Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura argentyńska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura argentyńska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Pożegnanie z biblioteką. Elegia z dziesięciorgiem napomknień" Alberto Manguel

Wydawca: Drzazgi

Liczba stron: 164


Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Tłumaczenie: Michał Tabaczyński
 
Premiera: 25 kwietnia 2022 rok

Alberto Manguel to nietuzinkowa postać. Mający dziś na karku 74 lata pisarz, tłumacz i redaktor najbardziej znany jest ze swojej posługi względem Jorge Luisa Borgesa, któremu w latach 1964-68 czytał książki. Sprowadzenie jego życia do tego jednego faktu byłoby jednak nietaktem. Manguel był profesorem na kilku uniwersytetach, napisał całkiem sporo książek (w tym dobrze znany w Polsce „Słownik miejsc wyobrażonych”, we współpracy z Giannim Guandalupim), pełnił też funkcję dyrektora Argentyńskiej Biblioteki Narodowej. Jakby tego było mało, zwiedził połowę świata – mieszkał w Tel Avivie, Buenos Aires, Paryżu, Mediolanie, Toronto czy na Tahiti. Historia „Pożegnania z biblioteką” zaczyna się jednak w Poitou-Charentes we Francji, gdzie autor kupił i odnowił średniowieczne gospodarstwo, a w przynależącej do nieruchomości stodole, umieścił swoją bibliotekę.

Bibliotka Manguela to nie takie zbiory, jakie dobrze znamy z naszych domowych półek. Argentyńsko-kanadyjski tłumacz przez całe życie uzbierał 35 tysięcy woluminów. Zakładając, że typowa książka ma 3 centymetry szerokości, ułożenie całej biblioteki grzbietami do góry, pozwoliłoby na utworzenie łańcucha o długości przekraczającej kilometr. Robi wrażenie prawda? Co znajdowało się w zasobach? Prawdopodobnie wszystko. Były całe regały wypełnione Kafką (w różnych językach), słowniki, średniowieczne antyki, książki kulinarne i baśnie. Manguel nie odmawiał sobie zakupu pozycji nawet wtedy, gdy wiedział, że danej książki nigdy nie przeczyta (z uwagi na barierę językową). Jego biblioteka była miejscem, o którym każdy z nas czytelników marzy.

Zbieranie książek to olbrzymia frajda, ale rozstawanie się z nimi bywa bardzo trudne. Sami pomyślcie, jakbyście się czuli, gdybyście musieli całą swoją kolekcję porzucić. A właśnie to spotkało Manguela. Zadanie było na tyle trudne, że postanowił napisać o tym książkę. Być może miała ona za zadanie złagodzić ból po stracie (mówi o niej jako o żółwiej skorupie), a może po prostu pozwolić zrozumieć, w czym tkwi siła słowa? W efekcie tej rozmowy ze sobą otrzymaliśmy bardzo ciekawy esej, który jak sam tytuł wskazuje, podzielony został na dziesięć napomknień.

„Pożegnanie z biblioteką” napisane jest poważnie, dociekliwie i erudycyjnie. Manguel porusza trudne, filozoficzne tematy, ale pisze o nich lekko i swobodnie. Dowodzi między innymi, że samotność i cierpienie wcale nie są niezbędnym atrybutem dobrego pisania. Dzieli się ciekawostkami ze świata literatury, jak chociażby wtedy, gdy przytacza historię powstania „Doktora Jekylla i pana Hyde’a” (Stevenson miewał koszmary w brunatnych barwach). Potrafi też zaskoczyć, gdy oznajmia, że Borges na pożegnanie dał mu egzemplarz książki „Stalky i spółka” Kiplinga.

U Manguela spotkamy starożytnych Greków i wielkich filozofów, ale także zwykłych czytelników. Autor pisze z mądrością i czułością do książek. Wychodzi także z założenia, że każdy kto sięgnie po jego niewielkie dzieło, ma w sobie empatię do dzieł pisarzy i elementarną wiedzę o literaturze. Właśnie dlatego jest poważny i chętnie dzieli się cytatami, tytułami oraz nazwiskami. A mi bardzo dobrze z tym, że osoba tak oczytana, zechciała napisać książkę, która pozwala czytelnikowi parę kwestii uporządkować w sobie. I to nie tylko tych związanych z literaturą, bo czytam "Pożegnanie z biblioteką" także jako metaforę WIELKIEJ UTRATY. Ta ścieżka interpretacji wydaje się bardzo pojemna i niezwykle aktualna.

Recenzja "Alef" Jorge Luis Borges

Wydawca:PIW

Liczba stron: 232


Oprawa: twarda


Premiera: 19 czerwca 2020 rok

W momencie swojego pierwszego wydania, w 1949 roku, pięć lat po „Fikcjach”, „Alef” składał się z trzynastu utworów. Dopiero po trzech latach argentyński pisarz uzupełnił go o cztery kolejne opowiadania: „Ibn Hakam al-Bokhari zabity w swym labiryncie”, „Dwaj królowie i dwa labirynty”, „Człowiek w progu” i „Oczekiwanie”. To z tego ostatniego pochodzi piękny cytat „We wspomnieniu wszystkie dni wyglądają jednakowo, ale ani w szpitalu, ani nawet w więzieniu nie ma dnia, który by nie przyniósł czegoś nieoczekiwanego, który, oglądany pod światło, nie byłby siateczką maleńkich niespodzianek”. Stanowi on nie tylko ważną myśl, ale może być też traktowany bardziej panoramicznie, jako swoisty wyznacznik wrażliwości literackiej Borgesa.

Twórczość wybitnego prozaika stawia czytelników w niezwykle kłopotliwej sytuacji. Jedną z cech wyróżniających jego prozę jest, o czym wspominałem już przy okazji recenzji wydanego rok temu zbioru „Fikcję”, trudność z zakwalifikowaniem przedstawionych historii. Z jednej strony nie sposób jednoznacznie zaszufladkować je w określony gatunek literacki, z drugiej, co jeszcze ważniejsze, w trakcie lektury często niełatwo jest dociec, które zdarzenia i słowa zostały zmyślone, a które odnoszą się do faktów. Także werdykt, czy lektura jest tekstem z dziedziny literatury, czy raczej filozofii lub nauk humanistycznych, wielokrotnie nie jest prosty, a w każdym razie trudno nazwać je utworami literackimi, jakie znamy z innych podań.  Nie są to też eseje, teksty krytycznoliterackie czy publicystyczne, gdyż stoi za nimi fikcja. Nurtujące pytanie borgesowskich opowiadań o naturę rzeczywistości, niewątpliwie powraca także w tym zbiorze.

Próba rozszyfrowania dokładnego znaczenia jego opowieści jest właściwie z góry skazana na porażkę. Rozłożenie na nogach encyklopedii i studiowanie nazwisk, miejsc czy dat, jest równie płonne, jak rzucanie głazem w taflę jeziora z nadzieją, że ten w końcu pozostanie na powierzchni (co nie oznacza, że kwerenda tematu nie jest tu mile widziana!). Motywy snu, lustra czy też fantazji są kluczem do zrozumienia przekonań argentyńskiego pisarza na temat natury realnego świata. Stanowisko, że rzeczywistość jest tylko imaginacją lub senną marą, nieskończonym szeregiem lustrzanych odbić,  jest bez wątpienia wynikiem wpływu, jaki wywarli na argentyńskim pisarzu Berkeley i Schopenhauer. Co wcale nie oznacza, że Borges zgadzał się ze wszystkimi tezami zawartymi w najważniejszych dziełach wspomnianych filozofów.

Cały zbiór tworzy tu jedną całość. Znaczenie ma układ opowiadań, istotne są ich tytuły, także rytm nadany przez pisarza wpływa na odbiór konkretnej miniatury. Fascynująca jest chociażby narracja, która na przykład w „Dociekaniach Awerroesa” prowadzona jest w trzeciej osobie, zaś komentarz autora zaproponowany został jako pierwszoosobowy. Borges wyraźnie tym sugeruje, że utożsamia się z bohaterem, a cała jego opowieść, właśnie dzięki temu zabiegowi nosi znamiona wyznania. Wrażenie zagubienia potęguje także szkatułkowa struktura, w której to, co zwykliśmy nazywać szkatułką literacką, przybiera nowatorskie szaty. Nie chodzi tu bowiem o przenikanie się historii różnych narratorów, ale o refleksje – z jednej wypływa następna, a z tej kolejna. W ten sposób tworzą się piętrowe dygresje, które łączą początek i ostateczną puentę historii cienką nicią. Owe dygresje to nic innego, jako artystyczne wykorzystanie cytatów, wątków literackich, toposów, aluzji i stereotypów, splątanych ze sobą w niemożliwy do rozwiązania motek.

Nie da się ukryć, że czytanie Borgesa jest zarezerwowane przede wszystkim dla ludzi cierpliwych i wrażliwych na indywidualne, intelektualne przeżycia. To nie jest książka, którą można wziąć do ręki i przeczytać w drodze na wymarzony urlop. Mnogość odwołań przytłacza, a ostateczna interpretacja opowiadań zależy w dużej mierze od tego, co o sztuce już wiemy. Chociaż, jak pokazują doświadczenia literatury naukowej, nawet gruntowna wiedza z kilku dziedzin, nie sprawia że „Alef” jest interpretowany jednoznacznie. Ta książka to wyraz ciekawości światem, ludźmi, sztuką, drobnymi przedmiotami, które nas otaczają. Borges nieustannie bawi się motywami i słowami, zmienia fronty i zastawia pułapki, rzuca przynęty, by po chwili wciągnąć nas w wir nieskończoności. Mieszają się tu czasy prehistoryczne z nowoczesnością, wierzenia mitologiczne z obyczajami Bliskiego Wschodu, sen z jawą. A wszystko to zamknięte w miniaturze. Niebywałe! Tak właśnie kształtował się postmodernizm.

Recenzja "Fikcje" Jorge Luis Borges

Wydawca: PIW

Liczba stron: 256

Tłumaczenie: Andrzej Sobol-Jurczykowski, Stanisław Zembrzuski

Oprawa: twarda z obwalutą

Premiera: 15 listopada 2019 r.

Opublikowane w 1944 roku „Fikcje” są nie tylko najważniejszym i najbardziej znanym tomem Borgesa, nie tylko przyniosły mu rozgłos i międzynarodowe uwielbienie, ale są także dziełem prekursorskim w stosunku do postmodernizmu. Rozważając ten zbiór nie sposób pominąć znaczenie metafikcji w akcie literackiej kreacji argentyńskiego pisarza. Wspomniany termin odnosi się do dzieł sztuki często posługujących się ironią lub parodią, poruszających problem natury fikcji, narzędzi i mechanizmów używanych przez nią oraz celów, jakie chce osiągnąć. Jednym z ważniejszych celów rozważań metafikcyjnych jest badanie związków między fikcją i rzeczywistością. Ronald Sukenick, nieżyjący już amerykański pisarz i teoretyk literatury, twierdził, że „fikcja nie tyle służy jako zwierciadło, albo powiela wciąż siebie samą, co zrasta się ze światem kreując znaczącą „rzeczywistość”, której nie było przedtem. Fikcja jest sztuką ułudy, lecz nie jest złudzeniem. Nazywać twórcze zdolności umysłu kłamliwymi jest równie bez sensu, jak mówić tak o prokreacyjnych zdolnościach ciała”. Na tych intelektualnych podwalinach swoje prace tworzy także Borges, będąc przy tym jednym z pionierów nowej sztuki (gdy żył, owych podwalin jeszcze nie było). Czytając jego opowieści nie sposób nie odnieść wrażenia, że jest to proza w jakimś sensie irracjonalna, rzucająca wyzwanie tradycji, przywraca człowiekowi wiarę w naukę i wyobraźnię. Jest też swoistym studium analizy możliwości fikcji, nie tyle odtwarzającym rzeczywistość, co ujawniającym jej fikcyjny charakter w tym sensie, że empiria zyskuje znaczenie dopiero, gdy zostanie ujęta w zmyśloną formę opowieści.

Borges w „Fikcjach” kreśli nowe światy, nowych ludzi i nowe prawa, które choć nierzeczywiste, doskonale tę rzeczywistość naśladują. Jest jak odkrywca nowych lądów, który po swojej wieloletniej podróży, spisuje nieznane innym fakty, dbając przy tym nie tylko o pełne szczegółów  oddanie przestrzeni, lecz także języków, zwyczajów, historii i zależności społecznych. Przy okazji kreśli magiczne koło realizmu – to nasza rzeczywistość jawi się tu jako literacka fikcja. Od samego początku książki czytelnik odczuwa niepewność: nie wie który ze światów jest prawdziwy, a który wymyślony, co stworzył Bóg, a co umysł człowieka, co jest samonapędzająco się machiną, a co ładnie wyglądającym zbiorem ułomności. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy te różne światy zaczynają na siebie nachodzić, jak chociażby w jednym z najlepszych opowiadań zbioru „Kolistych ruinach”. Bohaterem historii jest człowiek wyśniony przez maga oraz ożywiony przez Ogień. Sprowadzony na ziemię, dość szybko zaadaptował się do realnego świata. Jego kreator nie mógł jednak zaznać spokoju, bał się, że jego twór kiedyś odkryje prawdę i zostanie przez ludzkość potępiony. W wyniku szeregu zdarzeń mag wchodzi w płomienie, które jednak go nie trawią. Wtedy z przerażeniem zaczyna rozumieć, że on także jest „widmem, które śni ktoś inny”.

„Koliste ruiny” idealnie wprowadzają nas do mnogości motywów i problemów, które niosą za sobą opowiadania Borgesa. Wśród najpopularniejszych tematów pojawiają się: sytuacja wyśnienia lub wymyślenia człowieka lub całego świata, które żyjąc w nowej rzeczywistości, są przekonane o tym, że żyją w prawdzie, choć nie do końca tak musi być w istocie, bo ich rzeczywistość często po pewnym czasie też wydaje się wyśniona (np. „Tlön, Uqbar, Orbis Tertius”); zdanie sobie sprawy przez kreatora nowych światów, że też jest obiektem czyjejś kreacji (przytoczone wcześniej „Koliste ruiny”); motyw nieuchronnego naśladownictwa i powtarzalności wcześniej powstałych dzieł, wydarzeń i sytuacji (np. „Pierre Menard, autor Don Kichota”, „Biblioteka Babel”). Wszystkie te rozważania prowadzą do zasadniczych pytań o naturę prawdy i rzeczywistość tego, co wokół nas się dzieje (jak mówił w jednym z tekstów gnostyk z Uqbaru „wszechświat widzialny jest złudzeniem lub sofizmatem”).

Borges badał paradoksy, pławił się w filozoficznych rozważaniach, pracował na pojęciach (często jeszcze ówcześnie nieodkrytych i nienazwanych), nie zaś na obszarze słowotwórstwa. W przeciwieństwie do wielu innych pisarzy, to nie język był dla niego punktem wyjścia w klasyfikacji świata, a właśnie systematyczne rozbijanie i pomnażanie porządków świata. Dzięki temu uzyskuje całą różnorodność, niejasność, pomieszanie, niepewność ludzkiego bycia tu i teraz. Nie może więc dziwić, że jego opowiadania nie mają jednej i ustalonej struktury. Autor „Alefa” odwołuje się do rozmaitych gatunków i form literackich, sprawnie łącząc recenzje nieistniejących książek, zmyślone biografie, eseje, fantastykę, a nawet  powiastki kryminalne. Przy jego narracjach nie sposób się nudzić. Ale mają też one pewną pułapkę. Raz wchodząc w ich uniwersum, nie sposób znaleźć drogi ucieczki.