Recenzja "Masy powietrza" Wenanty Bamburowicz

Wydawca: Forma

Liczba stron: 154


Oprawa: miękka ze skrzydełkami
 
Premiera: listopad 2022 rok

Dziewiętnaście opowiadań. Dziewiętnaście światów. Dziewiętnaście nie-dramatów. Wenanty Bamburowicz w "Masach powietrza" przedstawia nam paletę utworów, które już w swojej formie stanowią swoistą zagadkę i wymykają się prostym klasyfikacjom. Ich bohaterami są ci, którzy odeszli, ale to paradoksalnie nie jest wcale książka o pamięci historycznej. Istotniejsze wydaje się dla autora to, jak owo odchodzenie ludzi i epok rezonuje w tych, którzy pozostali.

Michel Marcel Navratil to francuski filozof, jeden z pasażerów Titanica, któremu udało się przetrwać. Jak Karski był polski prawnikiem, historykiem i politologiem. Laurent-Desire Kabila był kongijskim wojskowym i politykiem, prezydentem Demokratycznej Republiki Konga. Gordon Andrews słynął z tworzenia unikatowych grafik. Alexandre Vallance Riddell był pilotem myśliwców. Esther Rofe to z kolei australijska kompozytorka. Co łączy te postaci? Wszystkie wymienione osoby narodziły się w pierwszych dziesięcioleciach XX wieku, z kolei zmarły tuż po nastaniu nowego stulecia. Bamburowicz wysnuwa przed oczami czytelników nowe rzeczywistości, nowe biografie, nowe prawa z wielką skrupulatnością i ścisłością właściwą badaczowi. Jego niektóre opowieści przypominają wierne zapisy obserwacji i okryć geografa, reportera, filozofa. Nie chodzi tu jednak o mówienie o konkretnych ludziach czy ideach. Są one tylko przyczynkiem do dalszych rozważań o istocie czasu, a także ulotności życia. Stąd tak ważna jest obecność żyjących narratorów.

Już pierwsze opowiadanie podpowiada, że kwestie ‘mierzenia’ czasu są dla autora arcyważne. W „Zegarach życia i śmierci” poznajemy bezimiennego bohatera, który wymyśla metodę na obliczenie etapu życia na podstawie tarczy zegara. Później robi się jeszcze bardziej paradoksalnie. Ludzie odwiedzają mola na całym świecie i toczą dyskusje o politykach afrykańskich i azjatyckich. W innym miejscu widzimy kobietę, która mocno wierzy, że umrze w środę. Pojawia się też profesor tłukący się po rękach w tramwaju. Atlas dziwności rozszerza się o rozmowę dwóch migrantów o pracowniku szpitala, który musi przebrać niepełnosprawną kobietę korzystającą z basenu oraz reżysera teatralnego tworzącego scenariusz sztuki o aborygenach na fundamencie kłótni jego aktorów. Powiedzieć, że jest to osobliwie, to jak nie powiedzieć nic. Bamburowicz tka opowieść ze strzępów codziennego życia, z nekrologów, wycinków prasowych, z zasłyszanych relacji, jednocześnie cały czas balansując na pograniczy jawy i snu. Tu nie ma wielkich zdarzeń czy osiągania szczytów. To proza rzeczy niewieloznaczących.

Autor „Mas powietrza” stawia czytelnika w centrum problematyki relacji człowieka do różnych światów. Ich rozgraniczenie, ‘walka’ przeszłości z bieżącymi dylematami, może nastręczać problemów. Jest to szczególnie intensywnie odczuwalne wtedy, gdy mieszają się one ze sobą. Ubodzy emigranci, niedoceniani za życia artyści, sławni saksofoniści tenorowi, kochanka Goebbelsa, zwykli ludzie, ostatnia caryca Bułgarii – te wszystkie życiorysy przeplatają się, współwystępują, przy czym żaden z nich nie wydaje się bardziej prawdziwy od drugiego. Obserwujemy rzeczywistości napęczniałe niejednoznacznością, swobodą epistemologiczną. Napotykamy takie sytuacje, w którym czujemy jak dzieło ożywa, zaczyna indywidualnie pracować, rozwijać się dalej samo. Poruszane w nim zagadnienia są wcielone wprost w treść, nie pojawiają się dopiero w wyniku interpretacji dzieła. Otwarcie frazy następuje więc przez sam utwór, a nie wyłącznie w kontakcie z czytelnikiem. Dlatego właśnie jest to jedna z tych książek, o których warto przed lekturą wiedzieć jak najmniej, by dać się ponieść wyobraźni autora, by jeszcze lepiej wejść w te gęste od znaczeń masy powietrza.

1 komentarz: