Liczba stron: 312
Tłumacz: Adam Szostkiewicz
Oprawa: twarda
Oprawa: twarda
Premiera: 24 kwietnia 2019 r.
Urodzony
1 sierpnia 1819 roku w domu
przy nowojorskiej Pearl Street Herman Melville uchodzi po dziś dzień za
twórcę jednego dzieła - "Moby Dicka". Co więcej, gdy mówimy o
najlepszych amerykańskich pisarzach, jednym tchem wymieniamy nazwiska Williama
Faulknera, Johna Steinbecka, Trumana Capote, Eugene O’Neilla, Jerome’a
Salingera, Ernesta Hemingway’a, Johna Updike’a, Dona DeLillo, Cormaca McCarthy’ego,
Phillipa Rotha a nawet Stephena Kinga, zupełnie pomijając wkład, jaki autor
„Billy’ego Budda” wniósł w rozwój literatury filozoficznej.
„Oszusta”
Melville napisał w 1857 roku, dokładnie w roku narodzin Josepha Conrada, innego
pisarza lubiącego zamykać akcję swoich książek w przestrzeni morskiej. I trzeba
to powiedzieć otwarcie: nie jest to najlepsza książka autora. Z pewnością
jednak każdy kto po nią sięgnie, odnajdzie w niej wiele myśli, tyleż
oczywistych, co wciąż domagających się analizy. Akcja osadzona została na
parowcu "Fidele" płynącym po Missisipi. To tam dochodzi do wielu
krzywdzących scen - cwaniacy, hochsztaplerzy i mali łotrzykowie kantują
naiwnych pasażerów, wyciągając od nich co rusz jakieś pieniądze. I to właściwie
byłoby na tyle, jeśli spojrzeć na „Oszusta” dosłownie. Melville nie pozostawia
nam bowiem pola do jakichkolwiek wątpliwości. Źli są jaskrawo bezwzględni i
fałszywi, normalni z kolei są zadziwiająco łatwowierni. Jest więc to książka
traktująca o takich wartościach jak prawda, zaufanie i wolna wola, jej
bohaterowie są z kolei maskami, za którymi autor widzi różne grupy społeczne.
Zamknięta przestrzeń statku pozwala mu z jeszcze większą siłą opisywać horror
międzyludzkich relacji, opartych na obłudzie i egoizmie.
„Oszust”
jest więc z pozoru książką fabularnie zadziwiająco prostą, dlatego jej wartości
można doszukiwać się w innych elementach. Istnieje cały arsenał publikacji
odwołujących się do pojęć tożsamości, kultury ciszy, egzystencjalizmu,
intensywnego doświadczenia bytu, związków z religią i innych czynników, stawiających
prozę Melville’a na piedestale sztuki pisarskiej. Nie wchodząc w szczegóły tych
literaturoznawczych rozważań (odsyłam zainteresowanych do źródeł), zwrócę tu
uwagę na dwa elementy, które dla każdego czytelnika mogą wydawać się
specyficzne: przedmiotowość oraz dygresyjność. Pierwszy z nich objawia się
drobiazgowością opisów. Autor zarzuca czytelnika wszelkiego rodzaju
asortymentem, z jakim spotykają się bohaterowie książki. To takie rzeczy, na
które często nie zwracamy uwagi: gwoździe, monety, mapy, nakrycia głowy,
młotki, drewniane figurki, ubrania, obuwie, kawałki mydła, liny, dzieła sztuki,
pościele. Ta ekspansja towarów w sztuce Melville’a może przeszkadzać, bowiem
nie są to artykuły później w żaden sposób wykorzystywane w rozwoju fabuły. Mają
one jednak swoje znaczenie natury filozoficznej: to przez kontakt z nimi
bohaterowie doświadczają bytu. To one są jedyną materialną pozostałością po
człowieku, w obliczu potęgi żywiołu jakim jest otaczające ich morze. Człowiek morza
częściej niż człowiek lądu znajduje się w sytuacjach bezpośredniego zagrożenia życia
i włk6aśnie dlatego tak otwarcie przywiązuje się do małych rzeczy. Kto jak nie
Melville, tak bardzo doświadczony w obcowaniu z wielką wodą, mógłby zwrócić
uwagę na ten istotny szczegół?
Dygresyjność
prozy Melvilla przypomina mi trochę to, co tak doskonale opanował Javier
Marias. Gdzieś w pewnym momencie akcji, autor słowami czy myślami swojego
bohatera podąża w istotnym dla siebie kierunku. W przypadku oszusta te
quazi-eseistyczne anegdoty dotyczą głównie istoty procesu pisania, kreacji oraz
wiary w Boga. Autor poprzez różnorodne wywody, ale także przy użyciu rzucanych
mimochodem półsłów, mówi nam, że by żyć człowiek musi w coś wierzyć, nawet
jeśli ta wiara wiąże się z poszukiwaniem czegoś, co tylko pozwala uspokoić
niewiarę. To chyba właśnie ten element, tak intensywnie eksploatowany, tkwi u
podłoża długo ewoluującej filozofii Melville’a. W tym też widzi on sens
pisania, które jest dla niego swoistą metodą poszukiwania harmonii.
Decydując
się na lekturę „Oszusta” musicie być przygotowani na trudną przeprawę. To nie
Steinbeck czy Capote, piszący prosto z mostu co ich kłuje lub czego ludzie
doświadczają. Melville woli ukryte znaczenia, co sprawia, że jest to lektura
skrojona pod bardziej wnikliwego czytelnika. Także czytelnika znającego dawne
konteksty. Tu nie ma przymiotów typowych dla literatury przygodowej czy
sensacyjnej. „Oszust” to traktat o ludziach, o prawdzie i ufności. Traktat
udany, choć nie będący szczytowym osiągnięciem autora.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz