Liczba stron: 208
Oprawa: zintegrowana
Premiera: 21 listopada 2018 r.
Hwang Sok-Yong tworzy od blisko 50 lat. Na swoim
koncie ma 12 książek (w tym wielotomowy epos), kilka esejów i jeszcze więcej
inspirujących wypowiedzi na tematy społeczno-polityczne. Choć rzadko bywa
tłumaczony na polski, ma swoją renomę na świecie, o czym dobitnie świadczy
wysokie miejsce w rankingu pisarzy typowanych do Nobla.
„Znajomy świat” został wydany w 2011 roku, w tak
zwanej czwartej fazie twórczości Hwan Sok-Yonga. Rozpoczynał od dzieł indywidualistycznych, osadzonych w świecie
estetyki. Później, na fali wojennej katorgi, zaczął tworzyć powieści
realistyczne, dotykające trudnej tematyki konfliktów zbrojnych. Trzeci etap
jest wyrazem idealistycznych poglądów na temat koreańskiego rozdziału.
Aktualnie pisarz skupia się na wątkach uniwersalnych, zgrabnie łącząc kwestie
socjologiczne z tradycyjnymi wierzeniami.
W centrum swojej najnowszej opowieści, pisarz z
Korei stawia młodego chłopca, który wraz ze swoją matką przenosi się na
składowisko śmieci, tuż po tym, jak jego ojciec zostaje odesłany do obozu
„reedukacji”. Tam, w blaszanym domku, urządzają swoje życie na nowo. Zarabiają
na wybieraniu resztek i przekazywaniu ich do recyklingu, życie zaś upływa im
między ciężką pracą, marzeniami a rozmowami z współtowarzyszami niedoli.
„Znajomy świat” to powieść wyraźnych kontrastów.
Pisarz z Korei nie boi mówić się o ludziach wyrzuconych poza margines życia.
Naprawdę bolesne to doświadczenie, czytać o ludziach żyjących w takiej nędzy. A
przecież to wszystko zdarzyło i zdarza się naprawdę. Tuż obok stolicy, miasta
pełnego możliwości i bogactwa, leży wielkie wysypisko wraz ze swoimi wyrzutkami
i padlinożercami. Ubierają się wygrzebując ciuchy ze śmieci, jedzą to, co uda
im się znaleźć, nawet swoje święto celebrują przy użyciu napotkanego w
gromadach resztek ekwipunku. To bezimienni ludzie, chodzące pseudonimy, dla
których lepiej byłoby, gdyby nigdy się nie narodzili. Ale rozdźwięk między
bogatymi i biednymi nie jest tu jedynym rodzajem kontrastu. Autor „Chwastów”
ukazuje nam, że nawet w tym zawszawionych widmach musi istnieć hierarchia i
odpowiednia organizacja. Ich nikczemne zadania podporządkowane są z góry
określonym zasadom zarządzania, tak dobrze nam znanym ze świata wielkomiejskich
korporacji.
Hwang Sok-Yong silnie odwołuje się do tradycji. W
swojej historii zgrabnie porusza się między światem wręcz naturalistycznie
namacalnym, a rzeczywistością pozorną – przepełnioną koreańskim folklorem
krainą duchów – Wyspą Kwiatów. Ciekawa to, oniryczna wizja innego środowiska,
leżąca gdzieś między śmierdzącą codziennością odrzuconych przez świat młodych
postaci, a pędzącą za sukcesem cywilizacją. Autor kreuje tu inspirujące byty
wpisujące się w prowadzony w literaturze długi ciąg pozaziemskich dialogów,
które zgrabnie niuansują realia i stanowią skuteczne narzędzia do jego
uwierzytelnienia. Bo czyż udanie się do baśniowej krainy zmysłów, nie jest
czasami jedyną metodą na walkę z przytłaczającą rzeczywistością?
„Znajomy świat” to zbudowana na wyrazistych
antytezach historia o dramatycznym wymiarze rzeczywistości. Hwang Sok-Yong
wystosowuje zarzut do ludności całego świata, do szalonego i niczym
nieskrępowanego konsumpcjonizmu. Oddaje przy tym głos tym wszystkim małym
bohaterom codzienności, którzy normalnie nie mogą zostać wysłuchani. Oto ludzie
z getta, ze świata tak bardzo oddalonego od naszej codzienności, że wydaje on
się nam jakby przysłonięty fantazyjną kotarą. Wielką wartością w tej małej
powieści jest sposób, w jaki autor tropi i analizuje człowieczeństwo w każdej
ze swoich mrocznych postaci – nie wielkość ducha bohaterów, ale całą ich
przeciętność, życiową ułomność i osamotnienie. To bardzo minimalistyczna
narracja, gęsta od różnych znaczeń, podtekstów i możliwości interpretacyjnych.
To też jeden z ciekawszych projektów społeczno-filozoficznych jakie w tym roku
czytałem. Nie ma tu ani happy endu, ani sad endu, może jest nieco jednego i
drugiego, jak to w życiu bywa, mimo to wymiar tej opowieści pozostaje krytyczny.
„Znajomy świat” to dobitna metafora tego wszystkiego, czego czasami gołym okiem
nie widać, symboliczny obraz mechanizmów, którym poddajemy się każdego dnia
idąc do pracy, na zakupy, czy do kina. Smutna i gorzka refleksja o oderwaniu
się człowieka od korzeni i wypieraniu słabszych. Egzotyczne, ale dobrze
napisane. Warto poznać.
Ocena:
Warto oddać się refleksji, nawet jeśli smutnej.
OdpowiedzUsuńTobie i Twoim najbliższym życzę zdrowych, spokojnych, rodzinnych świąt spędzonych w atmosferze wzajemnej życzliwości i miłości. A Nowy Rok niech spełni Wasze plany i marzenia, te łatwe i te trudne do spełnienia. 😊 🎅 🎄
Warto od czasu do czasu poświęcić czas na taką chwilę zadumy...
OdpowiedzUsuń