Liczba stron: 232
Oprawa:broszurowa ze skrzydełkami
Zbiory opowiadań niesamowitych, w których niepewność, tajemnica i groza mieszają się z wątkami fantastycznymi, nie są na rynku wydawniczym czymś nowym. W ostatnich latach polski czytelnik otrzymał ich całkiem sporo. Praktycznie równocześnie z tomem City 5 wychodzą „Opowieści niesamowite z Hispanoameryki”, gdzie możemy zapoznać się z tekstami pisarzy pochodzących z Argentyny, Meksyku, Peru czy Nikaragui. Zbiory opowiada niesamowitych potrafią zaskakiwać nie tylko fabułą, ale także formą i nazwiskami! Jeśli spojrzeć na ten gatunek w szerszej perspektywie, okaże się, że z chęcią sięgali po niego klasycy: Charles Dickens, Johann Wolfgang Goethe, Fiodor Dostojewski, Iwan Turgieniew, Anatole France, Carlos Fuentes czy Franz Kafka. Literatura grozy ma bowiem nie tylko straszyć, ale także komentować rzeczywistość.
„City 5. Antologia polskich opowiadań grozy” jest zbiorem ciekawym z trzech głównych powodów. Po pierwsze mamy tu do czynienia z piątym już tomem serii, który warto czytać w korespondencji z poprzednimi częściami. Po drugie autorzy o różnych doświadczeniach, poglądach i stylach starają się poruszać aktualne problemy. I wreszcie po trzecie książka ma swój motyw przewodni, który może być rozumiany w bardzo szerokim kontekście.
City 5 po raz kolejny ogniskuje uwagę wokół tytułowego miasta. Mamy tu przestrzenie realne (jak chociażby Kraków, Dąbrowe Górniczą czy Toruń), ale także krainy wymyślone, całkowicie abstrakcyjne. Akcja opowieści może toczyć się w samym centrum metropolii, by za chwilę przenieść na do opuszczonych przedmieść, odległego Slab City czy bajecznej Talaporii. W większości tekstów miasto jest terytorium zamkniętym. Groza wynika przede wszystkim z tego, że nie sposób go opuścić. Poza nim i jego dziwnościami świat nie istnieje. Industrialna przestrzeń miejska przytłacza bohaterów, niejednokrotnie doprowadza do obłędu, ukazuje mizerię i beznadzieję egzystencji w pełnej krasie. Najlepiej ów koszmar widać chyba w „Kwarantannie” Jerzego A. Kozłowskiego. W niewielkiej, trzydziestotysięcznej miejscowości Rewna dochodzi do rzeczy niesamowitych. Mimo śmierci, ludzie ożywają. Proceder dotyka coraz większej liczby osób, przez co miasto zostaje odcięte od świata. Kordony wojska i policji stoją przy graniach i nie pozwalają przemknąć się uciekinierom. To opowiadanie łączy w sobie bardzo wiele ważnych tematów. Mamy tu motyw epidemii, brutalne tłumienie podczas przechodzenie przez granicę czy wreszcie rozdział rodziny.
Miasto potrafi także żyć. Czasami wysyła znaki i czeka na kogoś, kto prawidłowo je rozszyfruje. W ten sposób rozwijają się losy koleżanek z „Miejskiej gry” Margoty Kott. Odwiedzając księgarnię kameralną, ratusz staromiejski czy pub doświadczają coraz mroczniejszych przeżyć. Zamiast jednak wycofać się w porę idą dalej, by w opuszczonym forcie zrozumieć, że nawet urokliwe miasto potrafi być potworem.
Trudno uwolnić się od pełnokrwistej wizji zaproponowanej przez Kornela Mikołajczyka w „Skrwi”. Protagonista błąkając się po mieście bez celu, znajduje na swojej drodze przydrożny pawilon. Wokół miejsca nie działo się nic. Okoliczny sklep z farbami, centrum ogrodnicze i serwis narzędzi ziały pustkami. Wszystko zarosło, pordzewiało i chyliło się ku upadkowi. Życie przeniosło się do wielkopowierzchniowych centrów handlowych. Opuszczony pawilon idealnie jednak nadawał się do realizacji celu, którym wcale nie było nakręcenie filmu, o czym dowiadujemy się na początku opowieści. Do czego dąży bohater? Co z tym wszystkim wspólnego ma seryjny morderca? Ta makabryczna historia ma w sobie lekkość narracji braci Coen i jest absolutnie bezkompromisowa w swoim przesłaniu.
Pisząc o „City 5. Antologia polskich opowiadań grozy” nie mogę pominąć tekstu Marka Zychla pod tytułem „Slab City”. Tytułowa przestrzeń to alternatywna jednostka społeczna. Zamiast domów są namioty lub kampery, stacje paliw zastępują bezcenne kanistry, a jedyną rozrywką jest zabezpieczanie się przed atakami współmieszkańców. Slab City jest epicentrum zła, co wprowadza bohaterkę na drogę transformacji gatunkowej. W tym krótkim tekście Marka Zychla mówi między innymi o popularnej ostatnio wolności, bardzo często prowadzącej do niezrozumienia i eskalacji przemocy. Nie boi się także poddać gruntownej krytyce rozpadu więzi międzyludzkich, do którego dochodzi nie tylko w wielkich miastach, ale także w małych społecznościach.
Więcej niż satysfakcjonująca była także lektura „Leny” Dariusza Muszera. Tym razem zamiast horroru mamy do czynienia z science-fiction. Już pierwsze zdanie („Włamali się do mojego mózgu”) przykuwa uwagę i nie pozwala jej ulecieć do końca. Starszy człowiek znajduje się w miejscu leżącym na przecięciu świata wirtualnego i rzeczywistego. Kontaktuje się z osobami, które nie do końca chcą mu mówić prawdę. Chodzi na spacery z Leną, która realizuje tajemniczy program. Jego dni powtarzają się, jak refren prostej piosenki, jednocześnie wcale nie zbliżając protagonisty do rozwiązania zagadki jego istnienia. Muszer ostrzega nas przed potęgą technologii, a jednocześnie pokazuje, jak trudno radzić sobie ze stratą.
W „City 5. Antologia polskich opowiadań grozy” nie zabraknie oczywiście ożywających trupów, nawiedzonych mieszkań, przystojnych mężczyzn wysysających energię z troskliwych kobiet czy tajemniczych sił niszczących miasta i ich obywateli. To spójny tematycznie zbiór, który raz lepiej, innym razem trochę gorzej opowiada o obłędzie, strachu i przytłoczeniu szarą rzeczywistością. Z ciekawością śledzę także ewolucję pojmowania fantastyki grozy u takich twórców jak Dariusz Muszer, Anna Szczęsna czy Kazimierz Kyrcz Jr, których teksty znalazły się już w kolejnym tomie serii. „City 5. Antologia polskich opowiadań grozy” to kawał dobrej rozrywki, która potrafi też skłonić do myślenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz