Recenzja "Toksyczność" Jarosław Czechowicz

Wydawca: Prószyński i S-ka

Liczba stron: 256

Oprawa: twarda


Premiera: 23 kwietnia 2019 r.

Zacznę może od tego, komu „Toksyczność” może się spodobać. Przede wszystkim będą to wszyscy Ci czytelnicy, którzy lubią zwarte i linearne historie o życiu jednostki – jej trudach, problemach, małych sukcesach i marzeniach. Z pewnością opowieść o życiu Janiny może spodobać się też czytelnikom poszukującym w książkach ważnego tematu do dyskusji. Bo alkoholizm, szczególnie ten z kobietą w roli głównej, będzie oburzać i skłaniać do refleksji. „Toksyczność” będzie także wartościową lekturą dla tych osób, które lubią i chcą spojrzeć na trudny życiorys z empatią, dać szansę także tym, którzy z różnych powodów popełniają wciąż coraz większe błędy. Taka właśnie jest debiutancka powieść Jarosława Czechowicza – oparta na narracji pierwszoosobowej, skonstruowana z użyciem krótkich i celnych zdań, poruszająca historia o dziedziczeniu traum i życiu w ciągłej niepewności samego siebie.

Można powiedzieć, że autor przedstawia nam trudną biografię, obcą od tego, co większość z nas zna z autopsji. Co ważne, nie jest to tylko ciąg niewiele znaczących zdarzeń, bez początku i końca. Istota tej prozy zasadza się także w szczegółach, w zmieniającym się na przestrzeni lat otoczeniu. Od trudnego powojennego pejzażu, przez okres komunistycznych kolejek i deficytów, aż do niezrozumiałej współczesności, z całym jej technologicznym zapleczem. Ta gospodarcza koniunktura doskonale współdziała tu z obywatelskim odbiorem. Barometr społeczny stopniowego upadku głównej bohaterki został nakreślony bardzo przemyślanie i wyraziście. Z kart książki bije więc pamięć o miejscach i ludziach, które razem tworzą tę specyficzną, wciągającą projekcję szarego życia. W przypadku tej powieści ową zwyczajność odczuwa się ze zwielokrotnioną siłą, a przyczyną jest tu sam narrator opowieści, alkoholiczka i matka, ale może przede wszystkim córka, bo to właśnie ta rola społeczna stała się źródłem stopniowego upadku Janiny. Jako potomek alkoholika, mimowolnie wchodzi w jego skórę i przedłuża destrukcyjną rolę rodzinnego uzależnienia. Nad losem kobiety chciałoby się zapłakać, ale też nad jej głupotą i upartością zakląć. „Toksyczność” zbudowana jest właśnie na takich kontrastach – z jednej strony makabryczna wręcz postawa Janiny jako rodzica, z drugiej też smutek, że nikt nie daje jej szansy do odmiany swojego przeznaczenia. 

Jeśli mam szukać uroku w najnowszej książki Czechowicza, będzie on polegał na snuciu opowieści o życiu i mało istotne dla mnie jest to, że jest to życie warte potępienia, oparte na filozofii alkoholu. Przejmująca jest tu samotność głównej bohaterki, niezrozumienie z jakim się spotyka, ale też ostateczny kredyt zaufania, jakim obdarzają ją jej dzieci i znajomi. Życie Janiny to ciągła walka z wiatrakami. Jest z nim trochę jak z grą Jenga. Jakkolwiek byś się starał, nigdy nie uda się rozłożyć wieży na czynniki pierwsze. Prędzej czy później musi runąć, a tobie pozostaje jedynie smak porażki. Taki jest byt Janiny – niezależnie czy otworzy nowy biznes, wszyją jej alkoholową blokadę czy może pozna nowego faceta – zawsze będzie to kolejny gwóźdź do jej własnej trumny. I ten obraz kobiety owładniętej fatum jest tu kreślony bardzo konsekwentnie.

Ale „Toksyczność” oprócz poruszającej serce narracji, budzi też we mnie wątpliwości. Przede wszystkim chodzi mi o wiarygodność. Autor nie ukrywa autobiograficznego wymiaru swojej książki. Janina to fikcyjna postać ucieleśniająca w sobie cechy matki autora, Filip jest nim samym, zaś Agnieszka jego siostrą. Nie do końca wiemy, co wydarzyło się faktycznie, a co jest wyłącznie literackim pomysłem. I nie o to czynię zarzut. Bardziej jako czytelnika zaniepokoiła mnie polifoniczność opowieści. Czechowicz wychodzi z założenia, że oddając głos wielu świadkom tej małej tragedii, uzyska panoramiczny obraz problemu. Pokaże, na jak wielu płaszczyznach alkohol może niszczyć kolejne życiorysy. Tylko jak napisać dobrą książkę o alkoholiczce, gdy samemu alkoholikiem się nie było? Nawet jeśli było się bezpośrednim beneficjentem i świadkiem krzywd, trudno jest rzetelnie oddać ścieżki myśli kogoś innego. Przypominam tu sobie słowa Wiesława Myśliwskiego wypowiedziane w jednym z wywiadów „Tylko przez opowieść o własnym życiu możliwa jest opowieść  o świecie. Świat naprawdę dotkliwy, przeżywany – jest tylko w nas. Poza nami świat jest encyklopedią, podręcznikiem, niczym więcej. I także jedynie sami w sobie możemy pytać o sens życia. Nie życia czy świata w ogóle, bo choćby wszyscy wokół zaklinali, że świat i życie mają sens, dla każdego człowieka istotne jest znalezienie swojego jednostkowego sensu”. I ja się z tym naprawdę zgadzam. Niewiele w literaturze stworzono historii wiarygodnie oddających uczucia innych osób. A historia Janiny jest w moim mniemaniu zbyt ładnie skrojona, zbyt spójna i czysta, aby być wiarygodną. Alkohol ma to do siebie, że brudzi i maltretuje naszą codzienność. To nie tylko emocje, rozważanie i działanie, ale też niekończące upodlenie i trwanie w rynsztoku. Gdyby autor skupił się na swoim punkcie widzenia, pokazał wyłącznie fakty odnoszące się do życia Janiny przefiltrowane przez jego doświadczenia, uwierzyłbym mu. On stara się jednak nakreślić nam wykoślawioną używkami świadomość, której sam nigdy nie miał (przynajmniej w kontekście przywołanym w książce). I ja z tym mam problem. A przecież można tę ponurość alkoholowego delirium jakoś zastąpić albo złagodzić, na przykład poprzez wsparcie dawką ironii czy humoru. Taka wydestylowana zabiegami literackimi opowieść będzie wtedy ciekawa i w jakimś sensie artystyczna, w przeciwieństwie do „Toksyczności”, która oferuje nam jedynie emocjonalny klincz. 

To właśnie te emocje, gra na uczuciach jest najmocniejszą siłą książki, która jednocześnie oferuje niewiele więcej. Najgorszy moment, najbardziej w moim odczuciu nietrafiony pomysł, otrzymujemy na sam koniec. Już po zakończeniu relacji o życiu Janiny, Czechowicz pozwala wypowiedzieć się o bohaterce jej bliskim – dzieciom i koleżance. Ich relacje o kobiecie odbierają książce dwuznaczność. Zabiera też czytelnikowi możliwość samodzielnego zdecydowania o tym, po której stronie się opowiada. Pisarz nie zostawia furtki na swobodną refleksje, ograniczając ją dwoma przeciwstawnymi murami – z jednej strony linczującym, z drugiej empatycznym. Rozumiem, że autor starał się nadać narracji więcej obiektywności i ukazać ją z wielu punktów widzenia. Jednocześnie zapomniał, że uważny czytelnik zawsze pragnie mieć własne przemyślenia i nadmierne stymulowanie może tylko zniechęcić.

„Toksyczność” jest książką, w której problem alkoholu potraktowany został z punktu widzenia uczuć. To one sprawiają, że relację z życia Janiny czyta się dobrze i z zaciekawieniem. Jednocześnie najnowsza powieść Jarosława Czechowicza nie proponuje nic nowego w temacie literackiego ujęcia alkoholizmu. To próba ukazania pewnego procesu, który świadomie pozbawiony został biologicznego i czysto codziennego wymiaru. I trochę szkoda, bo przez to tracimy też nieco bólu, który powinien nas zalać od środka. A przynajmniej mnie nie zalał, co najwyżej nieco podotykał.

Ocena:
 

1 komentarz:

  1. Jestem bardzo ciekawa tej książki i chciałabym, żeby trafiła w moje ręce. 😊
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊

    OdpowiedzUsuń