![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi-KnYr4sMXiokrHry-wtSLWOU1XfOzY4qoLnDuM1_rQS5mU-uUIGEuNXvluUSCHqcCP_DCmA348rB8bvL7pBeMR876VC2fvKHO5D5IPpyfoBTxsrexLlVeDuj8Tn6Iy_oqss_VCk7vva0/s200/dziewiec-opowiada%25C5%2584-salinger-319x490.jpg)
Liczba stron: 256
Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Oprawa: twarda
Premiera: 18 września 2019 r.Tłumaczenie: Magdalena Słysz
Oprawa: twarda
Już przy omawianiu innych zbiorów krótkich forma
Salingera podkreślałem, że jednym z najważniejszych jego utworów był „Idealny
dzień na ryby”. Akcja opowiadania rozgrywa się w nadmorskim kurorcie, gdzie
swój ostatni dzień życia spędza Seymour Glass. Wypoczywa wraz z żoną Muriel.
Konstrukcja opowieści jest typowa dla amerykańskiego pisarza – z pozornie
błahych rozmów, kreuje świat przepełniony mistyczną symboliką i wojenną traumą.
Seymour jest jedną z ofiar wojennej pożogi, o czym najlepiej świadczy scena nad
morzem, gdy zamiast stroju kąpielowego, ma na sobie szlafrok. Chce w ten sposób
ukryć tatuaż numeryczny z obozu koncentracyjnego, którego się wstydzi. Jego
powojenna obsesja zbierze ostateczne żniwo w finale opowieści, gdy młody
człowiek strzeli sobie w głowę. Zanim jednak dokonana tego wyboru, spotka na
plaży małą Sybil. Po chwili rozmowy, Seymour wymyśla zabawę – będzie poszukiwał
wraz z młodą towarzyszką rybę bananówkę. Zastanawiający jest tu przede
wszystkim opis tej ryby, sugerujący seksualny podtekst sceny. Ale nie o
falliczny kształt przecież chodzi. Bohaterowie Salingera mają dobry kontakt z
dziećmi, nie są pedofilami. To w młodym pokoleniu ucieleśnione jest dobro i
niewinność. Wnioski bohatera dotyczące kształtu ryby, uświadamiają mu, jak podły
i lubieżny jest świat dorosłych. Pokazują mu też, dokąd będzie zmierzał, kim
prawdopodobnie niedługo się stanie, jeśli natychmiast czegoś nie wymyśli. I
ostatecznie wymyśla wspomniany wcześniej strzał w głowę.
To jedno opowiadanie daje nam idealny przykład
wszystkiego tego, co Salinger stara się nam przekazać w swoich krótkich
narracjach. Ważny jest u niego dualizm – prostemu stylowi i powszednim
dialogom, przeciwstawia splątane treści natury rodzinnej, religijnej,
filozoficznej i mistycznej. Można te opowieści odczytywać na tej pierwszej,
dosłownej płaszczyźnie. Niestety okazuje się wtedy, że w pewnym momencie
brakuje puenty, jakiegoś zwartego zakończenia czy podsumowania. Dopiero
szukanie znaczeń między słowami, porównanie treści jego dzieł i doszukiwanie
się wzajemnych synergii, daje właściwy odmienny, znacznie bardziej
satysfakcjonujący punkt odbioru. To właśnie stąd wzięła się popularność
Salingera – jego książki otwierały oczy na problemy dawniej w literaturze
nieporuszane: sens istnienia, męczący swą powtarzalnością obraz człowieka, brak
możliwości wyjścia poza sztywne ramy przyzwyczajeń i oczekiwań.
Dużą rolę w uniwersum Salingera pełnią dzieci. W
innym, również doskonałym opowiadaniu, narratorem jest dziesięcioletni geniusz
Teddy. Rozmawia z młodym mężczyzną
Nicholsonem na tematy ważne dla samego autora - istoty życia i reinkarnacji.
Ten nieletni człowiek, ma w sobie całe morze duchowej dociekliwości, która
mogłaby zawstydzić niejednego dorosłego. Rozmowa kończy się w momencie, gdy
Teddy idzie na basen, na kolejne zajęcia w harmonogramie. W ostatniej scenie
Nicholson słyszy przeraźliwy wrzask małej dziewczynki. I znowu, jak w „Idealnym
dniu na ryby”, mamy rozmowę międzypokoleniową, religię i mocne zakończenie.
Schemat jest powtórzony, a jednak cała historia daje zupełnie odmiennie
wrażenia. Czytając Salingera zadawałem sobie pytania, jak ten człowiek już w
latach pięćdziesiątych był w stanie przewidywać jeden z ważniejszych problemów
obecnych czasów – zmuszania dzieci do ciągłego rozwoju. Przedwczesne
dojrzewanie, może przynieść też nieoczekiwane skutki, jak chociażby niechęć do
mieszkania w tym brudnym świecie.
Literatura Salingera ma wiele wspólnego z teatrem.
Bohaterowie odgrywają swoje role i znikają. Mało tu dosłowności, wszystko co
cenne ukryte jest w małych gestach. Książki Salingera otwierają oczy na kilka
istotnych kwestii: co po śmierci, czy warto angażować się całym sobą w idee
sterowane odgórnie, jak bardzo moda i czasy determinują nasze myślenie. Ja w
tym morzu banalnych spotkań i rozmów, którymi obrzuca mnie w ostatnim czasie
autor „Buszującego w zbożu”, odkrywam wielkie prawdy o mnie. Nie wiem czy mnie
to czegoś uczy, nie ma pojęcia, czy wpłynie jakoś na moje życie, na pewno
jednak skłoni do ponownej weryfikacji celów i środków. To też jakaś funkcja
literatury.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz