Recenzja "Zjadanie Buddy. Życie tybetańskiego miasteczka w cieniu Chin" Barbara Demick

Recenzja Zjadanie buddy - to reportaż o życiu w Tybecie pod jarzmem Chińskiego potentata
Wydawca: Czarne

Liczba stron: 360


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Barbara Gadomska
 
Premiera: 20 października 2021 rok

O Tybecie w na rynku literatury polskiej głośniej zrobiło się parę lat temu za sprawą książek „Opowieść o Tybecie. Rozmowy z Dalajlamą, Czerwony Tybet. Komunizm w Krainie Śniegu” oraz „Niewidoczny Tybet”. W ostatnim czasie temat odkrywania tego tajemniczego regionu świata podjął także Państwowy Instytut Wydawniczy dzięki publikacjom opowiadań Pema Bhuma oraz pozycji „Wolność na wygnaniu. Autobiografia” autorstwa Dalajlamy XIV. Jeszcze inaczej o Tybecie stara się mówić Barbara Demick (kojarzona chociażby z relacji o Korei Północnej Światu nie mamy czego zazdrościć).

Punktem wyjścia reportażu jest Ngawa, średniej wielkości miasteczko handlowe położone w trudno dostępnych górach prowincji Syczuan. To malownicze miejsce zamieszkane przez ponad 8 tysięcy mnichów rozlokowanych w kilkudziesięciu klasztorach. Największym z nim jest Kirti, o którym to miejscu autorka pisze sporo w kontekście szkolenia przyszłych mnichów. Ngawa zasłynęła na początku drugiej dekady XXI wieku serią samospaleń, które stanowiły wyraz buntu przeciwko polityce propagandowej reedukacji prowadzonej przez Chińską Republikę Ludową. Od tego czasu wjazd w granicę miasta jest praktycznie niemożliwy. „Spokoju” mieszkańców strzegą kordony żołnierzy, legitymujący i odsyłający każdego nieuprawnionego turystę. Jaka jest historia tego miasta? Co tak naprawdę się tam wydarzyło? O tym wszystkim Barbara Demick stara się nam opowiedzieć w swoim stylu.

Jeśli czytaliście „Światu nie mamy czego zazdrościć” wiecie jak „Zjadanie Buddy” może wyglądać. Najważniejszy dla autorki jest materiał źródłowy – rozmaite mapy, literatura przedmiotu, dzienniki i rozmowy. Wszystkie pojawiające się zdarzenia i osoby są prawdziwe, nawet jeśli dla bezpieczeństwa zmieniono ich dane. Amerykańska reporterka skupia się na losach pojedynczych osób. Są wśród nich księżniczka Gonpo, wspominająca koniec królestwa Mei; ubogi opiekun koni; brat przyrodni jednego z samospalonych; nastoletnia uczennica; zbuntowany nauczyciel, który prowadził własną akcję oświecenia ludności – i paru innych. Każdemu Demick poświęca rozdział, a w finale dopowiada jak ich losy kształtowały się w momencie ukończenia książki.

„Zjadanie Buddy” obejmuje pełen okres panowania chińskiego – od końca lat pięćdziesiątych, aż do 2019 roku. Jest tu oczywiście teza, mówiąca że życie pod jarzmem wielkiego tyrana do łatwych nie należy. Problemy są różnej natury. Poczynając od biedy i głodu, przez zakaz posługiwania się ojczystym językiem i ograniczenie wolności, aż na bezpodstawnych aresztowaniach kończąc. Na kartach książki nie zabrakło kluczowych zdarzeń historycznych regionu (panowania Mao, wielkiego skoku naprzód, rewolucji kulturalnej). Przedstawione tło społeczno-polityczne jest kompleksowe i dobrze udokumentowane, co zdecydowanie podnosi wartość książki.

Większa część reportażu to opowieść o smutnych wydarzeniach, prześladowaniu, próbie radzenia sobie ze stratą. Pod koniec autorka daje jednak dojść do głosu nadziei. Skupia się na uchodźcach zamieszkałych w Indiach i utworzonym tam rządzie. Opisuje swoje spotkania z bohaterami książki. Mówi też wprost, że to co obecnie dzieje się w Tybecie, jest w jakimś sensie kompromisem – Chiny dają rozwój i infrastrukturę, w zamian za co żądają posłuszeństwa. Części taki układ się podoba, dla innych jest to hańbiące.

W książkach Demick podoba mi się reporterski nos. Dobrze wie na co zwrócić uwagę, żeby lektura była ciekawa i unikatowa. Wartościowym przykładem jest tu tytułowe zjadanie zrobionych z mąki i masła figurek przedstawiających Buddę podczas wielkiego głodu. Ale nie tylko to. Opisy pałacu króla Mei, przeprawy na teren Nepalu, ucieczki z rąk żołnierzy, zamknięcia podczas Igrzysk Olimpijskich – to wszystko pobudza wyobraźnię. Podobnie jak momentami mocno rozbudowane wątki religijne. Poprzez losy pojedynczych osób, autorka opisuje dramat milionów Tybetańczyków. Otwiera nam oczy na dziejącą się krzywdę i niemożność dostosowania się do życia w nowym świecie. Z drugiej strony odnoszę wrażenie, że tym razem życiorysów było nieco za dużo. Myślę, że każdy z bohaterów dostał jednak trochę za mało uwagi, przez co opowieść straciła nieco na psychologicznej głębi. To jednak tylko jeden mały zarzut, a samo „Zjadanie Buddy” jest reportażem inspirującym, pokazującym nadal mało znaną kulturę, zmuszającym do dyskusji. Po tej lekturze los Tybetańczyków nigdy nie pozostanie już dla nas obojętny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz