Wydawca: Rebis
Liczba stron: 424
Oprawa: zintegrowana
W Polsce wydaje się rocznie tysiące książek, a nadal jest tak wiele klasyków, które mimo upływających lat muszą czekać na swoją kolej. Taka sytuacja dotknęła powieść „Ziemia trwa”, pierwszego zwycięzcę International Fantasy Award. Powieść, która na liście najlepszych książek science-fiction Locus Magazine znalazła się przed „Rokiem 1984” Orwella, „Ubikiem” Dicka czy „Wojną światów” Wellsa. To zresztą także debiut George’a R. Stewarta na polskim rynku wydawniczym. Dodajmy, debiut ukazujący się po 41 latach od śmierci autora i 72 latach od premiery rzeczonej książki.
Sprawa nabrała tempa dzięki pandemii. Koronawirus odcisnął piętno na wielu aspektach życia społeczno-gospodarczego. Jak się okazuje, nie zawsze w sposób jednoznacznie negatywny. Wydawnictwa chcąc odnaleźć dzieła traktujące o zarazie i zagładzie ludzkości docierały do często zapomnianych książek. Tak właśnie Dom Wydawniczy Rebis postanowił włączyć do swojej kolekcji Wehikułu Czasu powieść Stewarta.
Początek powieści żywo przypomina to, czego mogliśmy doświadczyć jakiś czas temu. Gdzieś w odległych rejonach Ziemi wybucha epidemia, która szybko rozprzestrzenia się na inne kraje. Naukowcy rozkładają ręce – kataklizmu nie da się ani zidentyfikować (do końca nie dowiemy się skąd pochodziły zarazki), ani powstrzymać. U Stewarta siła oddziaływania pandemii jest dużo większa niż koronawirus. Technologia nie pozwala na szybkie wynalezienie szczepionki, co powoduje wyginięcie większości ludzkości. Życie zachowują tylko nieliczni, którzy próbują poukładać swoje istnienie na nowo. Ich przewodnikiem zostaje Isherwood Williams, absolwent Berkeley, popularnie znany jaki Ish. Jego imię i cechy charakteru nie są przypadkowe. Stewart odwołuje się w ten sposób do postaci Ishi ostatniego znanego człowieka z ludu Yana zamieszkującego tereny Kalifornii w USA.
Autor swoją książkę poprzedza cytatem z Księgi Kaznodziei Salomona „Pokolenie odchodzi i pokolenie przychodzi, ale ziemia trwa na wieki”. Jasno wskazuje w ten sposób co interesuje go najbardziej – to natura decyduje o kontroli liczebności populacji, a człowiek jest zbyt mały, aby odpowiednio się na nią uodpornić. To samo zdanie, choć wymówione nieco innymi słowami, powtarza później także główny bohater, gdy w jednej ze scen przyznaje „Kiedy coś staje się zbyt liczne, prawdopodobnie zostanie dotknięte przez jakąś zarazę”. Skądś to znamy prawda?
Czytając „Ziemia trwa” miałem ochotę nazwać Stewarta pisarzem ekologicznym. Uwalniając krajobraz od ludzi, wnikliwie przygląda się temu, jak zmienił się świat pod ich nieobecność. Głównym bohaterem jest tu geograf-ekolog, który spogląda na nową rzeczywistość fachowym okiem. Dostrzega wiele kwestii, które przeciętnemu śmiertelnikowi walczącemu o przetrwanie pewnie by umknęły. Dostrzega na przykład zwierzęta i rośliny, które bez ludzkiej pieczy mogą swobodnie się rozmnażać w niekontrolowany sposób i żerować na sobie nawzajem. Niektóre organizmy stają się bezradne, podczas gdy kolejne przystosowują się całkiem gładko. Stewart dowodzi nam, jak ważna jest właściwa korelacja człowieka z naturą.
Równie ważnym tematem powieści jest ludzka pamięć, rozumiana nie jako pejzaż wspomnień, ale katalog posiadanych umiejętności. Po zredukowaniu ludzkości do małego rozmiarów miasteczka, brakuje zakładów przemysłowych i inżynierów. Nie ma komu naprawić instalacji elektrycznych, jedzenie nie jest już uzyskiwane w procesie przetwórstwa, ale tak jak było to dawniej – z łowienia. Cywilizacja zamiast się rozwijać, cofa się do pierwotnego stadium, gdzie problemem jest nawet poprawne używanie języka. Nie ma też jakichkolwiek form kontroli, przez co każdy ustanawia prawa zgodne z własnym sumieniem.
I wreszcie trzeci trop, który jest ściśle związany z czasami, w jakich książka powstała. Rok 1949 był jednym z tych momentów, gdy ludzkość musiała dokonać odbudowy. Okres Holokaustu przyniósł nieprawdopodobne zniszczenia tak w sferze architektonicznej, jak przede wszystkim egzystencjalnej. Pozostali przy życiu więźniowie obozów koncentracyjnych mogli czuć się jak członkowie plemienia opisanego w tej książce – samotni, nierozumiani, pogrążeni w żałobie. Musieli na nowo budować swój świat, który w niczym nie przypominał tego, co znali sprzed wojny. W tym sensie „Ziemia trwa” jest dla mnie potrzebnym studium radzenia sobie z niewyobrażalnymi traumami i drogowskazem, że najważniejsze jest odnalezienie swoich korzeni.
Czytając książkę George’a R. Stewarta warto pamiętać, że w momencie jej premiery świat nie znał jeszcze „Dnia tryfidów”, „Ostatniego brzegu”, „Bastionu” czy „Listonosza”. Nie chcę przez to powiedzieć, że „Ziemia trwa” była jakimś prekursorem literatury postapokaliptycznej. Stewart miał się do kogo odwoływać. Niewielu jednak przed nim umiało tak dobrze poskładać wątki w zwartą kompozycję. Amerykański pisarz nie szuka melodramatu, unika scen uniesień i skupia się na elementach naprawdę ważnych – symbiozie fauny, flory i człowieka. To taka historia ludzkości opowiedziana na opak – od nowych technologii, do systemu łowieckiego. Przemyślana, skupiona wokół jednego wątku, dobrze napisana. Mnie, mimo oczywistych uproszczeń, poruszyła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz