Liczba stron: 200
Oprawa: twarda
Premiera: 4 lipca 2018 r.
Jerzy Pilch,
autor wyróżnionej Paszportem Polityki powieści „Bezpowrotnie utracona
leworęczność” oraz laureat Nagrody Literackiej Nike za „Pod mocnym aniołem”
stworzył dzieło inspirowane książką filozoficzną Guido Morsellego pt.
„Wydarzenie”.
Bohaterem historii
jest niejaki Jerzy Andrzej Kubica, ostatni człowiek na ziemi. Zarówno autora,
jak i jego postać, początkowo mało interesują przyczyny i kształt apokalipsy.
Nie ma tu krzyków, paniki, potworów, ciał zakrywających ulice. Nie ma żadnych
śladów i logicznych pobudek dla zaistnienia takiej sytuacji. W jednej chwili
świat organiczny przestał istnieć, a Jerzy ma nieskończone możliwości na
kontemplowanie samotności, o której tak długo marzył. Narrator czerpie radość z rzeczywistości, w której nie pozostało już
nikogo. Może sam wyznaczać sobie granice, decydować co jeść, czytać, gdzie
nocować. Jest jednocześnie ostatnim sprawiedliwym i pierwszym bezkarnym. Jeśli
przed jakimś czynem ma obiekcje, jest to jedynie efekt funkcjonowania jego
sumienia i pamięci na temat dawnych norm i socjalnych prawideł. Ta euforia nie
będzie trwać jednak długo, gdyż samotność odarta z indywidualnego wyboru i
drogi powrotnej wsączać będzie do serca jad, nadający egzystencji coraz więcej
bólu i cierpienia.
W tym nowym świecie na wierzch wyjdą dawne
przyzwyczajenia Jerzego, zaadaptowane do zmieniających się okoliczności. Jako
literat zacznie szukać inspiracji i usprawiedliwienia w sztuce. Dokona
szczegółowej analizy obrazów Boscha i Bruegla, gdzie być może czają się
wskazówki zapowiadające minione wydarzenia, sięgnie po liczne książki, między
innymi dzieła nielubianego McCarthy’ego, Weisman’a, Kierkegaard’a czy
wspomnianego Morsellego. Zagłębi się w rozważania teologiczne, będzie
poszukiwał roli Boga w tym cudzie, którego mimowolnie stał się jedynym
beneficjentem i ukaranym. Dla narratora bowiem to sztuka jest głównym elementem
życia, wyznaczającym jego ramy i konteksty. Ona przetrwa wszystko, w
przeciwieństwie do nowoczesnych technologii. Przetrwa, nawet jeśli to wszystko
okraszone zostanie ironiczną polewą, zgryźliwym dowcipem. Bo też po co pisać,
jak jest się jedynym odbiorcą?
Pilch, a właściwie jego bohater,
nie zapomni także o swoich koronnych tematach. O tym wszystkim, z czym borykał
się na co dzień, a co kolorowało kadry jego życia. Ten hedonizm rozumieć będzie
jako zbiór wrażeń i przypadków odnoszących się do relacji damsko-męskich,
napojów wyskokowych i chorób. Jerzy Kubica nigdy nie stronił od kobiet, kojarzą
mu się one jednak główne z ich licznymi dysfunkcjami i narzucanymi
ograniczeniami. Wolność seksualna w tym kontekście jest tylko iluzoryczna, bo
prowadzi od jednego defektu do drugiego. To niekończąca się gra, eksploracja
gatunkowa prowadząca do ciągłych wyrzutów sumienia. Inaczej jest z alkoholem,
który oprócz roli remedium na codzienne bolączki, doskonale sprawdzał się jako
bodziec do odkrywania nowych interpretacji dzieł sztuki. Autor nie wyraża
pogardy czy obrzydzenia dla tych eksperymentów, za jego słowami odczuć można za
to wyraźną tęsknota i sentymentalizm.
Należałoby więc odczytywać tę książkę jako alegorię,
nie jednak metaforę samej apokalipsy, ale człowieka pozbawionego świata. To
swoisty dziennik rozpaczy, zbiór dygresji i myśli rozrzuconych po zakamarkach
samotnej duszy. „Żywego ducha” to proza bezgranicznie mroczna i ironicznie
egzystencjalna, bo dawne nawyki i bezpretensjonalny humor łączy się z tym, co
trudno wyrazić, a w pewnym wieku dopada nas niczym bies. To też przejmująca
literacka hybryda o zanikaniu tożsamości i sile relacji, które nakreślają i niuansują
nasze życie. Ale jest w tej książce też coś, co martwi i
nie pozwala rozkoszować się lekturą w pełni. Trudno nie odnieść wrażenia, że dla Pilcha ta powieść
jest lekarstwem na własne, minione problemy. Jego sentymentalna fraza pozwala
uporządkować mętlik kłębiący się we własnej głowie. W tym kontekście powstaje
zasadnicze pytanie, czym jest ta apokalipsa i do czego ona potrzebna? Bo jeśli
nie ma tu filozofii, fundamentalnych pytań czy nawet realnych emocji, jeśli to
wszystko jest wtórną abstrakcją, to po co nam ta wiedza? Skoro to książka o
Pilchu i dla Pilcha, to co ma odnaleźć w niej postronny czytelnik? Czy
poruszane kwestie są faktycznie refleksjami, jakie toczyłyby życiem ostatniego
człowieka na świeci? Ciągle mam wątpliwości czy to przenikliwa opowieść o
samotnym człowieku, czy może kolejna odsłona egocentrycznego pisania człowieka,
który walczy o swoją pozycję nie tyle wydawniczą, ile wewnętrzną.
Ta
książka prawdopodobnie znudzi tych, którzy z Pilchem do czynienia nie mieli,
ale być może zachwyci jego sympatyków.
„Żywego ducha” jest misterną kombinacją złudy, prawdy i zmyślenia,
kalejdoskopem ludzkich przywar, tęsknot, pożądań i przekonań. To mała książka z dualną tematyką, taką pozycją, gdzie ważne sprawy mieszają się z samotniczą
naturą Jerzego Pilcha.
Ocena: