Człowiek nie może pracować w każdej chwili swojego życia. Udowodniono naukowo, że do prawidłowego funkcjonowania ludzki organizm potrzebuje emocji, które stymulują produkcję adrenaliny. Rozrywka jest zatem niezbędna, a sposobów jej realizacji mamy obecnie tysiące. Jednym z nich jest czytanie kryminałów. Opowieści o zbrodni i metodach jej wykrycia wciągają odbiorcę, pozwalają wejść w zupełnie obcy świat i poddać się grze według zasad ustalonych przez autora. Te reguły są jednak powtarzalne. Biorąc do ręki książkę z tego gatunku wiemy, że już na początku pojawi się jakaś zbrodnia. W jej następstwie organy ścigania podejmą śledztwo, które pomimo wielu przeszkód i zwrotów akcji, zakończy się powodzeniem.
„Śmierć Anglika”, czyli powieść napisana w 1981 roku przez praktycznie nieznaną do tej pory w Polsce Magdalen Nabb, jest właśnie takim kryminałem. Już na początku książki dowiadujemy się, że w małej kamienicy we Florencji zastrzelono niejakiego Langleya-Smythea. To 60-letni samotnik wynajmujący za darmo mieszkanie. Skąpiec i odludek, nie prowadzący życia towarzyskiego. Komu miałoby zależeć na jego śmierci? Na to pytanie starają się odpowiedzieć policjanci z Włoch i Anglii. Jest ich właściwie czterech, po dwóch z każdej strony. Anglicy zostali przysłani na specjalne życzenie szwagra denata, który jako wpływowy człowiek boi się skandalu.
Na pierwszy plan wybija się postać karabiniera Bacciego. To młody, niedoświadczony uczeń, który całkiem przypadkowo jako pierwszy odbiera informację o zbrodni. Bacci nie jest specjalnie spostrzegawczy ani inteligentny, ma za to dobre serce i umie mówić po angielsku. To dzięki niemu dochodzi do porozumienia z Lowestoftem i Jeffreysem ze Scotland Yardu. Najważniejszy jest jednak kapitan policji, który prowadzi śledztwo w sposób fachowy i jak przystało na następcę Herculesa Poirota – drobiazgowy. Nie umknie mu żaden szczegół – czy to grymas twarzy rozmówcy czy porzucony worek z rzeczami. Kapitan ostatecznie rozwiąże zagadkę, której jak się okaże daleko do skomplikowanych intryg.
I tu właśnie można zadać sobie pytanie o co tak naprawdę chodzi? Podsuwane ślady, prowadzone poszukiwania, postrzelenie niewinnej kobiety – to wszystko tylko pozornie posuwa akcję do przodu. Dla Magdalen Nabb ważniejsze jest bowiem ukazanie czegoś więcej. Spójrzmy chociażby na scenerię, w jakiej odbyło się zabójstwo. To uboga kamienica. Mieszkają i pracują tam przeciętne osoby. Jest chociażby ekscentryczna Brytyjka prowadząca muzeum nieznanego poety. Jej zeznania odsłaniają światło na nocne życie Langleya-Smythea. Na innym piętrze poznamy rodzinę z dziećmi, które mają swoje małe tajemnice. Kluczowa jest jednak rola zbieracza spadających klamerek. Jego ubogie życie pcha małżonkę do pełnienia posługi, za którą bogaci wcale nie zamierzają uczciwie zapłacić.
Magdalen Nabb kreśli nam obraz Florencji jakiej nie znamy. Tej nieturystycznej, pełnej brudnych zakątków, smutku, bólu i szarości. Istotnym wątkiem jest też życie emigrantów. Bardzo często nierozumianych, błąkających się między zakręconym wikariuszem a żałosną biblioteką, szukających uszu, które chciałyby posłuchać nagromadzonych rozterek. Pejzaż życia marginesu, powiązany z dowcipnym szkicem relacji wewnątrzpolicyjnych jest wartością dodaną tej książki i elementem, dla którego z przyjemnością będę wypatrywał kolejnych trzynastu tomów serii Maresciallo Guarnaccia. Fani piętrowych knowań i rozwiązywania niejednoznacznych kombinacji, będą mogli poczuć się oszukani.