Liczba stron: 302
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 15 maja 2019 r.
„Klub snów”
jest debiutem szczególnym. Już dawno nie czytałem zbioru opowiadań, który tak
mocno zagłębia się w poetykę snu. Czytając miałem momentami wątpliwości, co
jest jawą, a co rzeczywistością już nie jest, choć trzeba też przyznać, że
doprecyzowanie tej kwestii nie jest kluczowe w kontekście całej historii.
Śnienie zdaje się być zresztą samoistnym bytem, odrębnym bohaterem, w którym
ukryte są wszelkie przedstawione wydarzenia i osoby. Właściwie każda
zaprezentowana tu historia, oparta jest na pomyśle leniwie snującej się
opowieści, w której konwencjonalna fabuła, umyka w jakiś trudny do
zdefiniowania, nostalgiczny stan.
Narratorami
opowiadań zebranych w tym zbiorze, zasadniczo są kobiety: raz młodsze, w wieku
szkolnym, innym razem nieco starsze, budujące swoje związki, są też staruszki,
uzupełniające obraz przemijania naszego gatunku. W tym zestawieniu zasadza się
cała siła „Klubu snów”, ale też paradoksalnie i jej słabość, bo przez tę
percepcję książka traci nieco na ostrości. Mężczyźni stanowią dla Michalczak tło, często zresztą bardzo niewygodne,
a nawet wulgarne. Podobnie jak w jedynym teście, gdzie to właśnie
przedstawiciel mężczyzn jest bohaterem – „Geniuszu”. Ostatecznie zatem, „Klub
snów” będzie lekturą bliższą kobietom, bo to do ich doświadczeń i przeżyć
będzie się odnosić w sposób szczególny.
Przyjmując tak zaplanowany literacki świat, debiutancki zbiór Katarzyny
Michalczak można traktować jako mozaikę refleksji o istocie samotności, w tym
szczególnym, kobiecym wymiarze. Większość opowiadań łączy bowiem to jedno
wspólne uczucie, choć za każdym razem jest ono ukazane z innej perspektywy.
Najbardziej poruszające są te teksty, gdzie bohaterkami są dziewczynki („Bad command or file name”, „Śniło mi się, że spadałaś
w przepaść”). Ból młodych istot, tak bardzo niedostosowanych do trudów tego
świata, został tu nakreślony bardzo wiarygodnie. Zagubienie miesza się z wiarą
we własne autorytety, zaś niepewność związana z obraniem właściwej drogi – z
fundamentem swojej wiary. W jednym z tekstów narratorka mówi wprost „Kochałam
Boga, chodziłam do kościoła i jeśli popełniłam jakiś grzech, od razu się
z niego spowiadałam”, ukazując nam tym samym filar, do którego odwoływać
się będzie także później. Pochłonięte bezgranicznym zaufaniem w piękno świata
istoty, Michalczak konfrontuje z różnymi trudnościami. Proces inicjacji
socjalnej będzie wyboisty, nie zabraknie przemocy, kłamstw, odtrącenia. Tak
właśnie rodzi się psychika osób, które później, już jako dorosłe kobiety, nie
będą dostosowane do ról społecznych, jakie przyjdzie im pełnić. Raz wytworzoną
traumę wykluczenia bardzo trudno przekuć później w stabilność. Jest to o tyle
ważne, że pisarka nie zostawia swoim postaciom miejsca na jakiś alternatywny
wspornik. Istotą ich dążeń jest budowanie relacji, które raz zranione, nigdy
już nie przyjmą optymalnego kształtu.
„Klub snów” jest więc trudną książką dla kobiet i o kobietach, choć także
mężczyzna może tu dostrzec cenny pierwiastek swojego otoczenia. Trudną, przede
wszystkim dlatego, że tak namacalnie prawdziwą. Michalczak wprowadza do swojej
prozy wiele niejasności i metaforyki, co tylko rozszerza możliwości
interpretacyjne książki. Ma też tendencję, do kreowania udanych portretów
psychologicznych i rzetelnego ukazywania niedostatków otaczającego nas świata.
Jest to też zbiór podporządkowany kluczowym kwestiom społecznym współczesności:
problemów dojrzewania, kryzysu wiary, nadszarpniętego zaufania, oparcia w
rodzinie, starości, odchodzenia, intymnemu mikroświatowi ciała. Perspektywa
poetyckiego snu zderza się tu z perspektywą konkretu relacji. Jest więc jak w
życiu, gdzie niewygodne zdarzenia chcemy schować za fasadą zapomnienia.
Podoba mi się w tej książce dosłowność w nazywaniu emocji, ale także brak
epatowania banalnymi uczuciami. Niezwykle trudno jest napisać ciekawy zbiór
tekstów, w których brakuje jakiegoś wielkiego wydarzenia, jakiejś intrygi,
która przykuwała by uwagę. „Klub snów” udowadnia, że nawet tam, gdzie pozornie
nie dzieje się nic, może dziać się bardzo wiele. I to w różnych odcieniach,
opowiedzianych różnym językiem. To naprawdę całkiem udany debiut. Czekam na
więcej.
Ocena: