Recenzja "Piąty wymiar" Martin Vopenka

Wydawca: Dowody na Istnienie

Liczba stron: 280

Tłumacz: Elżbieta Zimna

Oprawa: miękka

Premiera: 7 maja 2019 r.

Inspiracją do napisania tej książki mogłyby być liczne konkursy, w których do wygranej brakuje propozycji na temat „jaką jedną książkę zabrałbyś ze sobą na bezludną wyspę/ w podróż międzygalaktyczną/ w czasy postapokaliptyczne”. Tu jednak, zamiast końca znanej nam rzeczywistości, jest ukryty gdzieś głęboko w argentyńskich górach bunkier, który jest dla Jakuba -  bohatera książki, ostoją spokoju i źródłem życiodajnych materiałów. Poza bunkrem czeka na niego dzika natura, nieprzewidywalne wiatry i osuwiska, samotni egocentrycy. Generalnie strach i permanentne wspinanie się po szczytach własnych możliwości fizycznych i psychicznych. W tym specyficznym kręgu odosobnienia Vopenka wyposaża swoją postać w jedną jedyną książkę, która będzie dla niego pomostem między dawnym życiem, a trudną codziennością  – „Czarne dziury i krzywizny czasu” Kipa Stephena Thorne’a. Wybór tyleż dziwny, co zrozumiały, jeśli weźmiemy pod uwagę wykształcenie i pasję autora, jaką jest fizyka jądrowa. To właśnie ta lektura będzie dla Jakuba źródłem inspiracji do filozoficznych rozmyślań na tematy egzystencjalne. 

A zaczyna się bardzo przygodowo. Jakub żyje w rodzinnych Czechach i prowadzi biznes, który pod wpływem błędnych decyzji finansowych, staje się początkiem problemów materialnych rodziny. Jakub jest indywidualistą, nie wyobraża sobie pracy etatowej. Szuka możliwości niestandardowego zarobku i ta, jakby za pociągnięciem magicznej różdżki sama do niego przychodzi. Właściwie nie wiadomo jak i dlaczego, Jakub wygrywa casting do tajemniczego projektu. Ma zostać zamknięty na rok w jakimś odosobnionym miejscu, bez możliwości kontaktu z rodziną. Wypłata umożliwi mu podźwignięcie się z traumy poprzednio utraconych korzyści majątkowych, rozpoczęcie nowego rozdziału w życiu. Jakub decyduje się na uczestnictwo w projekcie, a jego szalona misja, swoiście Crusoe’owska wyprawa do odległej Argentyny, rozpocznie kolejny etap w procesie kształtowanie relacji rodzinnych.

Vopenka w „Piątym wymiarze” podejmuje kilka ważnych tematów. Oprócz wspomnianych już kwestii rodziny i samotności, są jeszcze elementy związane z seksualnością, z astronomią, z maleńkością człowieka w otaczającym świecie, także z pazernością, biologią istnienia oraz religią. Jakub zostanie wystawiony na wiele prób – tych prostych, gdzie musi zdecydować czy podejmowane kroki nie łamią zapisów umowy, jak i zdecydowanie trudniejszych – na przykład pożądania ze strony jednego z organizatorów eksperymentu. Istotny będzie też tytułowy piąty wymiar, czyli transcendentalny portal łączący bohatera z jego żoną. Będąc daleko w górach, Jakub będzie czuł to, co żona w czasie teraźniejszym. A te wizje wcale nie ułatwią życia, bo obok pytań dzieci o nieobecność taty, pojawią się także widoki zdrady czy prześladowania ze strony przyjaciółki. Tym samym Vopenka, dzięki tej nadnaturalnej figurze stylistycznej łączy oba światy, ukazuje nam panoramicznie cały pejzaż uczuć, stanów i faktów składających się na życie Jakuba. Inna sprawa, że sam sposób tej synergii mnie osobiście wydaje się zwyczajnie zbyt banalny.

„Piąty wymiar” to książka z dużym potencjałem. Pomysł na fabułę, jest niewiarygodny, ale w swojej prostocie także urzekający. Daje duże możliwości na analizę ludzkich przywar, pożądań i emocji. Wątpliwości budzi jednak wykonanie: momentami niesmaczne sceny seksu, mieszają się tu z eseistycznymi analizami fizycznymi, a troska o rodzinę, z kuriozalnym pomysłem o pozostawieniu jej na pastwę losu. Nad wszystkim unosi się duch kafkowskiej niejasności, który jednak zamiast niejednoznaczności, wprowadza w tekst aurę dziwności i pomieszanie konwencji. Mam też wrażenie, że w swoich filozoficznych dociekaniach, czeski autor idzie o kilka kroków za daleko. Zamiast budować interesujące, piętrowe dyskursy, wtłacza czytelnika w powierzchowne rozważania akademickie i gdybanie („Gdyby wszyscy ludzie na całym globie ziemskim, albo przynajmniej na pewnym jego obszarze, uparli się, że jakieś wydarzenie nie miało miejsca, to czy naprawdę zmieniliby przeszłość. Bo jeżeli przestrzeganie jest kluczem do istnienia, to istnienie owego minionego wydarzenia zostałoby w ten sposób poważnie zagrożone. To, co naprawdę stało się kiedyś jako coś współczesnego, przestałoby wtedy istnieć jako coś przeszłego”). Także kontekst biblijny, wodzenie na pokuszenie, walka ze złym, jest tu wyostrzony do karykaturalnej postaci. Ostatecznie „Piąty wymiar” to dla mnie trochę za mało medytacji, a za dużo cudaczności. Niezła książka z niewykorzystanym potencjałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz