Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura australijska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura australijska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Ostatni brzeg" Nevil Shute

Wydawca:
Rebis

Liczba stron: 344


Oprawa: zintegrowana

Tłumaczenie: Zofia Kierszys

Premiera: 9 marca 2021

III wojna światowa rozpoczęła się z hukiem. Albania zbombardowała Neapol. Egipt zbombardował Anglię i Stany Zjednoczone. Stany Zjednoczone i inne państwa zrzeszone w NATO wypowiedziały wojnę Związkowi Radzieckiemu. W ten cały zamęt włączają się też Chiny, które korzystając z okazji zrzucają bomby kobaltowe na ośrodki przemysłowe w największym państwie na świecie. Tysiące bomb podziurawiło cywilizację i zniszczyło życie na znacznej części planety. Tylko populacje zamieszkujące fragmenty Ameryki Południowej, Afryki Południowej i Oceanii przetrwały. Ale na jak długo?

Napisany w 1957 roku przez brytyjsko-australijskiego autora Nevila Shute'a (1899-1960), „Ostatni brzeg” to powieść postapokaliptyczna prezentująca doświadczenia mieszkańców Melbourne po zakończonej wojnie nuklearnej. To jedna z kilku tego typu książek, które ukazały się w następstwie Holokaustu oraz bombardowań Hiroszimy i Nagasaki, w czasach, gdy zimna wojna między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim rozkręcała się na dobre. Co ją wyróżnia i dlaczego warto po nią sięgnąć w dobie pandemii?

W ostatnich latach literatura postapokaliptyczna wiązała się z hordami zombie („The Walking Dead”), zdziczałymi kanibalami („Droga”) oraz wodzami niewolników („Mad Max”). Świat po kataklizmie kojarzył ze strachem, napięciem, atakami bestii, zezwierzęceniem. Tymczasem „Ostatni brzeg” prezentuje ludzi, którzy spokojnie kontynuują swoje życie. Relaksują się na plaży, pielęgnują roślinki, gromadzą mleko, piją brandy, idą do pracy. Jej melancholijny rytm sprawia, że to prawdopodobnie najbardziej stonowana powieść postapokaliptyczna, jaką dane jest nam poznać. Powściągliwa jest nawet podróż okrętu podwodnego dowodzonego przez kapitana  Dwighta Towersa. A cel misji jest przecież tajemniczy i niepokojący – załoga, w której skład wchodzi także Peter Holmes, ma za zadanie zbadać źródło sygnałów radiowych nadawanych ze Stanów Zjednoczonych. Ten epizod nie jest dla Shute'a pretekstem do wymyślania kolejnych katastroficznych płycizn. Wykorzystuje go do ukazania kondycji załogi oraz opisania rodzących się relacji wymienionych bohaterów. Dlatego też finał eskapady jest tak banalny - to zwykły przypadek decydował o nadawaniu trudnych do odczytania wiadomości.

Z czasem życie mieszkańców coraz bardziej zaczyna różnić się od tego, co znali wcześniej. Z powodu deficytów benzyny, przemieszczanie się jest możliwe tylko przy wykorzystaniu kolei. Zaczyna brakować innych, podstawowych produktów spożywczych i przemysłowych.  Nie powoduje to jednak chaosu ani  paniki. Wszyscy pogodzili się z nadchodzącą śmiercią. Rozmawiają bez zbędnych emocji, zakładają ogródki, ogradzają farmę, łowią łososie. Shute prostymi słowami, bez nadmiernie rozbudowanych środków wyrazu, metodycznie opisuje następujące po sobie wydarzenia. Dopiero w finale pozwala sobie na nieco więcej uczuć i wzruszeń, nie przeciągając jednak struny. Ostatecznie wszystko kończy się tak, jak powinno.

„Ostatni brzeg” to powieść obnażająca bezsens wojny i zagłady nuklearnej. To też jedno z najbardziej sugestywnych świadectw życia w oczekiwaniu na zagładę. Być może książka straciła już nieco na aktualności – trudno dziś spodziewać się eskalacji konfliktu chińsko-rosyjskiego, który wynikł „w następstwie wojny pomiędzy Rosją i siłami NATO, będącej rezultatem wojny izraelsko-arabskiej rozpoczętej przez Albanię”. Nie ma tu też rozbudowanego świata wirtualnego, który obecnie przypuszczalnie pozwoliłby na zahamowanie tej fali absurdu. „Ostatni brzeg” poraża jednak czymś innym - uniwersalizmem i chłodem. Realizmem w portretowaniu ludzkiego życia. Bardzo dobra rzecz.

Recenzja "Ścieżki północy" Richard Flanagan



Wydawca: Wydawnictwo Literackie

Liczba stron: 476

Oprawa: twarda

Premiera: 7 października 2015 r.

Richard Flanagan to australijski pisarz, potomek irlandzkich zesłańców. Jego najsłynniejszą i uchodzącą za najlepszą powieścią jest „Williama Goulda księga ryb”, ale to właśnie za „Ścieżki Północy” otrzymał najbardziej prestiżową literacką nagrodę w swoim dorobku – Man Booker Prize.
Akcja książki rozgrywa się podczas II wojny światowej. Główny bohater Dorrigo Evans dostaje się do obozu, gdzie pełni rolę chirurga wojskowego. Wraz z innymi więźniami pracuje przy budowie Kolei Śmierci, czyli liczącej blisko 428 kilometrów trasy kolejowej przecinającej tereny dzisiejszej Tajlandii oraz Birmy (zobrazowano ją doskonale w słynnym filmie
"Most na rzece Kwai"). Przy jej tworzeniu w 1943 roku zaangażowanych było ponad 250 tysięcy osób, z czego śmierć poniosło około 100 tysięcy jednostek. Więźniowie nie mieli podstawowych maszyn i narzędzi, a o skali tragedii najlepiej niech świadczy fakt, że umierali przeważnie Ci, których obuwie nie wytrzymało. Chodzenie na boso prawie zawsze kończyło się zakażeniem i późniejszą śmiercią. 



„Ścieżki Północy” są próbą opowiedzenia historii osób, które doświadczyły tej tragedii. Śmierć ma u Flanagana wiele postaci. Autor doskonale łączy naturalizm z subtelnością, gdy opowiada o ratowaniu resztek człowieczeństwa pośród bólu i upokorzenia. Szczególnie bolesna wydaje się scena katowania niewinnego więźnia, której biernie przygląda się prawie pół tysiąca osób. W tej jednej scenie, autor najdobitniej zobrazował nam to nieznośne uczucie bezosobowości, swoistej alienacji i oddalenia, jakie towarzyszy nam podczas lektury. Bo też w „Ścieżkach północy” nie tylko treść jest trudna, ale również forma.
Dzieło Flanagana to także dramat polityczny, oparty na różnicach w światopoglądzie myśli wschodniej i zachodniej. Jest to także relacja o tęsknocie, poszukiwaniu siebie i miłości, chodź należy oddać otwarcie, że wątek miłosny schodzi tu na dalszy plan.



Dorrigo Evans przeżył piekło, podczas którego z pomocą przychodziła mu pamięć o chwilach radości – beztroskich czasach dzieciństwa, poznaniu piękna literatury czy spotkaniu kobiety jego życia. Do dalszego wstawania motywowało go także jego powołanie. Dorrigo lubił ratować innych i traktował to powołanie bardzo poważnie. Czasy wojny były dla niego wyjątkową próbą, która jednak nie pomogła mu przygotować się na to wszystko, co dopadło go później. To po powrocie do domu zaczęła się dla niego prawdziwa Golgota, to tam poczuł swoją nieopisaną pustkę w tym wielkim światowym istnieniu, kiedy ocalony z piekła, jako bohater wojenny miotał się w codziennym życiu.
Bo też autor nie chciał nam przedstawić kolejnej pozycji wojennej, wypełnionej anonimowymi trupami i statystykami. Jego zamierzenie sięga zdecydowanie dalej. Historia Dorrigo nosi silne znamiona uniwersalności. Narracja została poprowadzona w sposób oddający naszą ludzką naturę, która nawet podczas momentów największych prób, szuka czegoś ulotnego, co dawno już minęło, albo co może nigdy się nie wydarzy. I tak jak nasze życie jest ciągłym pasmem oderwania myśli od rzeczywistości, tak i losy Dorriga pokazują, że dążenie do czegokolwiek wcale nie musi być zwieńczone spełnieniem, nawet gdy to marzenie stanie się realne.
"Ścieżki Północy" są więc opowieścią o tym, jak deformujemy rzeczywistość wokół i jak bardzo bezbronni jesteśmy wobec samych siebie. Jest to jedna z ciekawszych pozycji traktujących o wieloaspektowym okrucieństwie wojny, a także jej wpływie na osobistą percepcję rzeczywistości. To wyprawa na samo dno jądra własnej duszy, wystawionej na okrucieństwo świata.



Flanagan pisząc swoją książkę, opierał się na relacjach własnego ojca z pobytu w obozie. To on nakreślił mu tło, które później tak wiarygodnie oddał w tekście. Zwracanie uwagi na małe szczegóły, jak smak kuleczek zjełczałego ryżu czy smród wydobywający się z kości, nadają tej historii nie tylko wymiaru tragicznego, ale przede wszystkim rzetelnego. Warto też zwrócić uwagę, że wątek miłosny opisany w książce, został zaczerpnięty z życia kolegi jego ojca z obozu. 



Nie jest to powieść łatwa. Narracja jest rwana, montaż opowieści czasami wydaje się niedopracowany, brak wystarczającego skupienia może zakończyć się łatwym zgubieniem wątku i utratą tej niewidzialnej nici drugiego dna. Jeśli jednak lubimy opowieści toczące się wewnątrz człowieka, nie boimy się trudnych tematów i jesteśmy otwarci na autorefleksję, warto tę książkę znać, bo chodź nie jest to arcydzieło, na pewno może uchodzić za powieść co najmniej bardzo dobrą.


Ocena: