Liczba stron: 88
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Premiera: 31 maja 2019 r.
Claus
Peymann w latach 1986-1999 pełnił funkcję dyrektora słynnego wiedeńskiego Burgtheater,
w którym zaprezentował wiele znakomitych inscenizacji światowych arcydzieł
teatralnych, między innymi „Makbeta”, „Ryszarda III” czy „Peera Gynta”. Zwykł
nazywać się ‘królem serc” i „naprawiaczem świata”. Nie zapomniał o tym
Thomas Bernhard, który w dramoletce „Claus Peymann kupuje sobie spodnie i idzie
ze mną na obiad” mówił ustami swojego bohatera, że chce wodzić publiczność za
nos i dawać im wielką sztukę. Także w kolejnej, „Claus Peymann i Hermann Beil
na Sulzwiese” podkreślał, że jego zamiarem jest stworzenie sztuki wszechczasów,
wielkiej inscenizacji dzieł Szekspira. Mocne słowa i duże obietnice nie powinny
jednak mydlić nam oczu – Bernhard to zbyt wytrawny twórca żeby zadowolić się
patetyczną laurką dla znajomego.
„Claus Peymann kupuje sobie spodnie i idzie
ze mną na obiad” to zbiór trzech dramoletek , w których austriacki pisarz w
groteskowy i wyjątkowo zabawny sposób porusza temat teatru życia i swojej
ojczyzny. Nie jest tajemnicą, że pod wieloma względami Thomas Bernhard był człowiekiem teatru, mimo że w jednym z tekstów
tego zbioru wyraźnie temu zaprzecza. Rzecz zaczyna się już na najbardziej
podstawowym poziomie. Jednym z jego wyuczonych, choć dalej niewykorzystywanych
zawodów, było aktorstwo. Jest jednak coś ważniejszego – począwszy od roku 1970,
gdy opublikował sztukę „Święto dla Borysa”, równolegle z tekstami prozatorskimi
pisał dramaty. Teatr był więc w życiu
Bernharda ważny, stąd recenzowany zbiór odbieram jako swoistą synekdochę życia
pozateatralnego, zgodnie z którą teatr skupia w sobie metaforę naszej
egzystencji. A że poglądy Bernharda na życie bywają bardzo sarkastyczne, to
nie może dziwić na przykład takie zdanie „a w ogóle teatr to szczyt bezsensu”.
W pierwszym tekście zbioru „Claus Peymann
opuszcza Bochum i udaje się jako dyrektor Burgtheater do Wiednia” Bernhard
opisuje proces pakowania i rozpakowania Peymanna podczas przeprowadzki z Bochum
do Wiednia. Co pakuje przyszły dyrektor Burgtheater? Aktorów i dramaturgów wraz
z ich dziełami. Jedni trafiają do walizki ze skarpetkami, drudzy do tej ze
spodniami. Rozmowa Peymanna z sekretarką Panią Christiane Schneider roztacza
się między proporcjami ujmowania obu grup, sensem rozwijania teatru, a także, a
może przede wszystkim – sprawą austriacką. Autor nie owija w bawełnę, co rusz
deprecjonuje znaczenie sztuki popularnej, kpi z politycznych układów („niech
pani zaniesie ten list do ministerstwa nie oczekuję odpowiedzi nastawiłem się
na głupców”), z mentalności rodaków, z ich poczucia wyższości. Nie boi się też
uderzać wprost w zwykłego człowieka „Smród Dunaju jest najohydniejszy. Nie
mówiąc już o ludziach”. Jeszcze bardziej kategoryczne zdanie odnaleźć możemy w
tytułowym utworze zbioru: ”Austria jest najbardziej szaloną komedią jaka mi się
do tej pory przytrafiła”. Z kolei w ostatniej dramoletce „Claus Peymann i
Hermann Beil na Sulzwiese” Bernhard umiejscawia swoich bohaterów w restauracji,
podczas konsumpcji wiedeńskich sznycli. Beil jest współdyrektorem i
dramaturgiem, człowiekiem nagminnie zgadzającym się z punktem widzenia swojego
przełożonego. Panowie rozmawiają o największym projekcie wszechczasów, o
zagraniu wszystkich sztuk Szekspira jednocześnie, na jednej scenie, w której
mieliby zagrać najlepsi aktorzy na świecie. Globalne zamiary Peymanna
przeciwstawione są tu banalności prozy życia, wyrażonej w pokręconych snach obu
panów.
Bernhard znowu mnie zaskoczył. Jego sztuki
teatralne są świeże, zabawne, głęboko przemyślane i wartościowe, nawet jeżeli
mówi o istocie zakupu spodni. Intryguje ciekawy kolaż autobiografii ze
zmyśleniem, małych problemów z uniwersalizmem, szczerości z pozą,
ekshibicjonizmu z pruderią, szyderczej kpiny ze śmiertelną powagą. Ważną rolę grają tu też repetycje –
począwszy od elementów nadorganizacji językowej, aż po motyw ciągłego
powielania w doświadczeniach bohaterów. Zalew powtórzeń w naszym życiu jest tak
ogromny, że czasami mam wrażenie, iż ciągle mówimy o tym samym. Autor
„Kalkwerku” uderza w to błędne koło i przy pomocy prostych zabiegów wytrąca nas
z pozycji komfortu.
„Claus
Peymann kupuje sobie spodnie i idzie ze mną na obiad” to malutka książka, która
zachwyca i zostaje na dłużej. W każdej dramoletce stawia na dwóch bohaterów i
zamkniętą przestrzeń, dzięki czemu utwory idealnie nadają się do przeniesienia
na scenę. To książka, która poprawia
humor, by po chwili dojść do wniosku, że tak naprawdę nie ma tu powodów do
śmiechu. W tym zasadza się mistrzostwo tej groteski. Nikt też tak pięknie nie
mówi „pocałujcie mnie wszyscy w dupę” jak Thomas Bernhard. Czytajcie, bo to
cudowna rzecz!
Ocena:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz