Wydawca: Czarne
Liczba stron: 232
Oprawa: miękka
Już w październiku premiera kolejnego „Wesela” od Smarzowskiego. Możemy spodziewać się obrazu przepełnionego ludzką pychą, pazernością i morałami. Będzie pewnie sporo przekleństw, kombinowania i obgadywania za plecami. W oczekiwaniu na to medialne wydarzenie, warto sięgnąć po „Romantikę”, książkę, która do tematu zaślubin podchodzi z innego niespotykanego jeszcze w kulturze punktu widzenia.
Piotr Marecki już swoją poprzednią ‘czarną’ relacją zyskał wierne grono fanów. Przypominam tylko, że „Polska przydrożna” doczekała się szeregu ‘ciepłych’ słów, a sama „Romantika” w miesiąc po premierze ma już łatkę utworu ‘żenującego’, ‘kpiny z czytelnika’ czy ‘dna’ i ‘mułu’. To zresztą już chyba tak z rozpędu, bo obie książki dzieli bardzo wiele. Opis podróży zorganizowanej z okazji wieczoru kawalerskiego była swoistym eksperymentem, który niejednego mógł skutecznie wytrącić z pozycji komfortu. „Romantikę” zbudowano jednak na innych fundamentach.
Zaczyna się przygotowaniami. Młoda para organizuje swoje wesele w gospodarstwie agroturystycznym „Jasielówka”, prowadzonym przez Sławomira Shutego. Marecki wraz ze znajomymi objeżdża okoliczne rejony i zdobywa ‘prowiant’ na imprezę. Ma być eko, więc dużo tu jaj, serów i grzybów. Nie zabraknie także tworzonych swojskimi metodami trunków. Na wesele zaproszono wielu przyjaciół z literackiego światka. Spotkamy tu niepokornego poetę Konrada Górę, reprezentację Stonera polskiego, wydawców. Shutego będzie tym razem jakby mniej, bo albo jest zajęty organizacją, albo leży gdzieś pijany.
Już w tej części Marecki stawia pytania o etyczne granice między modą a faktycznymi przekonaniami. Jedną z najbardziej znamiennych scen jest ta, gdy goście proszą o kiełbasę z grilla. Mimo zapowiedzi wesela w wersji wege, nie mogą powstrzymać się przed spożyciem mięsa. Bo co to za grill z dynią czy kabaczkiem? W innym miejscu zamiast tekstu otrzymujemy kropki. To manifest autora, który wysyłając dialogi do autoryzacji i akceptacji, usłyszał stanowczą odmowę. A to ktoś nie chciał być źle odbierany w towarzystwie, a to wstydził się wypowiadanych pod wpływem alkoholu poglądów. Te kropki mówią więcej, niż pokaźnych rozmiarów esej.
Drugą część książki stanowi opis podróży poślubnej. Młoda pora zadecydowała, że miejsce docelowe ma być nieatrakcyjne. Żaden tam kurort, all inclusive czy baseny. Podróż samolotem też odpada – za duży ślad węglowy (czy nie większy był z podróży własnym samochodem?). Ostatecznie wybór padł na Szepit – niewielką wioskę położoną w obwodzie iwanofrankiwskim na Ukrainie. Przewodnikiem turystów zostaje Jurij, ukraiński poeta i wydawca. To on wprowadza Mareckiego i jego żonę w nomenklaturę ukraińskich ulic. Wyjaśnia czym są studnie, jak nie zabić się podczas deszczu, daje cenne rady dotyczące wyżywienia i pobierana leków.
Autor pozostaje wierny wypracowanej stylistyce, poszukuje jednocześnie nowych sposobów opowiadania o świecie, który zmierza ku katastrofie. Tekst książki przeplatany jest zdjęciami zwykłych-niezwykłych miejsc – barów, przystanków, zaparkowanych samochodów. Kreśląc pejzaż społeczny biednego Wschodu, Marecki unika protekcjonalnego tonu, ujmuje zaś prostotą i szacunkiem, z jakimi podchodzi do bohaterów. Z niepozornych momentów buduje autentyczny portret trudnej miłości. Przede wszystkim jednak „Romantika” stanowi wciągającą opowieść o napięciu rodzącym się pomiędzy męskością a kobiecością, tradycją a nowoczesnością, modą a realnymi poglądami na życie. Autor wie również, jak uwieść czytelnika jedynym w swoim rodzaju poczuciem humoru – sceny wyciągania kleszcza z profesorskiej dupy lub szczania do wiadra przejdą do historii polskiej literatury współczesnej.
Odnoszę wrażenie, że Marecki dmucha kilkupromilowym oddechem w twarze obrońców moralności i ani myśli piętnować zachowania kogokolwiek. Zamiast tego spogląda na życie z podziwem, widząc w nim miejsce do kreowania przestrzeni wolności, bez oglądania się na konwenanse i rygory. Dzięki temu „Romantika”, choć znacznie łatwiejsza w odbiorze niż większość przeintelektualizowanej współczesnej prozy polskiej, pozostaje dziełem równie niepokornym i ożywczo prowokacyjnym.
Bardzo fajna recenzja książki. Mimo że o niej wcześniej nie słyszałam to chyba po nią sięgnę. jak przeczytam dam znać jak mi się podobało.
OdpowiedzUsuń