Recenzja „Grisaille o zwykłym osiedlu” Justyna Hankus

Wydawca: Instytut Literatury, Fundacja Duży Format

Liczba stron: 152


Oprawa: miękka

 
Premiera: listopad 2022 rok

Pieter Bruegel, legendarny niderlandzki malarz, kojarzony jest głównie z obrazem „Wieża Babel”. To właśnie jego kopia została wkomponowana w tło książki Justyny Hankus „Grisaille o zwykłym osiedlu”. Pomysł na taką, a nie inną aranżację okładki wydaje się trafiony w dwójnasób – z jednej strony przykuwa uwagę czytelników, z drugiej metaforycznie odnosi się do miejsca akcji (bloku). To jednak niejedyna obecność malarza w debiucie nagrodzonym w konkursie Nowy Dokument Tekstowy. Już w tytule użyto sformułowania grisaille, który przeciętnemu Polakowi powie niewiele. Jest to jedna z technik malarskich, która dzięki zastosowaniu barw monochromatycznych, nadaje dziełu złudzenie trójwymiarowości. Omawianą technikę stosowało wielu artystów, w tym Pieter Bruegel. Efektem są trzy obrazy: „Trzech żołnierzy”, „Śmierć Marii” i „Chrystus i cudzołożnica”, z czego ten ostatni jest najszerzej eksponowany w książce Hankus. Ostatnim wyraźnym śladem niderlandzkiego artysty (poza tym osobistym) jest olejny obraz „Dulle Griet” („Szalona Greta”), na którym warto skupić się nieco bardziej.

Bruegel namalował go w 1562 roku. Obraz prezentuje zwykłe miasteczko, które pewnego dnia opanowuje chaos. Lud wybiega na ulice, rzuca się na siebie z patelniami i oprzyrządowaniem kuchennym w rękach, uzbrojona w piki armia wyłania się z bram okalających gród. Znajdujemy tu też potwory: hybrydy przerośniętych kotów i jaszczurek czy olbrzymie ryby z odnóżami. Toczy się zaciekła walka, zezwierzęcenie osiąga zenit, koszmar rodzi się na naszych oczach. A wszystko to całkowicie bezcelowe.

W centrum obrazu znalazła się tytułowa Szalona Greta. Postać kojarzona z ludowych podań jako uosobienie chciwości i żądzy. Autor poświęcił jej więcej miejsca, niż innym elementom rzeczywistości. Załamanie skali ma prawdopodobnie dać do zrozumienia, że to właśnie ona jest bodźcem całego zajścia, że to ona otworzyła puszkę Pandory. Pewnym krokiem zmierza wprost w rozwartą paszczę potwora, która być może jest przedsionkiem piekła. Na jeszcze jeden szczegół tego dzieła warto zwrócić uwagę. Tuż obok Szalonej Grety, na szczycie dachu, znajduje się mężczyzna. Trzyma na ramieniu statek z grupą ucztujących i globem. Drugą ręką operuje chochlą, która podstawiona pod nagi tyłek, zgarnia kosztowności. Pod budynkiem gromadzi się szary lud – spadające pieniądze, nawet w otaczającym ich szale, nie mogą zostać zmarnowane.

Co Bruegel chciał nam powiedzieć tym obrazem? Każdy patrzący może pokusić się o własną interpretację, adekwatną dla jego wiedzy, sytuacji życiowej czy doświadczeń. Stworzyła ją także Justyna Hankus, a efekty jej pracy są zadziwiająco dojrzałe. Jak już wcześniej wspomniałem, rzecz dzieje się w bloku. Jego dokładna lokalizacja nie ma żadnego znaczenia, podobnie jak imiona bohaterów. Oczywiście są oni ponazywani, mają swoje zainteresowania, potrzeby czy problemy. Ich losy tworzą swoistą mozaikę przypadków, które odrębnie pokazują, jak skomplikowane i niejednoznaczne potrafi być nasze życie. Złożenie tych dziejów w jedną kupę, pozwala jednak dostrzec coś więcej.

Tak jak u Bruegla, tak i u Hankus mamy Szaloną Gretę. Kobietę o przeciętnej inteligencji, wybuchowej naturze, mocno emocjonalną. Jej niecodzienne zachowanie (przeniesienie ciężkiego sprzętu AGD) przykuwa uwagę innych mieszkańców bloku. Wprowadza ich w konsternację. Pobudza do wychodzenia na balkony i komentowania zdarzenia. Jest też postać chłopca, który w pewnym momencie ucieka i odnajduje się na dachu. Co prawda nie zrzuca pieniędzy, ale daje ludziom inne dary – wspólne chwile. Czy te okoliczności zmienią coś w mieszkańcach? Żadnych przesłanek ku temu nie ma. Justyna Hankus zdaje się nam wręcz mówić, że dziwne, często nielogiczne zachowania, są wpisane w naszą naturę. Zauważa też, że każdy życiorys ma siłę i znaczenie. Może stać się elementem czegoś większego, może współgrać z innymi elementami iluzji naszego trwania tu i teraz.

W „Grisaille o zwykłym osiedlu” podoba mi się to, jak autorka przechodzi od jednostki do ogółu. Robi to plastycznie, jakby sama siedziała gdzieś obok swoich bohaterów i notowała ich słowa. Ma też niezwykły słuch i zmysł do kreowania ostrej frazy. Jej nieoczywiste zdania każą się zatrzymywać, zastanowić co znaczą w kontekście utworu, ale także naszego bytu. Zwraca też uwagę totalny brak pośpiechu, powolne nakładanie się na siebie ludzkich losów, skotłowanie całego osiedla na jednym, panoramicznym ujęciu, a później stopniowe odchodzenie w cień. Autorka operuje słowem, tak jak malarz posługuje się pędzlem.

I jeszcze o jednej rzeczy chciałem wspomnieć. Postać samobójcy, który otwiera i zamyka powieść, nie może zaznać spokoju. Mieszka z Brueglem, przygląda się piekłu codzienności, nie jest w stanie opuścić tego miejsca. Ona spaja cały ten obraz, najdobitniej pokazuje, że w naszym chorym świecie nie ma nadziei na porządek i spokój. Chaos trwa, choć pozornie coraz częściej traktujemy go jako normalność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz