Wydawca: Kultura Gniewu
Liczba stron: 136
Oprawa: twarda
Prawie dziewięć lat temu, w lutym 2013 roku obejrzałem film ”Dyskretne uroki starości”. Dzisiaj nie pamiętam już w jakich okolicznościach to się stało, ani co spowodowało, że po ten tytuł sięgnąłem (może nominacja Europejskiej Akademii Filmowej?). Sprawa jest o tyle dziwna, że w tamtym czasie animacje omijałem raczej szerokim łukiem. W każdym razie film poznałem i nawet czas nie zmył mi z pamięci kilku kadrów. Dzieło urzekało przede wszystkim subtelnością snucia opowieści o ludziach starszych. O ich codziennych wysiłkach, aby wiek i choroba nie zwyciężyły nad skromnym życiem. Pięknie to było narysowane, w ciepłych barwach zaprezentowane. Zapisałem sobie wtedy w notesie nazwisko reżysera - Ignacio Ferrerasa, którego miałem obserwować w późniejszych latach. Patrzeć jednak nie było na co, bo hiszpański twórca nic więcej już nie nakręcił.
Zamiast niego objawił mi się ktoś inny. Kilka lat temu pewien znajomy (fanatyk komiksów) podszepnął mi nazwisko Paco Roca. Stwierdził, że jego skłonność do czystego i nostalgicznego ukazywania procesu przemijania na pewno przypadnie mi do gustu. Tak się jednak złożyło, że żadne dzieło autora nie było jeszcze w Polsce dostępne. Jego najsłynniejszy projekt – „Arrugas”, został jedynie zekranizowany jako wspomniane wcześniej „Dyskretne uroki starości”. I oto w czerwcu 2021 doczekałem się. „Dom” przez znawców uznawany jest za jeden z najważniejszych hiszpańskich komiksów w historii. Ile w tym prawdy nie wiem, bo nie mam porównania. Natomiast o samym dziele chętnie napiszę Wam kilka zdań.
Rzecz dzieje się nieopodal morza, gdzieś na hiszpańskiej prowincji. To tam stoi domek letniskowy Antonia – wiekowego człowieka, który występuje na kartach opowieści głównie jako wspomnienie. Mówią o nim jego dzieci i sąsiad, a narracja proponowana przez każdą osobę jest różna. Antonio lubił swój domek. Cenił dbanie o ogródek, możliwość ułożenia muru z kamieni, naprawianie przeciekającej spłuczki w łazience. Swoją pasją bezskutecznie próbował zainteresować młodsze pokolenie. Vincente, Carla i José choć są całkowicie różni, do wakacyjnych wyjazdów na prowincje podchodzili zawsze podobnie. Traktowali to jako obóz pracy.
Już po śmierci ojca przywożą swoje partnerki, żony, mężów i dzieci by wspólnie spędzić czas i uporządkować lokum przed sprzedażą. Początkowo cała ich energia skupiała się na pretensjach. Młodzi nie mogli wybaczyć ojcu, że ten w kilka dni po śmierci matki pojechał na działkę. Zniknął z normalnego życia, które wiódł w takiej a nie innej formie, właśnie z uwagi na małżonkę. Czy jednak faktycznie był to wyraz ulgi, czy może jednak ucieczka przed smutkiem? Próba otoczenia się zakątkami, z których biła miłość i przywiązanie?
Z czasem Vincente, Carla i José zaczynają przypominać sobie coraz więcej ujmujących szczegółów z ich dzieciństwa. Piękne są chociażby sceny wspólnego budowania basenu czy oglądania meczu ładowanego samochodowym akumulatorem. Kolejne porządki, malowanie elewacji, stawianie pergoli przybliżają dziś dorosłych już ludzi do tego miejsca. Pomaga im w tym także sąsiad, który z dużą prostotą opowiada o przywiązaniu ojca do pewnego drzewa.
W komiksie Paco Roki opisywana kraina rodzinna ma właściwości magnetyczne. Ten dom mami bohaterów, łudzi ich, szepcze na ucho, nie pozwala o sobie zapomnieć. Razem z postaciami przemierzamy razem przestrzenie przeszłości wypełnione małymi i dużymi sekretami, wzajemnymi relacjami, problemami i radościami. Jest to pejzaż niezwykle intensywny i melancholijny. Pisarz komponuje z małych szczegółów istotę pojęcia rodzicielskości, w ten sposób zachowując w pamięci to, co nieuchronnie musi fizycznie stąd odejść. Warto zwrócić uwagę, że cała maestria tej historii uwidacznia się w sposobie narracji, w opowiadaniu o ojcu bez jego bezpośredniego bycia tu i teraz. We wspomnieniach jest on obecny, ale nie jako główny bohater, dzięki czemu Paco Roka unika pułapki sentymentalizmu i pretensjonalności.
Śledząc kolejne barwne i pomysłowe kadry mamy wrażenie, że jesteśmy widzami osobistej ballady napędzanej spokojem, nostalgią, beznamiętnymi spostrzeżeniami, przytaczaniem niewiele znaczących słów, obracanych w ustach niczym dojrzałe figi. Język, którym hiszpański pisarz nas raczy – opisy miejsc, zdarzeń, drobnych czynności przydają książce czułości. Otulają ją, oświetlają jakąś odrealnioną jasnością, która powoduje, że patrzymy na tę historię z taką samą czułością jak sam autor. Nie raz westchniemy także z zachwytem nad pomysłowością ilustratora, który nie pozwoli, żeby w kadrach doszło do jakiejkolwiek nudy (patrz chociażby drzewo genealogiczne).
„Dom” to komiks bardzo przejmujący, wypełniony słodko-gorzkim kolażem wspomnień. Jest pełną wątpliwości historią o kresie życia, o wartości jakie niosą w sobie przedmioty i jak trudno pogodzić się z pewnymi wydarzeniami. To piękna i poruszająca niewielka opowieść o wielkich sprawach.
Mój znajomy miał rację – absolutnie zakochałem się w stylu hiszpańskiego scenarzysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz