Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura włoska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Literatura włoska. Pokaż wszystkie posty

Recenzja "Aldobrando" Gipi

"Aldobrando" to znakomity, przygodowy komiks włoskiego rysownika i scenarzysty Gipiego
Wydawca: Kultura Gniewu

Liczba stron: 206


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Krzysztof Umiński
 
Premiera: 27 września 2021 rok

Gipi, włoski weteran sceny komiksowej, w samym tylko 2021 roku doczekał się kilku polskich przekładów. Dość wspomnieć wydane przez Timof i cichych wspólników „Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brwiami” oraz „Pewną historię”. Po pracę scenarzysty i ilustratora sięgnęła także Kultura Gniewu. Tak właśnie powstał „Aldobrando” – projekt graficzny, który z powodzeniem na ekrany mógłby przenieść David Lowery.

„Aldobrando” jest z pewnością tytułem prostszym w odbiorze niż wspomniane wyżej prace. Tu, w przeciwieństwie do Pewnej historii nie doczekamy się wątków autobiograficznych, nie będziemy, musieli grzęznąć w natłoku polifonicznych głosów, nie musimy szukać ukrytych sensów. „Aldobrando” jest w gruncie rzeczy baśniową przygodówką, która chce i całkiem skutecznie burzy nasze przemyślenia na temacie powieści gatunkowych.

Tytułowy bohater to sierota. Aldobrando poznajemy w momencie, gdy senior przekazuje go w opiekę wioskowego czarnoksiężnika. Przed ojcem chłopca wyrosła góra, której przeskoczyć nie jest w stanie – zwycięzca honorowego pojedynku jest znany. W ten sposób młody człowiek trafia pod opiekę pustelnika. I tak sobie rośnie. Powoli, bez sensacji, bez rozczarowań i ambicji. Jego niska skłonność do zmian zmusza czarnoksiężnika do obmyślenia podstępu. Najpierw pozoruje wypadek zagrażający jego życiu, a następnie wysyła podopiecznego na poszukiwanie zaginionego lekarstwa – wilczego ziela. Sprawę komplikuje leżący śnieg. Jak łatwo się domyślić cudownego remedium znaleźć nie sposób, za to Aldobrando całkiem przypadkowo trafi na służbę błędnego rycerza i pozna życie z zupełnie innej strony.

Komiks jest swoistą medytacją, w której prosta i powielana w wielu dziełach sztuki historia zyskuje nowe oblicze. Główny bohater jest nieudacznikiem, wątłym i pozbawionym wewnętrznej motywacji pomocnikiem. Jego konfrontacja z własnymi słabościami, budowane relacje, poszukiwanie sensu i kształtu wyrażenia samego siebie – to w tych elementach zawarte zostało całe przesłanie opowieści. Sama historia nie skupia się na tym co dzieje się z otoczeniem. Bajkowa kraina, te wszystkie niezbędne w każdej baśni elementy jak księżniczka, ponury król, bezwzględny aspirant do tronu – to wszystko jest tylko i aż scenografią. To ma przyciągać naszą uwagę, uwypuklać codzienność, przyczynić się do poznania treści dużo ważniejszych.

Gipi w swojej opowieści niszczy zatem potężne mury racjonalnego myślenia i pozwala nam choć na chwilę wkroczyć do krainy mitu i snu, by lepiej pojąć rzeczywistość w całej, pełnej sprzeczności, różnorodności. Włoski twórca komiksów jest też filmowcem, dlatego warto zwrócić uwagę na to, jak doskonale korzysta z medium filmowego. Ostre, montażowe cięcia sekwencji fabularnych, długie ujęcia wydobywające znaczący detal, emocje, piętrowe dialogi – to wszystko dynamizuje opowieść i nadaje jej charakteru. Głównemu bohaterowi nie sposób nie kibicować. Chcemy aby zmężniał, przetrwał trudne czasy, nawiązał nową znajomość.

Oddzielną ozdobą komiksu jest oprawa graficzna. Kadry są sugestywne, pięknie kolorowane, zwracające uwagę na szczegół. Bohaterowie są zazwyczaj brzydcy. Ich grymasy, mimika, ruchy, to wszystko podkreśla toczący ciała wewnętrzny defekt. Kobiety są z kolei malowane jako zjawisko urzekające, stanowiące kontrast do ekosystemu męskiego. Właśnie na takich niuansach Gipi i Critone budują świat mało konkretny i jednoznaczny. Kraina Dwóch Źródeł to miejsce wykraczające poza to, co łatwo nazwać słowami. Warto ten komiks przeczytać.

Recenzja "Jeżeli t=0" Italo Calvino

Wydawca: PIW

Liczba stron: 256


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Anna Wasilewska

Premiera: 22 października 2021

Italo Calvino to pisarz absolutnie wyjątkowy. Obok powieści neorealistycznych, ma w swoim dorobku książki eksperymentalne, łączące humanistyczną wrażliwość z teorią fizyki, logiki czy biologii. „Jeżeli t=0” jest swego rodzaju granicą, dzielącą oba style pisania. Pisarz zawarł w niej jedenaście opowiadań odnoszących się do Ziemi i szerzej kosmosu, z którego powstał człowiek.

Pierwsze co zwraca uwagę w książce to nastawienie na przeszłość. Calvino nie idzie śladami na przykład Lema, który również łączył umysł ścisły, erudycję i literaturę, ale w swojej filozofii skupiał się bardziej na tym, co czeka nas później. Tu autor na bazie tego co było kiedyś, stara się zadawać pytania o to…no właśnie, o co pyta nas Calvino?

Włoski pisarz w pierwszej części tomu prezentuje mitologię naukowych hipotez. Narratorem jest niejaki Qfwfq (palindrom), który opowiada w pierwszej osobie historie swoich doświadczeń jako różnych bytów. Mówi między innymi o relacjach łączących naszą planetę i księżyc, o pierwszym ptaku jaki pojawił się na Ziemi czy kryształach. Zbiór jego przemyśleń czyta się trudno chociażby dlatego, że Qfwfq jest specyficznym organizmem, który w momencie prowadzenia opowieści posiada odmienne doświadczenia niż my. Czas, przestrzeń, tożsamość i inne metodologiczne kwestie nie miały wtedy dla niego znaczenia, ponieważ nie był on świadomy niczego poza własną istotą. Calvino komplikuje swoje wywody także na inne sposoby. W „Pochodzeniu ptaków” stara się zobrazować refleksje poprzez opis kart komiksu, który mógłby potencjalnie powstać na kanwie tego właśnie opowiadania.

Ciekawa jest ostatnia relacja pierwszej części książki. „Krew, morze” to alegoryczna gra z czytelnikiem, w której morze jest miejscem powstania naszego życia, zaś krew życiem buzującym w nas. To co zewnętrzne staje się wewnętrzne, zaś wspólne - oddzielnym. Nawet śmierć może nie wystarczyć do osiągnięcia powrotu do morza, w którym kiedyś wszyscy pływaliśmy. To piękne i mądre opowiadanie. Mniej urzeka jednak kolejny rozdział książki (być może przez moją awersję do biologii). Obserwujemy w nim miłość Qfwfq do istoty o imieniu Priscilla. Nie ma tu jednak kwiatów czy czekoladek. Calvino prowadzi bohaterów poprzez dość gęste odwzorowania podróży jednokomórkowego (a później wielokomórkowego) organizmu przez mitozę, mejozę i śmierć. Do wysokiej formy powraca w trzeciej części. Widzimy tu skrajnie borgesowskie historie skupiające się na nieskończonej podzielności przestrzeni i czasu.

Italo Calvino czerpie garściami z różnych dziedzin nauki, przez co gotowy tekst bliższy jest skomplikowanemu science-fiction niż dobrze nam znanej, współczesnej powieści obyczajowej. Pisarz do opisu interesujących go zdarzeń używa języka kombinatoryki. Ta znajduje się na wielu poziomach. Nawet opisując nocną jazdę narratora na spotkanie ze swoją dziewczyną, nazywa ją Y, zaś swojego potencjalnego rywala Z, a miasta, pomiędzy którymi jeździ A i B. Zdarzenia można więc rozpisać w formie równań. Efekt jest z pewnością porażający dla tych czytelników, którym matura z matematyki czy lekcje fizyki śnią się do dzisiaj w formie koszmarów.

„Jeżeli t=0” to książka oderwana od tradycyjnego schematu narracyjnego. Nie ma tu wstępu, rozwinięcia i zakończenia. Nie ma buzujących emocji, relacji międzyludzkich, psychologii postaci. Jest za to tekst wymagający dużego wysiłku intelektualnego. Żeby cokolwiek zabrać dla siebie, trzeba wzbić się ponad swoje literackie ograniczenia, zagłębić w rytmikę długich i skomplikowanych zdań. Calvino trzeba czytać jak Borgesa: dokładnie, uważnie, bez wstydu, że czasem trzeba zajrzeć do encyklopedii przypomnieć sobie jakąś teorię lub fakt. A na końcu i tak czytelnik ma wrażenie, że zrozumiał raptem połowę z tego, co autor chciał mu powiedzieć. To coś więcej niż literatura – to geometria analityczna zamknięta w filozofii życia. Niech czytają tylko odważni!

