Liczba stron: 600
Oprawa: twarda
Premiera: 21 listopada 2016 r.
Charles
Dickens swoją „Opowieść o dwóch miastach” publikował w 1859 roku na łamach
tygodnika „All the Year Round”. Powieść była później wielokrotnie wznawiana i
do dzisiaj stanowi jedną z najlepiej sprzedających się książek wszech czasów.
Warty odnotowania jest także fakt, że to druga obok „Barnaby Rudge” powieść
historyczna brytyjskiego pisarza.
Akcja książki
toczy się w XVIII wieku, dokładniej zaczyna się w 1775 roku a kończy na
rewolucji francuskiej. Historia rozgrywa się równolegle w dwóch europejskich
miastach, Londynie i Paryżu. Jarvis Lorry i Lucie Manette przybywają do stolicy
Francji, aby uwolnić uwięzionego w Bastylii doktora Manette, ojca Lucie. Wiele
lat uwięzienia i rozłąka z rodziną, przyprawiły doktora o chorobę umysłową. Pod
ścisłą pieczą kochającej córki, Manette odzyskuje zdrowie, pamięć i chęć do
życia. Jak to czasem w życiu bywa, los jest dla doktora przewrotny. Jego ukochana
Lucie wychodzi za mąż za Karola Darnaya, który nie jest tym, za kogo się podaje.
Po wybuchu rewolucji Darnay w akcie dobroci, postanawia zostawić swoją żonę z
dzieckiem i wraca do Francji, aby pomóc dawnemu rodzinnemu słudze, który został
bezzasadnie uwięziony. W Paryżu Darnay trafia do więzienia i po rozpoznaniu
zostaje skazany na śmierć. Koniec książki Dickens ułożył w iście romantyczny
sposób, którego jednak w tym miejscu nie zdradzę, aby nie psuć lektury tym,
którzy jeszcze tego dzieła nie znają.
„Opowieść
o dwóch miastach” wyróżnia się przede wszystkim tłem historycznym. Legenda
głosi, że Dickens długo przygotowywał się do opisania Paryża, najpierw po nim
spacerując, potem wertując stosy książek z biblioteki, przysłane mu na ten cel
przez przyjaciela. Autora powieści nie interesowały przyczyny buntu, nie
wchodził on w polityczne tło całych zamieszek, i chwała mu za to. Powstanie w
tej książce stanowi naturalną konsekwencję wydarzeń jakie ją poprzedziły –
ubóstwa, dyskryminacji, wykorzystywania, pomiatania. Warto zwrócić uwagę, że
Dickens stara się bronić tych, którzy rzucili się do broni i zaczęli zabijać w
imię swojego parszywego losu. Usprawiedliwienie otrzymuje nawet Pani Defarge,
która ma poważny powód, aby odpłacać się teraz arystokracji. Nie da się ukryć,
że dla Dickensa rewolucja jest swoistą przestrogą dla współczesnych mu Anglików
- za popełnione zło trzeba później zapłacić.
Autor
opisał te wydarzenia w sposób bardzo obrazowy, akty gniewu ludu pełne są
brutalnych wizji, w tym z użyciem gilotyny. Nie zapomniał o scenach zbiorowych,
dziejących się na ulicach czy w sądach, które naświetlają nam z jeszcze większą
mocą tło społeczne tamtych wydarzeń. Choć może dzisiaj, w epoce terroryzmu i horrorów,
takie doniesienia nie robią już wrażenia, w XIX wieku z pewnością miały większą
moc edukacyjną. Doskonale nadają się także do adaptacji filmowych i teatralnych,
dzięki czemu historia nadal jest wznawiana i żywa (nadmienię, że miałem okazję
obejrzeć ekranizację z 1935 rok o tytule „W cieniu gilotyny”, którą z całego
serca polecam).
„Opowieść
o dwóch miastach” to jednak nie tylko historia. Dickens miał niezwykły talent
do tworzenia barwnych i symbolicznych postaci. Wystarczy tu wspomnieć Olivera
Twista, Dawida Copperfielda, Ebenezera Scrooge’a, Nicholasa Nickleby’ego i
innych. Nie inaczej sytuacja ma się z tą książką, gdzie autor opisywał losy
czterech głównych bohaterów: Lucie, Karola, Sydney'a oraz doktora Mannete'a. O
ile pierwsza dwójka jest raczej
jednowymiarowa i schematyczna – są bezgranicznie ufni i gotowi zrobić wszystko
dla dobra społeczeństwa, o tyle postać doktora Manette, jako jednostki spajającej
całą historię, oraz osoba Sydney’a Cartona, człowieka niewiadomego, który na
koniec urasta do symbolu walki o miłość, przykuwają uwagę i na długo zostają w
pamięci. Brytyjski pisarz zadbał także, a może przede wszystkim, o drugi plan
bohaterów, gdzie każdy jest w pełni zindywidualizowany, zarówno pod względem
języka, jak i sposobu bycia.
Autor
„Klubu Pickwicka” recenzowaną książką udowodnił, że potrafi pisać w sposób
wciągający i plastyczny. Zachwyca przede wszystkim konstrukcja i przemyślane
zwroty akcji. Narracja przywodzi na myśl najlepsze romantyczne dzieła dawnych
wieków – pełna jest ciepłych dialogów,
nostalgii, długich opisów i zdań, których
dzisiaj już się nie używa. Stronę estetyczną utworu podnoszą rozdziały pełne
zjawisk artystycznych typowych dla poetyki snu, metafor i porównań. Gdyby tę
treść miał przedstawić np. Goncalo Tavares, pewnie okroiłby ją do 150 stron i
stworzył surowy szkielet historii ascetycznej, zupełnie zatracając jej historyczne
tło.
„Opowieść
o dwóch miastach” to bez dwóch zdań jedna z najsmutniejszych i najbardziej
przygnębiających opowieści w dorobku Anglika. Scen komicznych jest tu jak na
lekarstwo, próżno też szukać lżejszych akcentów. Ale taka właśnie jest ta
historia, niekiedy operująca wręcz onirycznymi wstawkami, odwołująca
się do najgłębszych pokładów wrażliwości i zmuszająca do refleksji nad
meandrami ludzkiego bytowania. To także tragiczna opowieść o dokonywaniu
czynów niezbędnych i ostatecznych, o niegodziwości z której urosło prawdziwe
zło, oraz o poświęceniu, którego na tym świecie nadal jest za mało. Wszystkim,
którym nieobojętny jest etyczny wizerunek człowieka i ludzkiej zbiorowości oraz
którzy chcą skupić się nad problematyką egzystencjalną, polecam zapoznanie się
z lekturą tej niezwykle mądrej i pouczającej książki, stanowiącej istotny wkład
w zrozumienie pojęcia empatii.
Ocena:
Z Dickensem zaczęłam znajomość w listopadzie od jego "Opowieści wigilijnych". Myślę teraz właśnie nad "Opowieścią o dwóch miastach", bo bardzo polubiłam jego prozę i autor powoli staje się moim ulubionym. Świetna recenzja, z przyjemnością przeczytałam całą i bardzo mnie zachęciłeś do lektury. :)
OdpowiedzUsuńJeśli podobały się "Opowieści..." to także i ta książka się spodoba. Ja osobiście cenię ją bardziej niż np. "Davida Copperfielda". Dickens jest specyficzny, czasami nieco archaiczny przez co nie każdemu przypadnie do gustu. Niemniej to piękna historia warta poznania :)
UsuńPrzymierzam się do 'Opowieści o dwóch miastach', ale jak zwykle nie mam czasu. Dostałam kiedyś anglojęzyczny audiobook czterokasetowy, tę książkę. Słuchałam jeszcze jak mi magnetofon działał, ale to trochę tak od środka było. Dickensa lubię, choć zawsze tak jest, że nie chcę, nie chcę, ale jak już zaczynam czytać, to się nie mogłam oderwać. Pamiętam że jak czytałam 'Great expectation' to tak się wciągnęłam, że potem pisałam konstrukcjami z XIX wieku. Nieświadomie.
OdpowiedzUsuńŁapanie stylu pisarza, którego akurat się czyta to typowa dolegliwość książkoholików.
UsuńDla mnie Dickens jest najlepszy na okres świąteczny, jakoś tak się tradycja utarła, więc za rok znowu do niego wrócę.
W zeszłe święta czytałam 'Świerszcza za kominem'.
UsuńTa książka jest rewelacyjnie wydana, nie mogłam się jej oprzeć jak zobaczyłam ją w księgarni :) Bardzo lubię Dickensa, a "Opowieść o dwóch miastach" trafiła na moją listę 'must read' na ten rok :)
OdpowiedzUsuńTo prawda że wydanie robi wrażenie. Duże litery, piękne ilustracje, mocna oprawa. Ja miałem szczęście książkę wygrać w jakimś konkursie i cieszy ona moje oko teraz z półki :) Żałuję tylko, że cały Dickens nie doczekał się jednego spójnego wydania wszystkich dzieł.
UsuńAleż piękna książka... i ależ ja mam braki w klasyce...
OdpowiedzUsuń