Recenzja "Zguba" Shau Tan

Wydawca: Kultura Gniewu

Liczba stron: 32


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
 
Premiera: 20 maja 2021

„Zgubę” Shauna Tana polski czytelnik miał szansę już poznać, dzięki tomowi „Zgubione, znalezione”, wydanemu w 2014 roku przez Kulturę Gniewu. W tym pierwotnym zbiorze oprócz krótkiej opowieści o dziwnym stworzeniu, znalazły się także dwa inne teksty – „Króliki” oraz „Czerwone Drzewo”. Nakład wyczerpał już się dawno, zatem Wydawnictwo postanowiło wznowić opowieść, tym razem jednak w formie pojedynczego picture booka o tytule „Zguba”.

„Zguba” to niewielka opowieść o pewnym człowieku, który podczas uzupełniania swojej kolekcji kapsli na plaży, spostrzegł pewne stworzenie. Nie był to ani pies, ani kot, ani nawet guziec. Zguba wygląda trochę jak skrzyżowanie kociołka z pojazdem kosmicznym. Potrafi się poruszać, chociaż nie ma nóg, widzi, mimo że brak jej oczu, czuje, jakkolwiek we wnętrzu ma kable, koła zębate i wijące się odnogi. Jest duża, a jednak nikt jej nie zauważa. Nikt, poza naszym bohaterem.

To człowiek dobrego serca, zatem nie zostawia swojego znaleziska na pastwę losu. Zabiera je do swojego domu, gdzie podobnie jak wszędzie indziej, nikt zguby nie chce dostrzec. Współmieszkańcy zapatrzeni w ekran telewizora lub gazetę są zajęci innymi sprawami. Gigantyczny stwór chowający się za ich fotelem jest po prostu tłem, na które nie warto tracić czasu. Protagonista jednak nie wytrzymuje, chce przedstawić swojego nowego kolegę. Osiąga jednak efekt odwrotny do zamierzonego. Przybysz może mieć przecież jakieś choroby i brudne nogi, po co więc zawracać nim sobie głowę? Tak oto bohater swoją zgubę musi jak najszybciej ukryć w komórce za domem.

Tan snuje swoją opowieść jeszcze jakiś czas, a ja nie chciałbym w tym miejscu zdradzić pełni jej szczegółów. Jeśli ktoś zresztą chciałby dowiedzieć się, jak owa historia się potoczny, może włączyć krótkometrażowy film „Zagubiona dusza”, który w 2011 roku otrzymał nawet Oscara. Albo kupić omawiany komiks, do czego bardzo serdecznie namawiam. „Zguba” to idealna książka na prezent dla bardzo szerokiego grona odbiorców. Mimo, że autor na końcu urywa opowieść i deklaruje brak morału, treść ma w sobie bardzo wiele dydaktyki. Uwrażliwia na obojętność społeczną, pokazuje jak łatwo przelatują nam przed oczami rzeczy naprawdę ważne, prosi o to, aby nie odkładać uczuć na dalszy plan.

„Zgubę” poleciłbym więc do zakupu starszym dzieciom, młodzieży, studentom, a nawet osobom życiowo doświadczonym. Ja w każdym razie z takiego prezentu bardzo bym się ucieszył. Jednym z ważniejszych atutów książki (obok przedstawionej fabuły) jest z pewnością sposób narracji. Lekki, prosty, zabawny – urzeka praktycznie od samego początku. Nie ma tu na siłę doklejanej metaforyki, zawiłych zdań tudzież innych ornamentów. Opowieść snuje przecież zbieracz kapsli, musi być więc odpowiednio swobodna i przejrzysta.

Dużo dzieje się także na ilustracjach. Utrzymana w formie surrealizmu, przedstawia miasto pełne dymiących kominów, trybików, przekładek, rur i drabin prowadzących donikąd. Zwracają uwagę szczegóły, jak chociażby nazwy sklepów pojawiających się przy głównych alejach. W tym świecie nie ma kwiaciarni, piekarni, banków czy sklepów odzieżowych. Łatwo za to odnajdziemy centrum uszczelek, lampy elektroniczne na każdą okazję, zębatki i elementy obrotowe czy równania algebraiczne. A jest jeszcze trzeci plan, który otacza pojawiające się ilustracje.

Grafiki zostały wkomponowane w strony starego podręcznika lub ogłoszenia prasowe. Możemy znaleźć na nich liczne wykresy, techniczne schematy i ciągi liczb. Zdarzają się także zabawne wstawki, jak chociażby wtedy, gdy zalecono reklamowanie krajalnic do buraków, z potencjalnie śmiertelnie niebezpieczną wadą ukrytą. Odkrywanie tych małych zapisków, tych niewielkich szczegółów (dlaczego np. na zegarach nie ma godziny 11 i 12?) to dodatkowe smaczki i zabawa, które sprawiają, że do albumu chce się wracać i odkrywać go na nowo. Piękna rzecz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz