersalności. To jednak tylko jeden z plusów tej książki. Teksty Saundersa są zadziwiająco lekkie, zabawne (skojarzenia z Monty Pythonem jak najbardziej na miejscu), ironiczne. Pozwalają prześwietlić margines amerykańskiego społeczeństwa bez nadmiernego moralizatorstwa. Nie chodzi tu też o dystansowanie się od tej plejady nieudaczników i wykolejeńców. Wręcz przeciwnie. Saunders wyciąga do nich pomocną dłoń, oswaja nas z ich nadziejami, przybliża odmienność. Udaje mu się to doskonale chociażby dlatego, że każdego bohatera wyposaża w swój własny, wyjątkowy język. Ich chce się słuchać, nawet jeśli przedstawiane poglądy dalekie są od naszego wyobrażenia o świecie. „Sielanki” to dla mnie beletrystyka formalnie doskonała – pisana z wyczuciem, celna w spostrzeżeniach, oryginalnie wystylizowana. Lektura obowiązkowa dla każdego pracownika!

"Zaśpiewam Ci piosenkę. Opowieści z południa Tajwanu" Yang Fumin

Z tym zbiorem opowiadań miałem niemały problem. Kultura Tajwanu stanowi dla mnie pewną tajemnicę, dlatego też pierwsza lektura okazała się mniej satysfakcjonująca. Dopiero drugie podejście, poprzedzone analizą historii i wierzeń pojawiających się na wyspie, nieco mi tematykę rozjaśniło. Co zatem otrzymujemy w książce? Szereg krótkich form, w których ścierają się przedstawiciele różnych pokoleń. Odmienne są ich losy. Niektórzy bohaterowie muszą wyjechać, inni opiekować się starszymi, jeszcze następni zastępują świat rzeczywisty wirtualnym. To wszystko zostało zanurzone w lokalnym folklorze. Nie morze dziwić obecność bóstw czy rozmowy ze zmarłymi. Trudna lektora, choć napisana z lekkością i wyczuciem. 

"Perły" Izrael Joszua Singer 

„Perły” są młodszą siostrą znanego już polskiemu czytelnikowi „Na obcej ziemi”. Oba zbiory łączy bardzo wiele. Singer podejmuje tę samą tematykę, używa podobnych środków artystycznego wyrazu, znowu krytykuje stary świat, bezlitośnie obnażając jego brudną stroną. W jego opowieściach można przejrzeć się jak w zwierciadle i wyłapać w swojej osobowości wszystko to, co ponure i nikczemne. Żydowski pisarz wzbrania się przy tym od jakiegokolwiek oceniania czy moralizowania. Źli bywają chrześcijanie, ale także żydzi; starzy i bogaci, jak i biedni oraz głupkowaci. To świat, którego nie chcemy oglądać, ale który przecież sami tworzymy. „Perły” to kawał mocnej literatury, znacząco różniący się od tego, co pisuje się dzisiaj. 

POLSKIE

"Ciemna dolina" Jarosław Jakubowski

„Ciemna dolina” była dla mnie lekturą świeżą, mimo że bazuje na sprawdzonych motywach. Przede wszystkim zostawiła coś w środku. Do tych tekstów chciało się zasiadać. Cały dzień czekałem na wieczór, gdy w całkowitej ciemności zapalałem lampkę i poznawałem nowe pomysły na oswojenie wewnętrznych niepokojów. W zbiorze podobała mi się nie tylko sama koncepcja fabularna, ale także język – żywy, nie stroniący od gier słownych, pełen ironii. Nie wszystkie historie przypadły do gustu, ale tak to już bywa w tomach miniatur. Tych trafionych było zdecydowanie więcej niż przestrzelonych jakąś wtórnością Wszystko to sprawia, że „Ciemna dolina” to dla mnie jeden z najlepszych polskich zbiorów opowiadań 2021 roku. 

"Opowieści niesamowite z języka polskiego"

Nie ma w książce miejsca na nudę czy przewidywalność. Lem, Górski, Leśmian, Lange czy Sosnkowski udowadniają, że polskie nowele pełne grozy stoją na światowym poziomie (choć czasami nierównym). O jej sile mogą świadczyć też utwory i nazwiska, które mimo pokaźnych rozmiarów nie zmieściły się do wykazu. „Lekarz magnetyczny” Józefa Dzierzkowskiego, „Biała róża Pinettiego” Aleksandra Groza, „Władca czasu” Józefa Bohdana Dziekońskiego, „Ja gorę” Henryka Rzewuskiego czy „Historia komandora Torelwy” Jana Potockiego to absolutne klasyki, które domagają się wydania kolejnego tomu. I jestem przekonany, że on ponownie liczyłby ponad 600 stron.

„Trzeci dzień świąt” – Maciej Miłkowski

O tym, że bardzo lubię prozę Macieja Miłkowskiego przekonywałem już w recenzji „Systemu Sulta”. W tym miejscu mogę potwierdzić, że autor z Krakowa tak samo dobrze czuje się w krótszych formach. Jego opowiadania intrygują fabularnie, ciekawie przedstawiają bohaterów (dzięki skupieniu się na detalu), wreszcie potrafią zachwycić swoją konstrukcją. Miłkowski miał pomysł jak to napisać i podporządkował pod niego całą książkę. Ostatecznie otrzymaliśmy bogaty kalejdoskop emocji i gier psychologicznych z czytelnikiem. Zdecydowanie warte uwagi.

Recenzja "Ta prawdziwa" Sándor Márai

Wydawca: Czytelnik

Liczba stron: 304


Oprawa: zintegrowana

Tłumaczenie: Irena Makarewicz

Premiera: grudzień 2021 rok

Za każdym razem, gdy Czytelnik wydaje książkę Sandora Maraiego myślę sobie, że tym razem na pewno nie będzie to rzecz wybitna. Wszystko co sławne, cenione, ponadczasowe przecież już w Polsce znamy prawda? Otóż nie. I doskonale potwierdza to „Ta prawdziwa”, powieść wydana po raz pierwszy w 1941 roku jako „As igazi”. Dziś ma ona ponad 4000 ocen na goodreads, a ze średnią na poziomie około 4,3 plasuje się wyżej w rankingu top autora, niż chociażby „Śladami bogów” czy „Rozwód w Budzie”.

Z niedowierzaniem patrzę, że węgierski mistrz tworzył swoją beletrystykę mając na karku raptem 40 lat! Uwierzcie mi na słowo, z tej powieści bije taka mądrość, jaką mógł posiąść jedynie człowiek doświadczony, pogodzony z przeciwnościami losu, doskonale znający tak psychikę mężczyzn, jak i tajniki natury kobiet. Chcąc wynotować liczne cytaty, myśli, przykłady z życia, musiałbym założyć zeszyt. I to nie taki 16 kartkowy, tylko obszerniejszy. Marai potrafi wplatać swoje przemyślenia w sposób niewymuszony, naturalny, dzięki czemu cała lektura wręcz płynie. Nie ma chwili na pauzę, emocje od samego początku tętnią z natężeniem nieosiągalnym dla innych pisarzy.

O co tyle szumu zapytacie? Pewną podpowiedź zawiera już sam tytuł, ale znajduje się też w nim pewna pułapka. Czym bowiem jest „Ta prawdziwa”? Miłością? Zemstą? Samotnością? A może wszystkimi jednocześnie? Odpowiedź wcale nie jest jednoznaczna i to kolejny powód, dla którego Maraia warto czytać co najmniej kilka razy w życiu. Inaczej jego książkę odbierzemy w wieku 20 lat, gdy cała dorosłość stoi przed nami otworem, a inaczej jako osoba wiekowa, doświadczona przez związki, relacje i rozczarowania.

„Ta prawdziwa” to tak naprawdę dwa długie monologi. W obu przypadkach bohaterowie (odpowiednio pierwsza żona i mąż) siedzą gdzieś w budapesztańskiej knajpce i mówią do swojego rozmówcy. Tematem ich zwierzeń jest małżeństwo, choć to oczywiście duże uproszczenie. Ona jest mieszczanką, wychowaną bez luksusów, młodą, atrakcyjną kobietą. On teoretycznie wywodzi się z tej samej grupy społecznej, jednakże jego rodzina dzięki pracowitości dziadka i ojca osiągnęła materialny sukces. To pierwsza z przeszkód, która ostatecznie doprowadzi do rozwodu. Są też inne czynniki, chociażby tajemnicza miłość Petera, po której został jedynie ślad w postaci fioletowej wstążki ukrytej na dnie portfela.

Ze słów dwójki bohaterów wyłania się obraz Máraiego, którego czytelnik innych jego dzieł dobrze już zna: patrycjusz, uważny obserwator otoczenia, kronikarz upadku ludzkich wartości. Na bazie trójkąta miłosnego snuje on szerszą opowieść o cierpieniu, które tak naprawdę nie prowadzi do oczyszczenia. Doświadczając bólu, porzucenia i kłamstw nie stajemy się lepsi, mądrzejsi czy bardziej wyrozumiali. Wręcz przeciwnie, to wszystko zmierza do chłodu i obojętności. Prawdziwe zrozumienie przychodzi dopiero wtedy, gdy zaczniemy czuć się dobrze w swojej samotności. Ten moment przynosi człowiekowi spokój.

„Ta prawdziwa” nie spodoba się tym czytelnikom, którzy lubią akcje, szantaż emocjonalny, dialogi. Nie ma tu szczęśliwego finału, chociaż można odnaleźć elementy dające nadzieję. Dużo za to przemyśleń na temat pochodzenia z różnych grup społecznych, istoty zaangażowania w pracę, sensu literatury. Pisarz z drobiazgowością ukazuje portrety psychologiczne bohaterów. To lektura trudna o tyle, że w zachowaniu protagonistów ujrzymy samych siebie. Marai jest podglądaczem doskonałym, mówi o tym, co sami wolelibyśmy zachować ukryte w sercu. Jak mu się to udaje? Dlaczego jego książka pozostaje nadal tak aktualna? Tego nie wiem, ale to naprawdę działa.