Liczba stron: 112
Oprawa: twarda
Wydawnictwo Czarne postanowiło promować „Sny o pociągach” przez użycie na tyle okładki takiego oto zdania „Książka znalazła się w finale Nagrody Pulitzera oraz została uznana za jeden z najlepszych tytułów 2011 roku przez „The New York Times”, „Esquire”, „The New Yorker” i „Los Angeles Times”. Od razu zainteresowała mnie informacja o Nagrodzie Pulitzera. Skoro Denis Johnson był tylko nominowany do tego wyróżnienia, znaczy że ostatecznie go nie zdobył. Komu zatem przypadł on w udziale? Jak się okazało, odpowiedź na to pytanie wcale nie jest prosta. Wiąże się z nią za to ciekawa historia, którą pozwolę sobie tutaj przytoczyć.
W finale nagrody Pulitzera w kategorii fikcja znajdują się zazwyczaj trzy książki. Mówię zazwyczaj, bo zdarzyły się już przypadki czterech nominacji (na przykład w 2015 roku, gdy zwyciężało „Światło, którego nie widać”). Dzieje się tak, gdy zarząd Pulitzera uznaje trzy książki wytypowane przez jury fabularne za niewystarczające. W tej sytuacji jury dobiera kolejną pozycję. Warto zwrócić uwagę, że do konkursu zazwyczaj zgłasza się ponad trzysta powieści i zbiorów opowiadań (w 2012 roku było ich dokładnie 341), jest więc z czego wybierać. Nie mam wątpliwości, że finałowa trójka z 2012 roku była jedną z najmocniejszych w całej historii nagrody. „Blady król” Davida Fostera Wallace'a, wydany niespełna dwa lata temu przez W.A.B., stanowił nie tylko pośmiertny głos autora. Jego jakość wyznacza także wyjątkowa redakcja Michaela Pietscha, który z morza chaosu ułożył prawdziwą powieść, w której każdy może odnaleźć wartościową fabułę. Ponure, ale transcendentne „Sny o pociągach”, to dla kontrastu książka bardzo i osadzona w realiach historycznych. Ostatnią, prawdopodobnie najsłabszą nominacją jest dzisiaj raczej zapomniana „Swamplandia!”, opowiadająca o ekscentrycznej rodzinie z Południa. To też ciekawe, że wydawcy Polscy w pierwszej kolejności zdecydowali się na tłumaczenie tej ostatniej. Kto zatem z tej trójki wygrał? Otóż nikt. Zarząd nie przyznał nagrody, a powodów nigdy nie ujawnił. Pewną poszlakę może stanowić wypowiedź jednego z członków Pulitzera, który argumentował to wydarzenie następująco „Wielkie dzieło fikcji wiąże się z pewnym dreszczykiem, który pojawia się, gdy różne jego składniki łączą się, a następnie zapalają”. W tamtym roku, zdaniem zarządu pożaru nie było. Trudno o bardziej niezrozumiałą decyzję.
Zostawmy już Pulitzera i skupmy się na książce. Co czyni z niej dzieło wyjątkowe? Czy chodzi tu tylko o historię, czy może jednak o coś więcej? Powieść, czy też raczej nowela Johnsona liczy nieco ponad sto stron, które można przeczytać w około półtorej godziny. W tym czasie wirujące i napięte życie głównego bohatera Roberta Grainiera grzechota w odmętach umysłu czytelnika, jak gwizd Kolei Spokane, który tak często protagonista słyszy w swoich snach. Te półtorej godziny daje szanse wywarcia głębokiego wpływu na czytelniku, oddania się lekturze w całości. Powieści, które z założenia liczą więcej stron, wymagają robienia przystanków, powrotu do codzienności. Są przerywane powtarzalnymi czynnościami jak jedzenie, opieka nad dzieckiem, praca. Ma to znaczący wpływ na odbiór dzieła, co wskazywał już Edgar Allan Poe w przeglądzie „Twice Told Tales” Nathaniela Hawthorne'a z 1842 roku. Czytamy tam między innymi: „Światowe interesy interweniujące podczas przerw w czytaniu modyfikują, unieważniają lub przeciwdziałają w mniejszym lub większym stopniu wrażeniom z książki”. Być może właśnie dlatego ponad sześćset stronicowe „Drzewo dymu” i niewiele cieńsze „Zagubione wybrzeże” nie spotkały się z tak ciepłym przyjęciem jak „Syn Jezusa”.
„Sny o pociągach”, dzięki swojej objętości, stwarzają okazję do bardziej ujednoliconego doświadczenia. Ta forma, biorąc pod uwagę gęstość samego doznania, wydaje mi się odpowiedniejsza. Sama fabuła odnosi się do życia Roberta Grainiera, fikcyjnej sieroty przewożonej pociągiem w 1893 roku do lasów stanu Idaho. Robert dorasta, pracuje, zakochuje się, traci żonę i córeczkę w pożarze. Doświadcza wielu cierpień i niecodziennych wrażeń (postrzelenie przez własnego psa wygrywa chyba ten konkurs). To, co Johnson formuje z popiołów życia Grainiera, to delikatna, samotna i porywająca epicka opowieść. Protagonista jeździ wozem konnym, lata w dwupłatowcu, poznaje szczególnych ludzi, a ostatecznie popada także w jakąś formę obłędu. To historia miłosna, opowieść pustelnika i retusz starego folkloru opartego na wilkach. Ostatecznie, to także małe arcydzieło, które pozostawia czytelnika w oszołomieniu.
Nie sposób nie wspomnieć o języku. Dialogi ułożone przez Johnsona są pełne ludowego podobieństwa, jakby żywcem wyrwane z innego świata. To także dzięki językowi udaje się autorowi uzyskać odpowiedni balans między spokojem, a nieszczęściem. W praktycznie każdym akapicie ktoś czuje się zagrożony. Czym? Często nie do końca wiadomo, bo Jahnson umiejętnie pobudza wyobraźnię czytelnika, jednocześnie nie gwarantując żadnych wskazówek czy odpowiedzi. Na tym polega mityczna siła tej prozy. Dzieła równie pasjonującego, choć przecież totalnie różnego od „Syna Jezusa”. Rok 2021 dopiero się rozpoczął, a my mamy już silnego kandydata do najlepszej książki nowej dekady.
Szukasz sposobu na przywrócenie zerwanego związku? Jeśli tak, pomoc przyszła na twoją drogę Dostałem online zeznanie o dr Obodo, jak pomógł komuś odzyskać swoją byłą żonę i skontaktowałem się z nim również w celu uzyskania pomocy, jestem bardzo szczęśliwy, że teraz mój mąż wrócił do mnie z tak dużą ilością miłość i szczęście z pomocą dr Obodo jeśli potrzebujesz pomocy w odzyskaniu swojego byłego lub w naprawieniu związku, możesz się z nim skontaktować on pomoże ci tak samo, jak pomógł mi przywrócić mojego męża po 1 roku separacji skontaktuj się z nim dzisiaj i bądź szczęśliwy w swoim związku, możesz wysłać mu e-mail o pomoc. templeofanswer@hotmail.co.uk Zadzwoń lub WhatsApp + 2348155425481
OdpowiedzUsuń