Recenzja "Cytryna" Kajii Motojirō

Wydawca: Tajfuny

Liczba stron: 96

Tłumaczenie: Anna Karpiuk

Oprawa: miękka

Premiera: 3 lipca 2020 r.

Kajii Motojirō to jeden z wielu japońskich pisarzy, których życie zakończyło się zbyt wcześnie. Tworzył na początku ety Shōwa, czyli w momencie literatury kraju Kwitnące Wiśni, który swoją uwagę ogniskował głównie na kwestiach politycznych i społecznych. Kajii Motojirō zafascynowany był jednak innymi prądami. Jego mistrzami byli Sōseki Natsume, Ōgai Mori oraz Jun’ichirō Tanizaki, których dzieła wykraczały poza to co codzienne i doczesne. Owa młodzieńcza miłość do klasyków odcisnęła na młodym człowieku tak duże piętno, że gdy ten zachorował na nieuleczalną wtedy gruźlicę, nie poddał się, tylko zaczął pisać, spełniając tym samym swoje największe marzenie.

Dorobek twórczy Kajii Motojirō jest bardzo skromny. Reprezentuje go około dwudziestu opowiadań i kilka niedokończonych szkiców. Japoński pisarz zafrapowany był zjawiskiem ciemności w jej różnych wymiarach: mroczne cienie na ziemi, lasy opatulone czernią nocy, pustka ukryta na późnym, wiosennym niebie. Zawikłane podejście do tego tematu było niewątpliwie napędzane własną walką ze zmierzchem ideałów i marzeń. Choroba nie oszczędzała jego rodziny. Najpierw zmarła babcia, później młodsza siostra, wreszcie w 1931 roku i autora „Cytryny” dopadło smutne przeznaczenie. Warto zauważyć, że był to okres zwyżkującej rozpoznawalności artysty, wcześniej praktycznie całkowicie ignorowanego przez społeczność literacką. Przydomek ‘kultowy’ przylgnął do jego nazwiska dopiero dużo później, a jego najsłynniejsze opowiadanie, do dzisiaj czytają uczniowie japońskich liceów jako lekturę obowiązkową. 

Jako pisarz, Kajii ma kilka unikalnych cech, które odróżniają go, od współczesnych mu twórców. Stylistycznie opowieściom najbliżej do poezji prozatorskiej  (tak zwanej sanbunshi), która jest elegancka, wyrafinowana, a przy tym zwięzła. Kajii zapełnia swoje mikroświaty metaforami, a jego pisanie jest pełne żywych, intensywnych i zmysłowych wyobrażeń. Zwraca uwagę także podejście do konkretu anatomicznego, co należy powiązać z wykształceniem – zanim został studentem literatury angielskiej, próbował swoich sił w fizyce („Co nadaje kształt płatkom? Co formuje słupki i pręciki? Jakbym widział, jak ta krystaliczna ciecz, spijana przez macki korzeni, sennie i bezgłośnie pnie się w górę wewnątrz tkanek naczyniowych”). W jednej z recenzji Yukio Mishima napisał o nim tak: „Istnieją pisarze, którzy mają zdrowe ciała i schorowane dusze. Istnieją też tacy jak Kajii Motojirō, którzy są chorzy, ale których dusze są zdrowe i silne” (tłumaczenie własne). Wypływa z tych słów jasny przekaz: poetycka proza Kajii tętni siłą, odwagą i witalnością, mimo mrocznej aury, jaka z niej bije. Autor nie uciekał przed nieuniknioną śmiercią, a raczej bezlitośnie ją ścigał i analizował, ostatecznie przekształcając w zdania pełne przejmującego piękna.

Jest coś, czego można nauczyć się z fascynacji ciemnością. Jak komentuje w różnych miejscach sam autor, większość współczesnych miast jest zalanych światłem nawet w nocy, dzięki czemu kompletna i obezwładniająca ciemność nie jest już dostępna w codziennym życiu. Co w ten sposób tracimy? Opowiadania Kajii, takie jak chociażby „Zwój ciemności” czy „Zimowe muchy” zdają się mówić, że w zamian za poczucie bezpieczeństwa straciliśmy okazję do przezwyciężenia strachu przed nieznanym i odszukania harmonii w cieniu. Stabilność i gwarancja w jednym miejscu, deprecjonuje więc nasze przygotowanie na ostateczne („Musimy przeć naprzód, nawet powłócząc nogami, choć każde stąpnięcie przepełnia gorycz, niepokój, trwoga; choć musimy przyzywać demony, aby dodać sobie śmiałości”). Metaforyczne potwierdzenie tych myśli, możemy znaleźć też w pierwszym tekście zbioru „Pod drzewami wiśni”. Kajii zestawia tu brzydotę i zgniliznę martwych ciał, z finezją i ulotnym pięknem kwitnących wiśni, stanowiących symbol tego wszystkiego, co w życiu najważniejsze. Dopiero jednak w paraleli z silnym, odrzucającym kontrastem otwierają się przed nami oczy i już z czystym sumieniem, możemy usiąść wraz z autorem pod drzewami, by oddać się melancholii, która „przeniknie nas do cna”. 

Dzieła Kajii Motojirō przenika mrok, ale zdarzają się także narracje bardziej nostalgiczne, mówiące też o życiu. Ważne miejsce w jego utworach zajmują zwierzęta: koty („Pieszczoty”), żaby kajika („Spółkowanie”) czy muchy („Zimowe muchy”). W tytułowym opowiadaniu silnie akcentowany jest motyw świeżości i powiewu, jaki może przynieść życiu mała radość. Bohater, który jak każdy protagonista Kajii przesiąknięty jest melancholią i ciemnością („Przy tak mrocznej oprawie, wystarczyło kilka lampek zapalonych przy wejściu, by zalać przestrzeń witryny olśniewającym blaskiem”), krąży ulicami miasta bez większego celu i planu, aż w pewnym momencie spostrzega cytrynę, która urzekła go kształtem oraz kolorem. Z żółtym owocem w ręku, jego dusza oczyszcza się, złowieszcza gruda odpuszcza „ustępując poczuciu rozpierającego szczęścia”. To piękna narracja, przypominająca jak ważne w naszym życiu są małe gesty, jak cenne jest wszystko to, co często wykonujemy mechaniczne. 

Poszukiwacze przygód, piętrowych intryg i silnych charakterów nie mają czego tu szukać. „Cytryna” to przykład książki intymnej, osobistej i trochę też depresyjnej. Pięknie napisana, otwiera polskiego czytelnika na nową postać, która nie dostała czasu, aby w pełni ukazać swój talent. Ten zbiór zostanie ze mną aż do końca, a do tytułowego opowiadania będę wracał wielokrotnie, bo to jedna z najbardziej czarownych historii, jakie przytrafiły mi się w ostatnim czasie. Dla wszystkich przesiąkniętych melancholią lektura obowiązkowa!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz