Wydawca: Forma
Liczba stron: 212
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: listopad 2019 r.Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Czasami pojawiają się badania, które pytają o
powody sięgnięcia po książkę. Zazwyczaj wskazania są takie same: cenne nagrody,
dorobek pisarza, wydawca, nachalna promocja, ładna okładka, pozytywna opinia
mainstreamowego recenzenta. Do tej coraz dłuższej listy dorzuciłbym jeszcze
jedną, dla mnie chyba najważniejszą przesłankę – pierwsze zdanie. Sztuka
zaciekawienia odbiorcy od pierwszego słowa jest naprawdę trudna. Szczególnie
jeśli odbiorcą jest ktoś, kto pierwszych zdań przeczytał naprawdę dużo. Z
jakiegoś jednak powodu ludzie cenią sobie chociażby początki „Moby Dicka”
(„Imię moje: Izmael”), „Obcego” („Dzisiaj zmarła matka. Albo wczoraj, nie
wiem”), „Procesu” („Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo że nic
złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany”). „Lolity”
(„Lolita, światło mego życia, płomieniu mych lędźwi. Mój grzechu, moja duszo.
Lo-li-ta: czubek języka schodzący w trzech stąpnięciach wzdłuż podniebienia,
aby na trzy trącić o zęby. Lo. Li. Ta.") czy „Rzeźni numer pięć”
(„Wszystko to zdarzyło się mniej więcej naprawdę”). Każde z tych zdań coś
obiecuje. Jedne filozoficzne rozważania, inne namiętność, tragedię czy
niepewność. Pierwsze zdanie „Czasów i obyczajów” też coś deklaruje. Autor mówi
w nim o lalce odartej z ubranka, z oderwaną lewą ręką i otwartymi lazurowymi
oczętami. Pisze, że leżąc w niecce, oblazło ją robactwo i muchy, ale
przyciągała też motyle, pszczoły i inne owady. Na ślady zbrodni zdawał się
wskazywać głęboko odciśnięty ślad żołnierskiego buta obok lalki. Andrzej
Turczyński daje nam więc aż dwa powody do zainteresowania: tajemnicę i styl.
Jego pierwsze zdanie jest bardzo długie (stąd też nie będę go przytaczał),
złożone, uroczo przegadane, pełne drobiazgów. Jest więc trudne w lekturze, ale
bardzo namacalne w odbiorze. Właśnie ono przekonało mnie, aby ze stosu lektur
wybrać „Czasy i obyczaje”.
Można więc powiedzieć, że Turczyński niczego nie
udaje i od samego początku pokazuje czytelnikowi, z czym lektura książki się
wiąże. Ale czy jest to jakieś zaskoczenie? Mówimy przecież o 81-letnim autorze,
który swój styl literacki szlifuje od ponad pięćdziesięciu lat. Był w tym
czasie nominowany do Nike i Paszportów Polityki za „Znużenie”, w 2012 roku
otrzymał także nominację do Nagrody Literackiej Gdynia za „Koncert muzyki
dawnej”, za „Laur Prawosławia” otrzymał z kolei Nagroda im. Księcia Konstantego
Ostrogskiego. Jest więc Turczyński autorem znanym i w gronie wymagających
czytelników cenionym. Jest też pisarzem bardzo płodnym: od momentu swojego
debiutu w 1955 roku wydał ponad czterdzieści powieści i zbiorów esejów, kilka
tomów poezji, liczne zbiory translatorskie, a jego sztuki wystawiane są na
deskach teatralnych w całej Polsce. W tym kontekście „Czasy i obyczaje” nie
wnoszą do dorobku pisarza niczego nowego. Są przedłużeniem i rozwinięciem o
wątki biograficzne tego, co dobrze już znamy. Wcale to nie oznacza, że ich
lektura jest pielęgnowaniem wtórności – jego pomysły są zawsze żywe i nawet
jeśli po raz dziesiąty zmierza do tego samego celu, wybiera każdorazowo inną,
ciekawą drogę.
W prozie Turczyńskiego powtarzają się te same
motywy i tematy, które pozwalają mu na odkrycie tego, czego do tej pory nie
wie. Wciąż powraca do swoich głównych pytań o ludzką tożsamość, margines
wytrzymałości, sens cierpienia i poszukiwania nowego, a także istotę życia w
ogóle. Aby wyszukiwać na nie odpowiedzi, autor gmatwa swoje historie, działa na
granicy jawy i snu, wplata w nie intertekstualne aluzje, miesza język polski z obcymi,
serwuje filozoficzno-religijne rozważania, a żeby jeszcze bardziej utrudnić
czytelnikowi połapanie się w tym wszystkim, używa archaicznego i gęstego
języka. W jednym z opowiadań pisze „Chcąc zachować pozór realności, chwytam
ulotne cząstki czyichś bytów wiatrem niesione, zbieram cząstki czyichś myśli,
słów i czynów, odpryski na wpół zapomnianych obrazów, komponując z tej
migotliwej sieczki umocowany konkretem fakt mojej przynależności do spoistej
rzeczywistości”. Tak właśnie jest, chociaż to tylko część prawdy.
Turczyński nie jest więc pisarzem realistycznym,
choć jego opowieściom daleko do udziwnień. W każdej z dziesięciu narracji
przedstawia świat rzeczywisty, w którym to co namacalne, przeplata się z tym co
wyobrażone. Jego bohaterowie są jakby wycięci z innej epoki, mimo że przeżywają
te same dylematy, które targają współczesnym człowiekiem. Wczytując się w te
rozległe jak pola bawełny opowiadania, musimy być gotowi, aby zanurzyć się w
ciągle zmieniający się nurt narracji. Autor z subtelnością i cierpliwością
opisuje szereg refleksji, obrazów, form, dźwięków, kolorów, stanów, zapachów.
Raz używa do tego stylistyki bliskiej strumienia świadomości, innym razem
celuje w technikę eseistyczną, wielogłosowość czy mowę pozornie zależną.
Udowadnia także, że dobra literatura odnajduje się w każdym gatunku (chociaż
właściwszym byłoby powiedzenie, że dobra literatura leży ponad prozą gatunkową)
- „Konwój” to swego rodzaju western, „Dziewica o żelaznych zębach” jako żywo
przypomina twórczość Conrada, a „Nocna podróż pociągiem z Vladimirem Nabokovem
przez Prowansję” ma wiele punktów wspólnych z psychologicznym kryminałem.
Sięgając po
najnowszą książkę Andrzeja Turczyńskiego, trzeba być przygotowanym na
wymagającą podróż w głąb dawnych czasów i odmiennych kultur, do miejsca, gdzie
Wschód i Zachód nieustannie między sobą meandrują. Ta proza jest jak nietknięta
współczesnym dynamizmem góra, na którą wspiąć się jest bardzo trudno. „Czasy i
obyczaje” są ciężkie z kilku powodów: długie zdania (zdarzają się i takie na
pół strony) i jeszcze dłuższe akapity, odwołania do dzieł mało znanych pisarzy,
filozofów i teologów, nawiązania do własnych przeżyć i fikcyjnych miejsc
(miasteczko En występowało chociażby w „Kuglarni” czy „Brzemieniu”),
zmieniająca się narracja, czasy i bohaterowie, chirurgiczna precyzja opisu i
archaiczna fraza. Autor bawi się słowem i swoją wyobraźnią – raz postawi na
humor („Inicjacja”), by po chwili wpleść nas w długą rodzinną sagę godną
Czechowa czy Turgieniewa („Kronika sentymentalna”). Celowo poddaje swoje
książki językowej eskalacji. Ma świadomość, że jego czytelnik będzie się gubił,
wracał i na nowo odkrywał inne znaczenia. Na tym też polega rola literatury,
aby ze zdań i wymyślonych historii, kreować wiecznie rozrastające się, piętrowe
otchłanie, w które bardzo łatwo wpaść i w których każdy musi znaleźć swój
własny klucz do połączenia metafizyki z sensualnością świata przedstawionego.