Wydawca: Mandioca
Liczba stron: 328
Oprawa: twarda
Są takie momenty, gdy już po pierwszym kontakcie wiesz, że dany przedmiot musi wejść w Twoje posiadania. Przekonać może opakowanie, format, kolorystyka i wiele innych czynników. W przypadku "Raportu Brodecka" kuszące jest właściwie wszystko. Jakość wydania to absolutne komiksowe mistrzostwo świata. Odnoszę zresztą wrażenie, że tej opowieści jest bliżej do malarstwa czy dopracowanego do perfekcji filmu, niż literatury. Z tego też powodu koszty, choć przecież niemałe, zeszły u mnie na dalszy plan. Od początku wiedziałem, że jest to lektura do wielokrotnego czytania.
Nie jest tajemnicą, że „Raport Brodecka” jest adaptacją powieści Phillipe’a Claudela pod tym samym tytułem. Kto miał okazję czytać dzieła francuskiego pisarza, wydawane swego czasu przez Czytelnik, ten wie, że lubi on zmieniać swoje strategie literackie. Zaskoczenie, tajemnica, noir, brak linearności – to najważniejsze przymioty tych książek. Mimo różnych perspektyw i form jedno zawsze pozostawało u niego wspólne – akcentowanie pamięci o wojnie. Taki jest też „Raport Brodecka”, za który Claudel otrzymał swego czasu nagrodę Goncourtów. To chyba najbardziej wstrząsająca i brutalna z jego historii. Choć utrzymana w silnym realizmie, odwołuje się także do pojęć absurdu i oniryzmu. Tym większe moje zaskoczenie, że ktoś zdecydował się na jej przeniesienie do komiksu. I co więcej, zrobił to tak błyskotliwie.
Akcja osadzona została w świecie powojennym. Młody mężczyzna imieniem Brodeck osiedla się na uboczu niewielkiej mieściny, gdzieś na granicy francusko-niemieckiej. Udając się do lokalnej gospody po masło, otrzymuje od zgromadzonej tam ludności specjalne zadanie. Jako najbardziej kompetentny i wykształcony w okolicy, ma sporządzić raport z niedawnych wydarzeń, a następnie przedłożyć go władzom do wglądu. Nie byłoby w tym pewnie nic dziwnego, gdyby w całym tym zamieszaniu nie chodziło o morderstwo.
Brodeck pod pozorem dokumentowania zdarzeń i przygotowywania rzetelnego, obiektywnego raportu, spogląda w zwierciadło własnych doświadczeń. Opowieść o Andererze (innym), który pewnego dnia pojawił się w miasteczku i szkicował portrety mieszkańców, stopniowo schodzi tu na dalszy plan. Dużo ważniejsze okazują się własne doświadczenia, równie ponure i zagmatwane jak narracja o kolektywnym zabójstwie obcego. Brodeck część swojego życia spędził w obozie koncentracyjnym, gdzie musiał udawać psa. To poniżające zadanie jest jedyną przepustką do dalszego życia. Protagonista godzi się na nią, daje się upodlić i zniewolić, za co otrzymuje nagrodę – może dalej żyć z pamięcią traumatycznego czasu. Natrętnie powracają też inne obrazy, jak chociażby cierpienia jego młodości. Tak Claudel, jak i Larcenet budują swoją opowieść z fragmentów, które stopniowo zaczynają przypominać spójną całość.
Dzięki gwałtownemu rysunkowi i niebywałej zdolności operowania cieniem, album przypomina wielkie komiksowe wydarzenie – „Mort Cinder” Alberto Brecci (wydane po polsku przez Non Stop Comics). Larcenet przenosi dzikie piękno krajobrazów na eksperymentalną przestrzeń czerni i bieli, w których latające zastępy ptaków i drut kolczasty, będę porażały często wielokrotnie bardziej, niż nakreślone realistycznie sceny pobić czy mordów. Uwagę zwraca także zdolność do niesamowitego ukazywania kontrastu ze światłem, dzięki czemu wiele kadrów przypomina sceny z niemieckiego ekspresjonizmu. To doskonale podkreśla emocje bohaterów i nawiązuje do estetyki grozy.
„Raport Brodecka” stanowi niecodzienne połączenie tekstowego minimalizmu, wizjonerskiej grafiki oraz intrygującej, poszatkowanej fabuły. W tym komiksie nic nie jest takim, jakim wydaje się na początku. Napięcie rośnie z każdą stroną, mimo że już na starcie wiemy, co tak naprawdę się wydarzyło. Larcenetowi udało się stworzyć formalne i scenariuszowe arcydzieło. Autor stworzył magiczny labirynt terroru i tragicznego surrealizmu, który jak „Zamek” Kafki, poraża na przemian dosłownością i niedopowiedzeniem. Nowość absolutnie niezwykła pod każdym względem.