Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opowiadania. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Opowiadania. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "City 6. Antologia polskich opowiadań grozy" praca zbiorowa

City 6. Antologia polskich opowiadań grozy to zbiór opowiadań

Wydawca: Forma

Liczba stron: 244


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: październik 2023 rok

„City 6. Antologia polskich opowiadań grozy” to kolejna odsłona serii, próbującej zmierzyć się z dwoma pojęciami: miastem i grozą. Czytanie zebranych tu tekstów może być dobrą zabawą, przyczynkiem do namysłu na temat różnorodności interpretacji tego samego zadania, a wreszcie także literackim wyzwaniem. Jeśli spojrzeć na cały projekt przekrojowo, okaże się bowiem, że samo rozumienie tytułowych tematów ewoluowało w sposób znaczący. Miasto nie jest w najnowszej odsłonie tylko przestrzenią obwarowaną pewnymi granicami fizycznymi, społecznymi i kulturowymi. Podobnie groza przekształciła się z tajemnicy i mroku, w budowanie nowych światów, bez wyraźnie zaznaczonych konturów. Jest strasznie, magicznie, a czasami też nostalgicznie. I bardzo mi się to podoba.

Wśród autorów 22 zebranych tekstów możemy znaleźć osoby kojarzone z tą serią od początku jej istnienia (Kazimierz Kyrcz Jr czy Dariusz Muszer), twórców dobrze znanych fanom literatury gatunkowej (Aleksandra Bednarska, Anna Musiałowicz, Krystian Janik), pisarzy niszowych (Beniamin Koffe, Michał Zagajewski), a nawet panią Martę Radomską, która do tej pory rozwijała się głównie w segmencie literatury kobiecej. Już taki dobór głosów zwiastuje, że „City 6. Antologia polskich opowiadań grozy” to zbiór różnorodny. I w tym wypadku nie jest to wada. Odmienne wizje, nastroje, bohaterowie, nie przytłaczają czytelnika, ale wręcz przeciwnie – intrygują wzajemnymi, nieoczywistymi powiązaniami.

Pierwszym motywem obecnym w kilku opowiadaniach, jest miasto jako twór żyjący, posiadający własne zdanie i umiejący je wyłożyć. W „Piasku pod powiekami” Aleksandry Knap matka i córka uciekają z pewnej kolonii, w której pracowały po 12 godzin dziennie. Tak dotarły do miasta bez ptaków, gdzie mieszkańcy nie muszą martwić się sprawami zawodowymi a mięso nie pachnie tradycyjnie. A to dopiero początek, bo to miejsce ma swoje głębsze tajemnice i bardzo chętnie wytycza nieuchronny los ludzkim istnieniom. Podobnie postępuje Miasto z opowiadania „Miasto, Masa, Multiplayer” Dariusza Barczewskiego. W tym wypadku człowiek przybywający ze wsi rozpoczyna nowy rozdział życia od gwałcenia i mordowania. W pewnym momencie mówi „Miasto spadło na mnie niczym lawina i nigdy nie przestałem doświadczać jego ciężaru” i dalej „Ja, patrząc na miasto z samego dołu, zza transparentnych firanek przytłoczenia, dostrzegałem coś zupełnie innego. W moich oczach — już nie miasto, a Miasto — było czymś perwersyjnym, przerażającym, ale nade wszystko: samodzielnym, niezależnym od mieszkańców i ich megalomańskich ambicji; gargantuicznym megalodonem pozwalającym chmarom małych rybek pływać pomiędzy swoimi zębami”. W tym kontekście wypowiada się także Anna Szczęsna, u której miasto wymierza kary i nagradza oraz Flora Woźnica, pokazująca, że pewne cykle lubią się powtarzać, a tradycja zastępowana nowym budownictwem, wcale nie musi się tak łatwo na to zgadzać.

Miasto to dla kilku autorów siedlisko niebezpiecznych, tajemniczych obiektów. Już na samym początków poznajemy wizję Beniamina Koffe, który między blokami sytuuje blaszak. Udający się do niego bohater zmienia się w Iron Mana, dowodząc, że miasto po raz kolejny ma wiele wspólnego z przemocą. Równie zły jest szpital z tekstu Tomasza Ciastonia „Istota Bólu”. Tadeusz Oszubski z kolei opisuje Miejski Dom Kultury, w którym starodawny fortepian pozwala przenieść się do innego świata.

Kilku autorów widzi w mieście kryjówkę dla osób lubiących naginać prawo. Aleksandra Bednarska w „Wszystkie oczy patrzą” rozpisała opowieść gangsterską. Marcin Rojek w „Ja tylko chciałem pomóc” portretuje mężczyznę, który postanowił ulżyć w cierpieniu nieznanej dziewczynie przy wykorzystaniu cegły. Jest też Marta Radomska i jej „Blackout”. Pozornie, miasto jest tu labiryntem komunikacji miejskiej, w którym trudno się czasami połapać. Ostatecznie okazuje się, że nawet autobus jadący w niepewnym kierunku może być lepszy, niż wyjście na zacienione ulice i skwery.

W „City 6. Antologia polskich opowiadań grozy” znajdziemy też inne pomysły, gatunkowe wycieczki i style pisania. Dla Krzysztof Maciejewski miasto jest miejscem osamotnienia, Michał Gorzyna wstawia do pewnego pokoju portal do innego wymiaru, zaś Michał Zagajewski łączy czarny kryminał z tradycyjnym rozumieniem literatury grozy. Która z tych wizji jest mi najbliższa? Na pewno polubiłem opowiadania Anny Musiałowicz oraz Pawła Lacha. Ale nie tylko ich. Z drobnymi wyjątkami, wszystkie teksty zamieszczone w tomie naprawdę trzymają wysoki poziom. Polecam z czystym sercem.

Recenzja "Przez błękitne pola" Clare Keegan

„Przez błękitne pola” Claire Keegan to zbiór ośmiu opowiadań, pierwotnie wydanych piętnaście lat temu
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 208


Oprawa: miękka

Tłumaczenie: Dariusz Żukowski

Premiera: 2 listopada 2023 rok

„Przez błękitne pola” Claire Keegan to zbiór ośmiu opowiadań, pierwotnie wydanych w 2007 roku. Teksty trafiają do Polski po piętnastu latach od ich premiery, w związku z czym nie powielają najistotniejszych obecnie literackich tematów. I bardzo dobrze. Autorka przedstawia nam za to świat, w którym sąsiedzi plotkują, krowy ryczą pod oknem, a czasy rolników są policzone.

W pierwszym opowiadaniu pt. „Prezent na pożegnanie” dziewczyna z irlandzkiej prowincji wyjeżdża do Ameryki. Opuszcza farmę, w której była wykorzystywana przez ojca. W innym tekście („Na skraju wody”), młody człowiek studiuje w Harvardzie. Rusza w podróż do Teksasu odwiedzić matkę, która wyszła za milionera. Ten podczas spotkania w restauracji opowiada mu o homoseksualizmie w wojsku. Chcąc się uwolnić od ciężkiej atmosfery, bohater ucieka nad ocean. Wybiera wolność, której nie doświadczyła jego babcia. Ta, zamiast po prostu pływać, wsiadła do samochodu mężczyzny, któremu urodziła później dziewiątkę dzieci.

Irlandia widziana oczami Keegan bywa zmienna zwłaszcza tam, gdzie do głosu dochodzi młode pokolenie. Autorka opisuje wiejski świat milczących mężczyzn i dzikich kobiet, którzy w większości zawierają nieudane małżeństwa i płodzą kolejne pokolenia. Te wbrew oczekiwaniu rodziców nie grzebią się dalej w ciemności. Chcą przerwać tradycję trwania w pogańskim świecie, gdzie księża łamią śluby i są duchowo bezsilni; gdzie ojcowie wykorzystują córki; gdzie kobiety potrafią bezpardonowo opowiedzieć sąsiadom historię własnej zdrady. I udaje im się to. Keegan pisze swoje historie tak, jakby można było nimi wybić okno, za którym znajduje się konserwatywna i ułomna rzeczywistość, by przez powstałą w ten sposób szczelinę, wpadło światło nadające nowe życie i zapraszające do ucieczki.

Autorka fenomenalnych „Drobiazgów takie jak te” wykorzystuje klisze irlandzkiego życia na wsi. Zamiast jednak je powielać, wylewa na nie łatwopalny środek i czeka, aż ten zacznie płonąć. W tym krótkim zbiorze nie ma dwóch takich samych tekstów. Każda historia, to inny krąg piekła. Surowa i bezwzględna rzeczywistość „Prezentu na pożegnanie” miesza się z gotyckim klimatem „Córki leśnika” i folklorystyczną aurą „Nocy jarzębin”, w której mężczyzna kocha kozę, a wyszydzana uzdrowicielka po ułożeniu sobie życia, wchodzi do tajemniczej łodzi rybackiej.

Keegan tak naprawdę nie zastanawia się, kto jest gorszy – kobiety czy mężczyźni? Takie podziały są domeną współczesności. W jej świecie praktycznie każdy bohater ma swoje za uszami. Ci prości ludzie wielokrotnie nie wiedzą jak wyjść z mrocznego impasu. Popełniają wciąż te same błędy, zawsze wiedzą lepiej, żyją w biedzie i beznadziei. A jednak próbujemy im kibicować i bardzo się cieszymy, gdy ostatecznie któryś z protagonistów odcina się od brudu przeszłości.

Dlaczego tak bardzo odpowiada mi pisanie Claire Keegan? Lubię niespieszne, skupione na detalu i chłodne narracje o prostych ludziach. Jeszcze bardziej je cenię, gdy są opisane lirycznym, nostalgicznym tonem, który podkreśla ogrom przestrzeni i bliskość natury. „Przez błękitne pola” to wreszcie przykład modelowych literackich miniatur. Wielowarstwowych, opowiadających o rzeczach naprawdę ważnych (osamotnieniu, wolności, śmierci czy tradycji), dalekich od chwilowych mód i niezrozumiałych w innych przestrzeniach geograficznych metafor. Nie ma tu miejsca na przypadkowość, proste puenty i zgubną różnorodność. Ten zbiór powinno się stawiać młodym pisarzom za wzór. Tak właśnie należy opowiadać krajobraz kraju, mentalności i filozofii życia konkretnej społeczności z danych czasów.