Wydawca: Centrala
Liczba stron: 130
Oprawa: twarda
Paul Gravett, londyński dziennikarz, kurator i pisarz od lat związany z branżą komiksów, popełnił parę lat temu zestawienie 1001 komiksów, które musisz przeczytać przed śmiercią. Książka nie pojawiła się jeszcze po polsku, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby zagłębić się w to zestawienie. Znajdziemy tam takie klasyki jak „Akira”, „Avengers”, Asterix i gladiator”, „Berlin. Miasto kamieni” czy „Black Hole”. Jest tam oczywiście wiele więcej dobra, które w znacznej części nadal czeka na polskie tłumaczenie. Ten problem nie dotyczy już albumu „To była wojna okopów”, który dzięki Centrali doczekał się zasłużonego wznowienia.
Tom zawiera serię anegdotycznych historii osadzonych w okopach I wojny światowej. Wiele z nich Tardi zaczerpnął z opowieści swojego dziadka weterana, inne wyszukał w książkach. Teksty skupiają się na codziennych okropnościach i niesprawiedliwości jakich doświadczali żołnierze. Mamy tu wiele obrazów okaleczenia fizycznego, psychicznego torturowania, całą masę opisów nie stroniących od takich problemów jak gangrena po dotknięciu ludzkich wnętrzności. Tardi stworzył dzieło ambitne, dokumentujące terror i okropieństwa konfliktów zbrojnych. Tematem tym zajmował się zresztą już wcześniej w „Adieu Brindavoine”, opublikowanym w Pilote (1972-1973) i „Le Fleur au Fusil” (1974), ale nie doszedł tam do takiej formalnej perfekcji jak w „To była wojna okopów”.
Trudno wybrać tę jedną narrację, która oddziałuje na psychikę najbardziej. Jedni powiedzą, że może nią być opowieść o kucharzu rozstrzelanym przy misce zupy. Kolejni docenią z pewnością wspomnienia żon, oczekujących przybycia swoich mężów z pola walki. A ja nie mogę zapomnieć o jeszcze innym kadrze. Widać w nim kobiety, którymi żołnierze zakrywają się w natarciu na wroga. Niby nic nowego, podobnych epizodów w historii było wiele. Tardi ma jednak dar do umiejętnego wydobywania głębi emocji z pozornie prostych słów i grafik. Pokazuje świat takim, jakim był naprawdę. I właśnie tym wygrywa.
„To była wojna okopów” narysowano czystą, schludną kreską. W większości kadry są wypełnione szczegółami – drutami kolczastymi, ciałami, ruinami domów, karabinami. Mimika postaci przedstawiona jest zazwyczaj realistycznie – brak tu właściwego dla wielu twórców cartoonowego upraszczania czy przerysowania. Czasami podkreśla efekt brutalności poprzez wykrzywioną twarz czy nadnaturalnie rozpostarte, martwe oczy. Filmowy jest sposób prowadzenia narracji. Jacques Tardi rzadko pozwala sobie na formalne eksperymenty, takie jak retrospekcje z życia poza frontem. Opowieści zamyka w tradycyjnych prostokątnych ramkach narzucających regularny rytm lektury. I to również w najbardziej dramatycznych momentach, gdy życie bohaterów kończy się strzałem w plecy lub gdy są postawieni przed tragicznym wyborem.
Podoba mi się w tym komiksie także rytm snucia opowieści. Nawet jeżeli bohatera za chwilę spotka coś strasznego albo gdy jego wyobrażenie świata właśnie się załamało, tempo narracji pozostaje niezmienne. Czytelnik jest tu przede wszystkim obserwatorem podglądającym niewiarygodne okrucieństwo. Czaszki, śmiertelne rany, agonia zamknięta w beznamiętnych oczach – to wszystko dotyka do głębi i szanuje przy tym bezpieczną granicę, której przekroczenie bardzo często kończy się szantażem emocjonalnym. Tardi jest jednak wyważony, choć wcale nie ma zamiaru nikogo oszczędzać. Jest przede wszystkim prawdziwy.
„To była wojna okopów” można nazwać swego rodzaju studium upadku ludzkości. Autor pokazuje jak wiele okropieństw człowiek jest w stanie znieść, by przetrwać. Zabijanie niewinnych, brak snu czy wykonywanie pozbawionych racjonalności rozkazów, to tylko przykłady działań, które pozbawiają ludzi wiary, nadziei i miłości. A bez nich żaden dzień nie może być udany. Tardi stworzył wartościowe dzieło, które jest uniwersalną przestrogą przed kolejnymi wojnami i ich konsekwencjami dla zwykłego człowieka. Zupełnie nie dziwi mnie umieszczenie tej nowości na liście 1001 komiksów, jakie należy przeczytać przed śmiercią.