Liczba stron: 384
Oprawa: twarda
Premiera: 28 listopada 2018 r.
Joseph Conrad wydał aż siedem zbiorów opowiadań.
Zebrane w niniejszym tomie historie są ich kompilacją. Mamy tu bowiem „Karain:
wspomnienie”, „Lagunę” oraz „Placówkę postępu” ze zbioru „Opowieści
niepokojące” (1898), „Młodość: opowieść” z „Młodości i innych opowiadań”
(1902), „Amy Foster” z „Tajfunu i innych opowiadań” (1903), „Anarchistę”,
„Informatora”, „Opowieść ironiczną” i „Il Conde. Opowieść żałosna” z „Sześciu
opowieści” (1908), „Tajemnego towarzysza” i „Freye z Siedmiu Wysp” z
„Uśmiechu fortuny” (1912), „Wspólnika” z „Wśród prądów” (1915) oraz „Książę
Roman” i „Opowieść” z „Opowieści zasłyszanych” (1925). Jest więc niniejsza książka próbą
panoramicznego ukazania różnorodności rzemiosła i zainteresowań pisarza z
Berdyczewa. A wachlarz dobra jakie na nas spływa jest nieograniczony i wraz ze
zmieniającymi się warunkami społeczno-politycznymi zyskuje nowe znaczenia i
interpretacje. Proza wciąż żywa, meandrująca między zwrotnicami czasów i nie
dająca się pogrążyć w otchłaniach przeszłości.
To prawdziwy fenomen, że pisane na zamówienie i
publikowane w poczytnych czasopismach (takich jak: „Cornhill”, „The Savoy”,
„Cosmopolis”, „Pall Mall Magazine”, „Ilustrated London News” i „Blackwood’s
Magazine”) historie, po 100 latach nadal tchną jakością i mądrością. Conrad jak
nikt inny potrafił łączyć przygodowy, a często wręcz bajecznie egzotyczny
klimat, z poważnymi treściami, odwołującymi się do emocji, melancholii i
przekonań kolonialnego społeczeństwa o potędze swojego narodu. Autor „Tajnego
agenta” kupował sobie sympatię czytelników właśnie różnorodnością, którą możemy
rozpatrywać na kilku płaszczyznach. Jedną z nich jest przestrzeń – raz
wydarzenia toczą się na lądzie (zarówno tym wielkomiejskim, jak i
prowincjonalnym), by za chwilę przenieść nas na pokład statku, na zamknięte terytorium
gdzieś między oceanami, gdzie ludzie skazani są na siebie nawzajem, a ich obopólne
relacje przybierają wymiar antycznych dramatów. Przemierzamy Afrykę Środkową
(„Placówka postępu”), morza Azji Południowo-Wschodniej („Laguna”, „Karain”),
dzikie rejony Europy Wschodniej (Amy Foster), a nawet neapolitańskie równiny.
Inną płaszczyzną będzie z pewnością szeroki wachlarz bohaterów. Przez karty
opowiadań przewijają się marynarze i inni ludzie morza, mieszkańcy odległych
malajskich państewek, władcy, wojownicy, służący, handlarze, plantatorzy,
anarchiści, służby bezpieczeństwa, kapitaliści, robotnicy, więźniowie, wiejski
lekarz, młoda arystokratka, rozbitek i inni. Jest też być może najważniejsza płaszczyzna
– narracyjna. Conrad należy do wielkich eksperymentatorów w zakresie form
prozatorskich, co owocuje bogatym i wieloaspektowym repertuarem opowieści. Są
tu utwory krótkie, kilku lub kilkunastostronicowe, oraz podzielone na kilka
rozdziałów mikropowieści. Raz narracja prowadzona jest trzecioosobowo, przez
wszechwiedzący podmiot, by po chwili, w kolejnej historii, przekształcić się w
opowieść snutą na kanwie bardowskiego bajdurzenia, przez anonimowego, ale
dobrze nam znanego bohatera.
Piękne i sugestywne są te opowiadania, niezależnie
czy Conrad operuje w danym momencie stylistyką bliższą temu, co powszechnie
uważa się za spuściznę Franza Kafki czy Anatola Franca. Nie sposób jednak
opisać wszystkiego, skupię się więc na tych dwóch historiach, które urzekły
mnie najbardziej. Zacznę od końca, od napisanej w 1916 roku „Opowieści”. Nie
będę wchodził w szczegóły fabularne dzieła, nie to jest zresztą jego istotą. W
„Opowieści” zawarł Conrad swoje przemyślenia na teraz opowiadania. Jego źródeł,
motoryki, narracji i odbioru, ale też o jego bohaterach – podmiocie kreującym i
słuchaczu. Każde opowiadanie zdaniem Conrada rozgrywa się na przestrzeni
międzyludzkiej, a obie strony relacji są zarazem samotne, jak i społecznie
zawikłane. Jeden mówi, mając na myśli konkretny cel i towarzyszące mu odczucia,
drugi z kolei odbiera treść przefiltrowaną przez własne czasy i doświadczenia.
I tak to właśnie wybitny pisarz dochodzi do genialnego w swej prostocie
wniosku, że interpretacja opowieści nigdy nie będzie ani zła, ani dobra,
wszyscy podążają w tym samym kierunku, jednakże ścieżką owładniętą mrokiem. Ta
relacja przypomina nam, że nie ma sensu podchodzić także do jego dzieł z góry
nakreślonym tłem i jednowymiarowym rozumieniem. Wręcz przeciwnie, powinniśmy
stale doszukiwać się w tych słowach kolejnym warstw sensów, a żadna
interpretacja, nawet ta banalna, nie jest ani dobra, ani zła.
Tak rozumiejąc sedno procesu opowiadania, przejdę
do drugiego utworu, który odcisnął na mnie silne piętno. „Amy Foster” to
subtelna i smutna historia rozbitka z Karpat, który sprzedał swoje dobra i
ruszył w podróż do Ameryki, aby tam zarabiać na poszukiwaniu złota. Los rzucił
go na angielską prowincję, gdzie pracuje u państwa Swafferów przy pasaniu
owiec. Tam właśnie Yanko poznaje Amy, z którą później się żeni. Ta historia w
swojej prostej ramie narracyjnej jawi się jako wzruszająca opowieść o
samotności, ale bywa też odczytywana w kluczu autobiograficznym, jako
symboliczne przetworzenie losu emigranta. Jest to też jedno z najbogatszych
narracyjnie opowiadań Conrada. Istotną rolę
w konstrukcji odgrywa tu koncepcja polegająca na udziwnieniu opowieści. Yanko
opisuje świat widziany oczyma kogoś, kto nic nie wie i niczego nie rozumie,
obcego przybysza z innego, egzotycznego świata. Autor „Jądra ciemności” wzmaga
w ten sposób wstrząsający obraz samej emigracji, lecz zarazem tworzy tajemniczą
i absurdalną wizję świata, a zwłaszcza angielskiej prowincji. W takim
odczytaniu „Amy Foster” to odwrócenie kolonialnych narracji z czasów
wiktoriańskich, ale także przypowieść o strachu przed odmiennością, jakże
aktualna w dobie kryzysu migracyjnego. To jedna z piękniejszych opowieści o
wyobcowaniu i deficytach, jakie przyszło mi ostatnio czytać.
„Opowiadania” Conrada to prawdziwa uczta dla
intelektu. Hermetyczna, niemal z pogranicza snów fraza, wymaga ciągłego
skupienia i powolnego sączenia. To proza kontemplacyjna, w której czas płynie
bardzo wolno, a głębia widoczna jest dopiero pod lupą koncentracji. Ironiczna,
ale także egzystencjalna, oparta na prostych pomysłach, a jednocześnie
odwołująca się do całej gamy problemów społecznych, aktualna, ale równocześnie
prorocza. To taki zbiór, gdzie doświadczymy zarówno piękna prostoty, jak i
układów wielokrotnie złożonych, o kilku poziomach głębi i licznych
płaszczyznach interpretacji. Conrad pisał tak, jakby chciał wyrwać życiu
wszystkie tajemnice na siłę. Doskonale skomponowana i niezwykle różnorodna
lektura, która jest prawdziwą skarbnicą wiedzy o życiu.
Ocena:
Tym razem, raczej nie dla mnie, ale ważne, że Tobie przypadły do gustu. 😊
OdpowiedzUsuńLubię opowiadania, więc możliwe, że przyjrzę się bliżej tej książce. :)
OdpowiedzUsuńConrad to jeden z klasyków, po którego twórczość chciałabym sięgnąć. Wydaje się być na wskroś współczesny, w formie, w języku. Nie pamiętałam, że pisał opowiadania. Dobrze, że zostały wznowione.
OdpowiedzUsuńNaprawdę zapowiada bardzo mądra lektura...
OdpowiedzUsuń