Recenzja "Przez błękitne pola" Clare Keegan

„Przez błękitne pola” Claire Keegan to zbiór ośmiu opowiadań, pierwotnie wydanych piętnaście lat temu
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 208


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Dariusz Żukowski

Premiera: 2 listopada 2023 rok

„Przez błękitne pola” Claire Keegan to zbiór ośmiu opowiadań, pierwotnie wydanych w 2007 roku. Teksty trafiają do Polski po piętnastu latach od ich premiery, w związku z czym nie powielają najistotniejszych obecnie literackich tematów. I bardzo dobrze. Autorka przedstawia nam za to świat, w którym sąsiedzi plotkują, krowy ryczą pod oknem, a czasy rolników są policzone.

W pierwszym opowiadaniu pt. „Prezent na pożegnanie” dziewczyna z irlandzkiej prowincji wyjeżdża do Ameryki. Opuszcza farmę, w której była wykorzystywana przez ojca. W innym tekście („Na skraju wody”), młody człowiek studiuje w Harvardzie. Rusza w podróż do Teksasu odwiedzić matkę, która wyszła za milionera. Ten podczas spotkania w restauracji opowiada mu o homoseksualizmie w wojsku. Chcąc się uwolnić od ciężkiej atmosfery, bohater ucieka nad ocean. Wybiera wolność, której nie doświadczyła jego babcia. Ta, zamiast po prostu pływać, wsiadła do samochodu mężczyzny, któremu urodziła później dziewiątkę dzieci.

Irlandia widziana oczami Keegan bywa zmienna zwłaszcza tam, gdzie do głosu dochodzi młode pokolenie. Autorka opisuje wiejski świat milczących mężczyzn i dzikich kobiet, którzy w większości zawierają nieudane małżeństwa i płodzą kolejne pokolenia. Te wbrew oczekiwaniu rodziców nie grzebią się dalej w ciemności. Chcą przerwać tradycję trwania w pogańskim świecie, gdzie księża łamią śluby i są duchowo bezsilni; gdzie ojcowie wykorzystują córki; gdzie kobiety potrafią bezpardonowo opowiedzieć sąsiadom historię własnej zdrady. I udaje im się to. Keegan pisze swoje historie tak, jakby można było nimi wybić okno, za którym znajduje się konserwatywna i ułomna rzeczywistość, by przez powstałą w ten sposób szczelinę, wpadło światło nadające nowe życie i zapraszające do ucieczki.

Autorka fenomenalnych „Drobiazgów takie jak te” wykorzystuje klisze irlandzkiego życia na wsi. Zamiast jednak je powielać, wylewa na nie łatwopalny środek i czeka, aż ten zacznie płonąć. W tym krótkim zbiorze nie ma dwóch takich samych tekstów. Każda historia, to inny krąg piekła. Surowa i bezwzględna rzeczywistość „Prezentu na pożegnanie” miesza się z gotyckim klimatem „Córki leśnika” i folklorystyczną aurą „Nocy jarzębin”, w której mężczyzna kocha kozę, a wyszydzana uzdrowicielka po ułożeniu sobie życia, wchodzi do tajemniczej łodzi rybackiej.

Keegan tak naprawdę nie zastanawia się, kto jest gorszy – kobiety czy mężczyźni? Takie podziały są domeną współczesności. W jej świecie praktycznie każdy bohater ma swoje za uszami. Ci prości ludzie wielokrotnie nie wiedzą jak wyjść z mrocznego impasu. Popełniają wciąż te same błędy, zawsze wiedzą lepiej, żyją w biedzie i beznadziei. A jednak próbujemy im kibicować i bardzo się cieszymy, gdy ostatecznie któryś z protagonistów odcina się od brudu przeszłości.

Dlaczego tak bardzo odpowiada mi pisanie Claire Keegan? Lubię niespieszne, skupione na detalu i chłodne narracje o prostych ludziach. Jeszcze bardziej je cenię, gdy są opisane lirycznym, nostalgicznym tonem, który podkreśla ogrom przestrzeni i bliskość natury. „Przez błękitne pola” to wreszcie przykład modelowych literackich miniatur. Wielowarstwowych, opowiadających o rzeczach naprawdę ważnych (osamotnieniu, wolności, śmierci czy tradycji), dalekich od chwilowych mód i niezrozumiałych w innych przestrzeniach geograficznych metafor. Nie ma tu miejsca na przypadkowość, proste puenty i zgubną różnorodność. Ten zbiór powinno się stawiać młodym pisarzom za wzór. Tak właśnie należy opowiadać krajobraz kraju, mentalności i filozofii życia konkretnej społeczności z danych czasów.

 

Recenzja "Dziewczyna na Via Flaminia" Alfred Hayes

"Dziewczyna z Via Flaminia" Alfreda Hayesa to niewielkich rozmiarów, poruszająca książka o wojnie
Wydawca: Próby

Liczba stron:188


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Anna Arno

Premiera: 5 września 2023 rok

Alfred Hayes, urodzony w Wielkiej Brytanii pisarz i scenarzysta, podczas drugiej wojny światowej pełnił służbę w armii amerykańskiej. Zamiast na front trafił do Special Services – wojskowego wydziału kultury. Pod koniec wielkiej wojny trafił do Rzymu, gdzie oprócz obowiązków zawodowych, współpracował także z czołowymi przedstawicielami rodzimego ruchu filmowego neorealizmu. To właśnie Hayes tworzył dialogi do „Złodziei rowerów” oraz naszkicował część epizodów „Paisy”. Jego talent do przelewania obserwacji na papier widać w wydanej w 1949 roku „Dziewczynie na Via Flaminia” – drugiej powieści autora. To niewielkich rozmiarów dzieło, które przybliża mikrokosmos społeczeństwa nieodwracalnie zniszczonego przez realia wojenne. To błyskotliwa, ponura, a zarazem pięknie skomponowana książka, przepełniona bólem i poczuciem beznadziei niemożliwej do naprawy.

Bohaterem powieści jest Robert – żołnierz zmęczony koszarową codziennością. Tęskni za bliskością i życiem u boku kobiety. Nie interesuje go zaspokajanie potrzeb z prostytutkami, które w tamtych czasach można było spotkać praktycznie na każdym kroku. Szacuje się, że ponad siedemdziesiąt procent amerykańskich żołnierzy korzystało podczas stacjonowania we Włoszech z usług seksualnych. Wielokrotnie za zapłatę wystarczył keks otrzymany od matki zza oceanu czy konserwa z wojskowego przydziału. Robert chce jednak czegoś innego i dlatego postanawia dzielić prywatny pokój z Lisą, miejscową Włoszką. Wynajmują kwaterę u pani w średnim wieku, która przekształciła swoją jadalnię w prosty bar. W jej domu mieszka także pogrążony w żałobie mąż Ugo oraz Antonio, ich dorosły syn. To właśnie spostrzeżenia i postawa tego ostatniego, zgorzkniałego, byłego żołnierza, są jedną z wartości „Dziewczyny na Via Flaminia”.

Oszczędna, precyzyjna i sugestywna proza Hayesa skupiona jest wokół dialogu. Zdarzenia dzieją się zazwyczaj w zamkniętych przestrzeniach. Raz jest to pomieszczenie barowe, w innym momencie pokój, koszary czy wnętrze samochodu. Tak skonstruowana akcja oddaje głęboko zakorzeniony nastrój i atmosferę leżącą u podstaw całej historii. Jest smutno, samotnie, ale także empatycznie. Hayes nie ocenia swoich postaci. Każdy z nich ma indywidualne motywacje, oparte na doświadczeniach i sytuacji, w której znaleźli się wbrew własnym chęciom. Robert odczuwa samotność w obcym miejscu. Lisa jest głodna, zziębnięta, bez nadziei na poprawę swojej sytuacji. Mimo wstydu i nienawiści do samej siebie, musi pójść drogą, której się brzydzi. Antonio ma dość okupacji, poddawania się zamiast walki, brudu wypełniającego ludzkie serca. Także gospodyni oraz Ugo starają się jak najlepiej dostosować do otoczenia. Czy goszczenie najeźdźców można oceniać pozytywnie? Pewnie nie. Z drugiej strony, co im pozostało?

W swojej teatralnej narracji Hayes na bazie jednego ciągu relacji, ukazuje nastrój całego kraju, uwięzionego w pozornie niekończącej się wojnie. Układ doskonały, w którym każdy wygrywa to, co dla niego w danym momencie najważniejsze, kończy się poważnymi konsekwencjami dla zaangażowanych osób. Filmowe, zapadające w pamięć zakończenie, pełne niepewności, podkreśla tragedię losu bohaterów. Książka w sposób dosadny ukazuje też skutki wojny, zniszczenia i traumy wyrządzone nie tylko żołnierzom i siłom zbrojnym, ale także zwykłym ludziom, którzy pozostali w tyle – kobietom takim jak Lisa. To one mają niewiele możliwości poza narażeniem swojej godności, aby przetrwać. Koncentrując się na małej grupie, Hayes maluje portret kraju rozdartego między porażką i wolnością. Włochy 1944 roku nie dają nic z tego, co obiecano. Zamiast miłości mamy frustrację, koleżeństwo wyparły układy, a spokój liczne udręki.

„Dziewczyna na Via Flaminia” trafia na moją listę najlepszych książek 2023 roku. To taka lektura, która ma w sobie urok „Casablanki”, smutek „Umberto D.” i dynamikę sztuk Dürrenmatta. Hayes pokazuje w niej, jak świetnym był obserwatorem, a jednocześnie jak dobrze umie zniuansować nastroje różnych grup społecznych. Uwypukla w niej także to, co zwykł mawiać o sobie, a mianowicie, że „woli być dobry niż znany”. Ta książka właśnie taka jest – bardzo dobra, bez kokieterii i próby przypodobania się komukolwiek.

Recenzja „Dwie historie i inne historie” Gustaw Rajmus

„Dwie historie i inne historie” Gustaw Rajmus to zbiór opowiadań
Wydawca: Forma

Liczba stron: 148


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: październik 2023 rok

„Z czasem doszło do tego, że piekarnik nabrał tożsamości katolika i w piątki chciał przygotowywać tylko rybę, zaś radio obchodziło szabas, wyłączając się na weekend; zmywarka ze względu na prawa kobiet przestała współpracować z konserwatywnym kranem. Moja kabina natryskowa za każdym razem podkreślała współczesne niuanse gospodarki ekologicznej dotyczącej zużycia wody, a system monitoringowy prosił mnie, abym brał udział w jego artystycznych, filmowych przedsięwzięciach. Dom nabrał życia”.

To fragment pierwszego opowiadania z tomu „Dwie historie i inne historie”. Przytoczenie go na początku mojego omówienia książki Gustawa Rajmusa ma za znaczenie podkreślić dwie kwestie. Po pierwsze Absolwent Uniwersytetu Szczecińskiego lubi literackie ornamenty i stylistyczne zabawy, co podkreśla także Jarosław Jakubowski w swoim blurbie. Po drugie autor często odwołuje się do najróżniejszych aktualnych wydarzeń gospodarczych, społecznych czy politycznych. Jednocześnie czyni to w sposób pozbawiony tezy, nie zajmuje klarownego stanowiska, woli rzucić przynętę, na którą każdy może złapać się na swój własny, indywidualny sposób.

Zamieszczony cytat z opowiadania „AI” może przypominać nieco lekki i żartobliwy styl Kereta, Lamberta czy Gefena. I faktycznie ten konkretny tekst został napisany w takim tonie. Oto młode małżeństwo kupuje inteligentny dom. Zamiast jednak stworzyć przytulne, nowoczesne ognisko szczęścia, ich związek rozpada się po kilku latach. Z pomocą samotnemu mężczyźnie przychodzą urządzenia, które potrafią mówić, dawać cenne rady, a nawet mieć wolę oglądania „Ratatuj”. Jest więc nieco zabawnie, ale nie humor jest dla Rajmusa kluczowy, o czym dobitnie przekonują kolejne teksty. W „Dwóch historiach” bohaterka doświadcza przemocy rodzinnej. Gdy dorosła, znajduje sobie partnera, który zostawił ją przy pierwszym poważnym wyzwaniu. Tym razem ze wsparciem w uzyskaniu harmonii życiowej przychodzi założony blog. Jest też „Talib”, czyli opowieść o młodym humaniście, który pod wpływem otoczenia i doświadczenia zmienia swoje ambicje. Od celebrowania piękna w sztuce, przez poszukiwanie wiary i protesty LGBT, aż po zakup Netflixa i ostentacyjne palenie książek filozofów.

Co łączy te teksty? Dynamika i próba szukania substytutów. W tekstach Rajmusa niewiele jest stałości. Ludzką rodzinę mogą zastępować urządzenia, przemocowego ojca - nieodpowiedzialny partner, zaś wzniosłe idee – najpopularniejszy serwis z serialami. Autor „Dwóch histori i innych historii” żongluje konwencjami, łamie schematy gatunkowe i na tym fundamencie buduje opowieści o ułomności ludzkich poczynań. Ich poczynania bywają irracjonalne, wręcz surrealistyczne. W ten sposób unaoczniają nam samym, jak często pod wpływem czyichś słów, mody czy towarzystwa, robimy coś, co wytrąca nas z równowagi. Parafrazując opowiadanie „Tajniki wabienia umarłych” – za wszelką cenę chcemy znaleźć duchy, choć wiemy, że to odkrycie nie da nam spełnienia czy spokoju.

W zbiorze „Dwie historie i inne historie” zawarto kilkadziesiąt tekstów. Większość z nich to miniatury na 3-4 strony. Niektóre z nich mówią o jakimś konkretnym zdarzeniu (np. w „To się wydarzyło tego lata” młody mieszkaniec spotyka na spacerze Killerface’a  czarującego z maczetą na dzieciach na hulajnogach), inne traktują życie bohaterów przekrojowo. Ci najpierw kupują mieszkania, dostają pracę czy rozpoczynają nowy etap, a dopiero później doświadczają jakiegoś przełomu. Protagonistka „Biedy” jedzie w nieznane poznać czym jest prawdziwe ubóstwo, w „Oku cyklonu” widzimy jak traumatyczne zdarzenie z dzieciństwa oddziałuje na późniejsze losy kobiety, w „Perswazji” problemem dla młodej pary okazują się rodzice, którzy zakładają nowe związki czy jeżdżą na koncerty Justina Biebera.

Zdecydowałem się patronować temu zbiorowi, bo widzę u autora potencjał. Nie każdy pisarz umie zamknąć w kilku akapitach wciągającą historię, z przesłaniem i nieoczywistą puentą. To takie współczesne opowieści niesamowite, które potrafią zaskoczyć, a nawet zszokować. Muszę jednak dopowiedzieć, że nie przyjmuję tego zbioru bezkrytycznie. Część z tekstów jest wtórna nawet względem siebie samych (przykładowo kilka z nich rozpoczyna się od zakupu mieszkania przez parę), niektóre są zwyczajnie nudne (np. „Poeta”), styl bywa czasami aż nazbyt fantazyjny, trafiają się też opowieści dobre, które jednak nie do końca mi pasują w tym miejscu, w którym się znalazły. Bardzo lubię opowieść o terroryzowaniu podwórka i wynajęciu ‘kilera’ za gumy Donaldy, ale jednocześnie odnoszę wrażenie, że zostało ono tu doklejone trochę na siłę. To jakby wrzucić teksty Jakuba Michalczenia do antologii Edgara Allana Poe. To nie może dobrze pracować jako całość.

„Dwie historie i inne historie” to ciekawy, świeży głos w polskiej literaturze. Warto go poznać, spojrzeć na siebie z innej strony, wreszcie wynaleźć perełki, które pozostaną z nami na dłużej.