Wydawca: PIW
Liczba stron: 232
Oprawa: miękka
Premiera: 19 maja 2023 rok
Nowa książka Krzysztofa Bieleckiego jest dopracowana w każdym calu. Spójrzmy chociażby na tytuł. „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” informuje czytelnika, jeszcze zanim ten weźmie egzemplarz do ręki, że jest to relacja o śmierci matki. To przecież ona zsunęła się pewnego dnia z krzesła. Podsuwa także myśl, że autor postanowił pisać w formie dziennika (pierwsza z kilku dostrzeżonych przeze mnie gier słownych), tylko nie takiego tradycyjnego. Ciennik to zgodnie ze słownikiem języka polskiego „drzewo pozostawione w czasie wyrębu lasu do ocieniania młodych drzewek”[1]. Tym drzewem w książce Bieleckiego jest właśnie jego matka, z której cienia on, autor, wyrastał przez całe życie.
W książce „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” Krzysztofa Bieleckiego znaczenie ma tytuł, okładka, a nawet format książki
Tytuł mówi zatem całkiem dużo, a jego uzupełnieniem jest okładka. Stworzyła ją Mimi Wasilewska, projektantka, która przyzwyczaiła nas do wzorów, stonowanych barw i przesłania płynącego ze szczegółów. Nie inaczej jest tym razem. Mamy w centrum krzesło, jego cień oraz dłoń. Czy pomocną, niech każdy czytelnik oceni po lekturze. Zwraca uwagę także szarość, najlepiej definiująca życie bohaterów w Polsce (również nasze trwanie tu i teraz) oraz białe kropki, plamy, które odczytuję nie jako deszcz łez, a element czystości, niewinności. Nie bez znaczenia dla odbioru książki są pojawiające się grafiki, a nawet format. Mały, kieszonkowy, jak nieznaczące bywa życie osób, które odchodzą z tego świata.
Krzysztof Bielecki w książce „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” pielęgnuje technikę umiłowania szczegółu
Tym wstępem chciałem podkreślić dwie rzeczy. Z jednej strony imponuje ogrom pracy, jaki włożyło wiele osób w powstanie tego dzieła. Z drugiej już na tym etapie widać cechę charakterystyczną pisarstwa Krzysztofa Bieleckiego - umiłowanie szczegółu. Autor „Noża” w poprzednich książkach próbował tworzyć coś z niczego. Opisywał małe gesty, przedmioty, nieistotne zdarzenia, wszystkie te elementy otoczenia, które w danym momencie są mało ważne i łatwo ulotne. W „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” ich nagromadzenie jest chyba jeszcze większe. Koła ciężarówki, niewielki żuk, kamienie, spodnie, kurtki ortalionowe i wiele innych. Część z nich zyskuje w książce nowe życie, inne są wręcz symboliczne (skały, których nie da się ruszyć z miejsca) Już na początku czytamy „Wtedy się myślało, że to, czego nie zobaczy się dziś, zobaczy się jutro. A to nieprawda. Wszystko, co miniesz, miniesz bezpowrotnie”[2]. Taka właśnie jest ta książka.
Myliłby się jednak ten, który wrzuciłby „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” do szuflady z napisem „książki o radzeniu sobie z traumą po śmierci rodzica”. Bo tak, to opracowanie jest pewnie swego rodzaju terapią. Odczytuję je jednak przewrotnie, zupełnie z innej strony. Dla mnie nowy utwór Krzysztofa Bieleckiego to paradoksalnie refleksja o braku miejsca na żałobę. O tym, że smutek i cierpienie nie jest dobrym pomysłem na dalszą egzystencję. Właśnie dlatego tak dużo tu absurdu i specyficznego humoru. Autor jest zdystansowany, rezygnuje z ckliwości, ale nie zapomina o zachowaniu czułości tak dla matki, jak i czasów minionych.
Kim jest Tytus Emfazy Cienki?
W „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” znajdziemy co najmniej kilka wątków, które w typowej (czy coś takiego istnieje?) książce o odchodzeniu nie mogłyby mieć miejsca. Wielce interesujący był moment, gdy bohater wyznaje, że chciałby, aby jego ciało spoczęło między grobami Woody’ego Allena i Giovanniego Antoniniego. Dlaczego ich? Prawdopodobnie chodzi tu o pewną niezależność, wierność swoim nietypowym przyzwyczajeniom, także zmienność w czasie, która cechuje przecież samego autora książki. Innym ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie do relacji postaci fikcyjnej, niejakiego Tytusa Emfazego Cienkiego. Muszę przyznać, że fajny z niego gość. Zakochany, z mnóstwem przygód, nieumiejący zejść z radarów, choć bardzo by tego pragnął. Tytus Emfazy Cienki podkreśla przewrotność tej prozy, jej daleki od żałoby wymiar. Nadaje też książce dynamiki. Znajdziemy tu też odwołania do „Dekameronu”, refleksje na temat zarazy czy dość nietypowe podejście do spełniania ostatniej woli zmarłego.
„Zsunęła się z krzesła. Ciennik” Krzysztofa Bieleckiego to przykład literatury hermetycznej
Nie chcę przez to wszystko powiedzieć, że „Zsunęła się z krzesła. Ciennik” jest książką łatwą w lekturze. To zupełnie nie tak. Czytając nie będziemy się głośno śmiać, jak przy dziełach Petra Sabacha. Krzysztof Bielecki od swojego debiutu w 1980 roku jest stosunkowo mało czytany i recenzowany. Z jakiegoś powodu (nie do końca mi rozpoznanego) wielu czytelników zna dzieła Wiesława Myśliwskiego, Mariana Pilota czy powiedzmy Waldemara Bawołka. Autor „Noża” takiego przywileju nie dostąpił. Może tu chodzić o brak większych nagród w dorobku, albo specyficzną hermetyczność jego prozy. To umiłowanie szczegółu, mocne cięcie zdań, nadawanie znaczenia nawet kropkom, gry słowne (spiż/spisz). Ale nie tylko. Krzysztof Bielecki tworzy dzieła nasiąknięte filozofią. Dyskusyjne w tym sensie, że są one swoistą autorozmową, a jednocześnie dialogiem z nami, czytelnikami. Efektem takiej formuły jest duże nagromadzenie pięknych zdań, gotowych sentencji, przez które nie można przelecieć jak przez dialog policjanta ze złodziejem. Także niepewność czy to co napisane, w innych okoliczność, z odmiennym bagażem doświadczeń, nie byłoby fałszem lub nadmiernym uproszczeniem. Czyta się to zatem wolno, wymaga skupienia, ale w zamian daje naprawdę bardzo wiele. Tak w kontekście gotowych myśli, jak i refleksji na temat odchodzenia (nie tylko rodzica, ale też czasów, mód, przedmiotów, znajomych) oraz metod twórczych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz