Wydawca: Afera
Liczba stron: 232
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Petra Hůlová, czeska specjalistka od literackich ‘afer’, tym razem wzięła na warsztat kwestię płci, temat odmieniany w ostatnich latach przez wszystkie przypadki. Jednocześnie odchodzi od historii wprzężonych we współczesne realia. „Krótka historia Ruchu” jest dystopią osadzoną poza czasem i przestrzenią. Całość akcji została zamknięta w Instytucji – miejscu resocjalizacji napastliwych mężczyzn. Jest to wielki gmach, zaadaptowany po byłych zakładach mięsnych (co oczywiście ma tu znaczenie symboliczne). Trafiają do niego panowie, których żony postanowiły zapłacić wysoką cenę, w zamian za ich oświecenie.
Główną bohaterką książki jest Vera, jedna z najbardziej wytrwałych pracownic Instytutu. Szkoli ona swoich podopiecznych w wieloetapowym cyklu nauczania. Celem wszelkich podejmowanych działań jest przekonanie mężczyzn, że nadrzędną wartością pozostaje wnętrze kobiety, nie zaś jej uroda. W tym nowym, lepszym świecie nie ma miejsca na operacje plastyczne, pielęgnowanie cery czy atrakcyjne stroje. Zdjęcia starszych, nagich kobiet, mają prowadzić do dokładnie takich samych efektów, jak znana od wieków pornografia. Jedną z zasad jest tu zresztą zezwolenie na masturbację wyłącznie przy fotografiach modelek po siedemdziesiątce. Petra Hůlová słowami swojej bohaterki mówi wprost, że rzeczywistość byłaby lepsza, gdyby penisy posiadały iloraz inteligencji 130.
Autorka co stronę wprowadza czytelnika w konsternację. Mamy tu opisy scen anty-erotycznych oraz brutalną przestrzeń postmoderny (elektrowstrząsy). Hůlová uwodzi czytelnika kryzysem wartości. W imię bezceremonialnych zabiegów zgadzamy się na pornografizację fabuły i myśli, rozgrzeszamy bohaterów, którzy są przerysowani i z którymi trudno się identyfikować. To właśnie skandal jest kołem napędowym tej prozy. Z tego powodu trudno „Krótką historię Ruchu” zignorować, co wcale nie oznacza, że można ją przyjmować bezkrytycznie.
Kilka kwestii u Hůlovej wywołuje irytację i sprzeciw. Pierwszą z nich jest sam temat książki. Feminizm opisano już na milion sposobów, a nowa książka czeskiej pisarki naprawdę nie przynosi żadnych świeżych spostrzeżeń. Krytykę patriarchatu i krytykę radykalnego feminizmu dostrzegam każdego dnia w telewizji, w mediach społecznościowych, w prasie. Jest ona także jednym z wiodących dyskursów literackich. Przyznam szczerze, znudziło mnie to już. Przejadło się. I nie ma znaczenia czy chodzi o opowieść, reportaż czy pastisz. Wszystko sprowadza się do tych samych reguł.
Po przeczytaniu najnowszej książki Wydawnictwa Afera trudno mi także odpowiedzieć na pytanie, jakich wartości broni autorka i dlaczego? Hůlová ukrywa się za maską cynizmu tak skutecznie, że brakuje mi w jej prozie jakiejś wartości dodanej. Czegoś, na czym mógłbym oprzeć akceptację dla licznych uproszczeń fabularnych. Spójrzmy chociażby na konstrukcję bohatera. Vera co prawda posiada jakieś jednostkowe cechy (cierpliwość, upór, wiara w swoje ideały), zbudowana jest jednak tak, jak gdyby była everymanem. Kobietą narodzoną z ponowoczesnych lęków. Osobą zaplątaną w ogólny schemat (samotność – odrzucenie). Jest po prostu groteskową metaforą. Nie bardzo jednak wiem kogo i przed czym ma ostrzegać. Jej mechaniczne życie pozbawione jest rozmachu i przygód, które mogłyby pogłębić tragizm jej osobowości. Takich jednowymiarowych charakterów i problemów jest tu więcej. Na tym fundamencie nie da się zbudować wartościowej, poruszającej lektury.
„Krótka historia Ruchu” nie jest w mojej opinii książką udaną. Trzeba jednak oddać Hůlovej, że nawet w tym literackim eksperymencie udowadnia swój duży talent. Jej zdania są długie, wielokrotnie złożone, doskonale oddające wibracje myśli, meandrujące między wiarą w słowa charyzmatycznej przywódczyni Rity, a trudem i znojem codziennego, nudnego powtarzania tych samych czynności. Podoba mi się także włączenie w dyskusję o feminizmie roli kobiet. I nie mam tu na myśli tylko radykalnych przywódczyń, z których Hůlová sobie regularnie drwi, ale także zwykłe dziewczyny, malujące się i strojące tylko po to, żeby nadal czuć się obiektem pożądania napastliwych samców. To jednak trochę za mało dla tak wytrawnej pisarki. Stać ją na zdecydowanie więcej.