Recenzja "Młody Ahmed" Jean-Pierre i Luc Dardenne

Reżyseria: Jean-Pierre i Luc Dardenne

Czas trwania: 1 godz. 24 min.

Kraj produkcji: Belgia, Francja


Premiera polska: 6 grudnia 2019 rok

Nie od dzisiaj wiadomo, że bracia Dardenne są ulubieńcami canneńskiego festiwalu. Główną nagrodę wygrywali tam w 1999 roku za „Rosettę” oraz w 2005 roku za „Dziecko”. Do tego dołożyli jeszcze Grand Prix festiwalu za „Chłopca na rowerze” w 2011, wyróżnienie za scenariusz do „Milczenia Lorny” w 2008 roku oraz nagrody dla aktorów (odpowiednio Émilie Dequenne za „Rosettę” oraz Olivier Gourmet za „Syna”). W maju bieżącego roku do swojej kolekcji dołożyli nagrodę za reżyserię „Młodego Ahmeda”. W tym wypadku jak najbardziej zasadnym wydaje się postawienie pytania o racjonalność tego wyróżnienia. O ile nominacjom „Rosetty”, „Milczenia Lorny” czy nawet „Dziecka” trudno się dziwić, o tyle wyróżnienie reżyserii najnowszego ich dzieła budzi coraz większy sprzeciw. 


Właściwie to nie mam wiele zarzutów do „Młodego Ahmeda”. Bracia Dardenne od lat proponują nam te same składniki, zmieniając tylko temat i otoczenie. Tym razem padło na religijny fanatyzm i nawoływanie restrykcyjnego islamskiego imama do poświęcania swojego zdrowia i życia w imię wyższych prawd. Głównym bohaterem jest Ahmend, samodzielny i nieco fajtłapowaty młody człowiek, który postanawia trzymać się ścisłej reguły Koranu. Nie podaje ręki kobietom, modli się zawsze o tych samych godzinach, pocałunek z koleżanką traktuje jako przejaw ataku na jego wiarę. Najtrudniej ma jednak jego nauczycielka języka arabskiego. To przeciw niej Ahmed zaczyna prowadzić swoją małą wojnę, która najpierw straszy i oczernia, a wreszcie przechodzi w stan ataku. 


Belgijscy reżyserzy wybrali temat modny, ważny, dyskusyjny. To kolejny przykład, jak o globalnych problemach można rozmawiać przy wykorzystaniu pojedynczych ludzi i ich szarej codzienności. W tych małych, pozornie niewiele znaczących nieporozumieniach, tkwi zdaniem twórców źródło siły potężnych sił decydujących o losach ludzkości. Bracia Dardenne nieodmiennie przypatrują się jednostkom zagubionym, słabym i bezbronnym, którzy prowadzeni przez wyspecjalizowane w swoim fachu osoby, stają się nośnikiem zła. W filmie nie są diagnozowane żadne przyczyny takiej sytuacji. Nie wiemy dlaczego Ahmed jest wycofany, nie poznajemy jego historii. Nie wnikamy też w jego psychikę. Nie jesteśmy nawet w stanie powiedzieć, czy winny całego zamieszania jest on, jego rodzina, otoczenie, czy może media. A może wszyscy po kolei, na co wskazywałyby szczątkowe informacje padające gdzieś między wierszami (kuzyn Ahmeda jest w jego oczach męczennikiem za wiarę, matka nie stroni od alkoholu, imponuje mu postać imama). Zamiast tych rozważań, otrzymujemy moralitet z wyraźnie zaznaczoną tezą i zawężoną perspektywą. 


Jean-Pierre i Luc nie silą się na innowacje także w warstwie technicznej. Po raz kolejny swoją konwencję budowania filmowej narracji opierają na spokojnym podążaniu za bohaterem. Kierują obiektyw na jego plecy i śledzą go krok za krokiem. Ważne w tej metodzie jest także umiejętne skonstruowanie drugiego tła, dbanie o detal i naturalizm wypowiadanych kwestii. Aktorzy grają tu mało ekspresyjnie, starają się maksymalnie oddać realność sceny, zatrzeć granicę między dramatyczną fabułą a paradokumentem. 


„Młody Ahmed” nie jest filmem złym. Nie jest też dziełem dobrym, a już tym bardziej obrazem, który zasługiwałby na wyróżnienie w Cannes. Bracia Dardenne wygodnie rozsiedli się w strefie swojego komfortu i nie zamierzają z niej wyjść. Od lat stosują te same techniki i rozwiązania fabularne, przez co ich kino traci świeżość i autentyczność. I nie chcę tu powiedzieć, że ta metoda się wyczerpała. Odnoszę wrażenie, że problemem nie jest ustawienie kamery czy podejmowana tematyka, tylko schematyczność, niepozostawiająca przestrzeni na jakiekolwiek innowacje czy dodatkowe emocje.  Najnowszy ich obraz może być dobrym przyczynkiem do debaty z młodszym widzem, poszukującym odpowiedzi na stosunkowo łatwe pytania. Dla osób znających czołowe dokonania belgijskiego duetu, „Młody Ahmed” jest w najlepszym wypadku powtórką z rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz