Recenzja "Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfon

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona to zbiór dwóch nowel gwatemalskiego pisarza
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 208


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Tomasz Pindel

Premiera: 8 marca 2023 rok

Na hasło ‘literatura gwatemalska’ sporej części mieszkańców Polski nie włącza się żadne skojarzenie. Ci co bardziej oczytani, sięgający też po książki wydane jeszcze w poprzednim ustroju politycznym, mogą znać noblistę Miguela Ángela Asturiasa. Znam go i ja, bo zmarły w 1974 roku pisarz miał niezwykły dar do tworzenia trudnych, poetyckich opowiadań. I to by było na tyle, bo choć oczywiście w niewielkim kraju Ameryki Środkowej książki pisano (robił to chociażby José Manuel Arzú Herrarte czy José María Bonilla Ruano), to ich dzieła do Polski ostatecznie nie trafiały. Aż do 2023 roku, gdy Wydawnictwo Czarne postanowiło dodać do serii Powieść dwie nowele Eduardo Halfona zatytułowane „Klasztor. Żałoba”.

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona zawiera w sobie dwie nowele

Oba zamieszczone w tomie teksty mają swoje podłoże w biografii autora. W pierwszym z nich śledzimy mężczyznę i jego brata udających się do Jerozolimy na ślub siostry. Podczas gdy wielu turystów zmierza do Izraela jako ziemi obiecanej, narrator, który określa siebie jako „czasami Żyd”, odkrywa to miejsce z rosnącym dyskomfortem. Przyzwyczajony do dużej swobody religijnej, z niepewnością odkrywa inny wymiar posłuszeństwa i poświęcenia. Bliskość ortodoksyjnej rodziny nakazuje mu iść w ślady Hamleta, który zapytywał „Być albo nie być?”. W przeciwieństwie jednak do księcia Danii, który traktował ów dylemat w kategoriach pozostania przy życiu, Halfon pyta o akceptację i sens przywiązania się do siły, która może przynieść zbawienie, ale jednocześnie pogrążyć w rozpaczy. Dopiero przypadkowe spotkanie z młodą kobieta, poznaną kilka lat wcześniej w Antigua Guatemala, pozwoli spojrzeć na jego życie z innej perspektywy. „Klasztor” jest poruszającą i intensywną podróżą w głąb tożsamości narodowej, religijnej nietolerancji oraz ograniczeń i fikcji, którymi człowiek się posługuje, by zrozumieć siebie. 

Eduardo Halfon to współczesny pisarz gwatemalski, który "Żałobą. Klasztorem" debiutuje na rynku polskim

Drugi utwór zbioru jeszcze intensywniej akcentuje problem pochodzenia. Już w „Klasztorze” dowiadujemy się, że statek, którym podróżowali przodkowie autora, po kilku miesiącach na pełnym morzu zacumował w pierwszym napotkanym porcie w Ameryce Środkowej. Miała być to Panama, gdzie żyli dalecy kuzyni jego pradziadka. Później okazało się, że to Gwatemala, w której rozgościli się i zostali. W żyłach Halfona płynie krew arabska (po jednym dziadku) i żydowska (po drugim). Urodził się w Gwatemali, ale wyemigrował do USA. Odwiedzał Izrael i Liban, ale nie omieszkał zawitać do Łodzi, gdzie w 1939 roku zabrano z domu i wysłano do obozu koncentracyjnego jego dziadka z rodziną. Kim zatem jest?

W „Żałobie” podstawowy problem tożsamości rozpatrywany jest poprzez wykorzystanie postaci stryjka. Miał na imię Salomón i umarł w wieku 5 lat. Halfon pamięta, że gdy był dzieckiem mówiono mu, że stryjek utopił się w jeziorze Amatitlán. Czy jednak tak było w istocie? Temat brata jego ojca jest swoistym rodzinnym tabu. Żeby rozwikłać zagadkę Eduardo Halfon będzie musiał przeprowadzić szereg rozmów, usłyszeć kilka niemiłych słów, odwiedzić starą, poczciwą babcinę, która uraczy go opowieścią o kilku topielcach i herbatą z nienazwanych ziół. Autor ponownie opowie o brzemieniu wojennym, o wygnaniu, o kłamstwach i przemilczeniach, o korzeniach i kulturowych kontrastach. W „Żałobie” odnajdziemy wiele pytań o śmierć, samotność, utratę czy winę. Ale także o odpowiedzialność za to co było i co jest. A wszystko to na raptem stu stronach pisanych żywym i subtelnym językiem, któremu towarzyszy ton niemal dziecięcej pomysłowości, nieustannego zdziwienia własnymi wspomnieniami i nowymi odkryciami.

"Klasztor. Żałoba" Eduardo Halfona to pochwała dla głębokiej obserwacji codziennego życia

„New York Review of Books” porównuje Halfona to Kafki, ale wydaje się być to skojarzenie całkowicie chybione. Pisarz z Gwatemali nie buduje świata pełnego niepewności i grozy. On szuka, zgłębia przeszłość, próbuje dowiedzieć się kim tak naprawdę jest. Dzięki ciekawej konstrukcji i zwracaniu uwagi na szczegóły, jego relacja niezauważenie staje się zapisem nie pojedynczego losu, ale całej grupy bytów. Tak oto „Klasztor. Żałoba” zyskuje uniwersalny przekaz i podkreśla znaczenie codziennej obserwacji własnego otoczenia. Bo to właśnie z tych małych zdarzeń, tych niewielkich dygresji, Halfon tka opowieści, których chce się słuchać i o których chce się myśleć nawet wtedy, gdy kwestie przynależności kulturowej zajmują w naszym życiu dalekie miejsce.

Recenzja "Mamuśki" Ma Yeong-shin

"Mamuśki" Ma Yeong-shin to świetny komiks o niezależności kobiet
Wydawca: Kwiaty Orientu

Liczba stron: 372


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Marzena Stefańska-Adams

Premiera: 25 stycznia 2023 rok

Andriej Tarkowski, wybitny radziecki reżyser filmowy, w swojej książce zatytułowanej „Czas utrwalony” napisał „Prawdziwy obraz artystyczny inspiruje odbiorcę do jednoczesnego przeżywania złożonych, odmiennych, a niekiedy nawet wzajemnie wykluczających się uczuć”. Biorąc ten cytat za miarę dzieła literackiego można śmiało powiedzieć, że komiks „Mamuśki” Ma Yeong-shin jest dokonaniem artystycznym. Jego lektura jednocześnie czaruje, wciąga, oburza, hipnotyzuje, uwiera, bawi. Stąd trudno się dziwić skrajnym ocenom na goodreads. Już w pierwszych kadrach czytamy wiadomość otrzymaną smsem „Ty kretynko, to ja powinnam na ciebie złożyć skargę”. Chwilę później nadchodzi odpowiedź „Idź myć gówna innych…”. Stronę dalej autor idzie jeszcze krok dalej i w usta jednej ze swoich bohaterek wkłada okrzyk „Ty SUKO”. Tak mocne rozpoczęcie to nic innego jak komunikat „Albo drogi czytelniku akceptujesz moją bezpośredniość, albo poszukaj innego miejsce dla siebie”. 

"Mamuśki" Ma Yeong-shin od początku wysyłają jasny komunikat do czytelnika: albo akceptujesz bezpośredniość, albo poszukaj innego miejsce dla siebie"

Główna oś fabularna kręci się wokół czterech kobiet po pięćdziesiątce. Lee Soyeon to rozwódka znajdująca się w toksycznym związku. Myeong-ok ma romans z młodszym mężczyzną. Yeonsun jest zamożna, co przyciąga amatorów płci przeciwnej.  Yeonjeong z kolei nie może polegać na mężu, który w sprawach łóżkowych, delikatnie mówiąc, nie wykazuje się odpowiednim zaangażowaniem. „Mamuśki” to fragmentaryczna narracja o współczesnej kobiecie. Ma Yeong-shin mnoży wątki, wprowadza elementy humoru, ale nie szczędzi też przykrości swoim bohaterkom. Ich partnerów trapią różnorakie nałogi: od hazardu, przez alkohol, aż na kobietach kończąc. Lee Soyeon, Myeong-ok, Yeonsun i Yeonjeong są tu reprezentantkami całego pokolenia. Bez znaczenie pozostaje, gdzie tak naprawdę rozgrywa się akcja. Podobne emocje i rozczarowania stanowią o życiu wielu Brazylijek, Kanadyjek, Australijek czy Polek. 

 „Mamuśki” Ma Yeong-shin to fragmentaryczna narracja o współczesnej kobiecie.

„Mamuśki” nie są bynajmniej moralitetem czy jakąś formą apelu. To perfekcyjnie skonstruowana powieść graficzna, która pokazuje życie wbrew tradycjom. Ma Yeong-shin dowodzi, że kobiety nie tylko mogą same pracować, ale też brać sprawy uczuciowe we własne ręce. Wiek, przynależność do grupy towarzyskiej, wstyd pokoleniowy – to wszystko nie ma tu żadnego znaczenia. Bohaterki idą na całość, doświadczają przygód seksualnych, lądują w niewielkich pokojach w motelach, podejmują się bójek w dusznych zaułkach. Żyją pełną życia.

W nadaniu zawrotnego rytmu narracji pomagają ilustracje. Czarno-białe kadry, raz ukazujące bohaterów z oddali, w innym momencie skupiające się na szczegółach, są bardzo precyzyjne. Autor mniej interesuje się drugim planem, gdzie na ogół nie dzieje się nic, całą uwagę skupiając na bodźcach i towarzyszących im emocjach. Nie jest to może graficzne rozpasanie czy artystyczne arcydzieło, ale w tych prostych kreskach drzemie duża siła narracyjna.

"Mamuśki" autorstwa Ma Yeong-shin to pierwszy komiks w repertuarze Kwiatów Orientu

„Mamuśki” są komiksem z tezą. I jako taki budzi on skrajne emocje. Jedni odnajdują w nim powód do dyskusji na temat wyzwolenia kobiet. Inni, zmęczeni już tą kwestią mówią, że nie ma tu nic odkrywczego. Są też tacy, którzy zarzucają wizji Ma Yeong-shin nieumiarkowanie i nadmierny hedonizm. Ja proponuję podejść do tej lektury bez oczekiwań, bez szukania w niej prawd objawionych. Właśnie wtedy „Mamuśki” okazują się całkiem zabawnym portretem kobiet, które chcą od życia czegoś więcej niż nudnych związków, dzieci i monotonii. Nie mam pewności, czy takie postępowanie jest słuszne. Ale ja tu nie chciałem znaleźć jakiejś życiowej porady. Pragnąłem razem z bohaterkami przeżyć kilka incydentów, zajrzeć do miejsc, których na co dzień nie odwiedzam, oburzyć się, by po chwili utonąć w morzu empatii i śmiechu. po prostu nieźle się bawić. I właśnie to otrzymałem. „Mamuśki” wykorzystując artystyczną  strukturę i odwagę autora, są gwarancją udanej rozrywki.