Recenzja "Miasteczko nietoperzy" Dario Fo

Wydawca: Wydawnictwo Dolnośląskie

Liczba stron: 178

Oprawa: miękka


Premiera: 2005 r.

W prologu swojej książki Dario Fo cytuje Bruno Bettelheima „By poznać człowieka, wystarczy mi poznać siedem pierwszych lat jego życia. Resztę możecie zachować dla siebie!”. I choć w „Miasteczku nietoperzy” Noblista skupił się na okresie nieco dłuższym, starał się w nim wyrazić wszystko to, co jego mistrz ujął w przytoczonych słowach. 

Zostajemy zaproszeni do krainy dzieciństwa, położonej gdzieś na granicy włosko-szwajcarskiej. Obserwujemy bogaty w kolory świat z okresu młodości autora. Poznajemy jego nieszablonowe perypetie, zwariowanych bliskich i groteskowych sąsiadów. W tej tętniącej magią krainie żyją inni ludzie. Wszyscy sprawiają wrażenie do bólu racjonalnych, a przy tym są niespotykanie postrzeleni. Kronika dziejów pisarza została podzielona na części, a każda z nich opisuje wybrany epizod z jego życia. W ten sposób poznajemy jego wczesne fantazje miłosne, marzenia, pasje, autorytety. Dowiemy się, skąd wzięła się jego sympatia do snucia opowieści, jak dzięki umiejętności malowania zdobywał serca kobiet, w jaki sposób uniknął wysłania na niemiecki front. Znajdziemy tu cały wachlarz unikatowych miniatur literackich, mądrych, a przy tym szalenie karykaturalnych, zabawnych i w swojej niewinności pięknych. Będziemy z nieskrywaną sympatią nurzać się w nostalgicznych wspomnieniach wypełnionych zapachem pól, dźwiękami szumiącego jeziora czy warkotem jadącego pociągu.

Fo udowadnia, że nawet najbardziej pospolite czynności mogą nieść w sobie pierwiastek liryzmu. Imponuje rozmach i wielowymiarowość historii, co w połączeniu z ich unikatowością, przekonuje, że to musiało wydarzyć się naprawdę. Nie sposób z taką dokładnością i poetyckością wymyślić podobnych relacji. Twórca „Córki papieża” jest wielkim kronikarzem epoki, która minęła. Tego czasu, gdy żyliśmy marzeniami, korzystaliśmy z danej nam przestrzeni bez granic, smakowaliśmy uroki codzienności i poznawaliśmy wszystko to, co obecnie wydaje nam się niebezpieczne i odległe. Nie boi się mówić o rzeczach trudnych z subtelną ironią. Z gracją meandruje między realizmem magicznym, a symbolizmem. „Miasteczko nietoperzy” jest jak upojna baśń, oprowadzająca czytelnika po krainie dzieciństwa, pełna tęsknoty za czymś utraconym i dumy z możliwości doświadczenia czegoś romantycznego. Pisarz podaje pomocną dłoń wszystkim tym, którzy żyją przeszłością i w niej upatrują sensu obecnej egzystencji.

Dario Fo stworzył coś, co w swojej konstrukcji i zamierzeniu odwołuje się do dorobku Bohumila Hrabala. Podobnie jak Czech kreuje swoisty albom pełen barwnych fraz, tyleż bajkowych, co przepojonych bólem, porażkami i niedomaganiami. Tworzy niezapomniany kolaż, który powinien znaleźć odbiorcę w każdym, kto jest gotów się zatrzymać, spojrzeć na siebie z innej strony i ujrzeć skomplikowaną strukturę świata w naprawdę prostej, ujmującej formie. To taki rodzaj prozy, który należy odczytywać bardzo osobiście. Można go smakować w nieskończoność i nurzać się w oceanie autorefleksji. U Włocha wszystkie z pozoru powszednie zdarzenia, urastają do rangi sytuacji niesamowitych, można by rzec, że wręcz mitycznych. Doskonała gra ironią, farsą i nonsensem dodatkowo niuansuje uzyskany obraz, nadaje mu nowe interpretacje i odcienie.

Nie bez kozery „Miasteczko nietoperzy” uznaje się w kraju Noblisty za jedno z najważniejszych dzieł tam powstałych. Takiego krajobrazu okresu młodości, nasyconego tak mocną paletą uczuć, nie powstydziłby się żaden pisarz. Dario Fo udowadnia, że przyznane mu wyróżnienia nie były przypadkowe, a w dziedzinie magicznego dziejopisarstwa, dorównał, a może nawet przeskoczył narracje Hrabala. W odróżnieniu od Czecha unika on bowiem wchodzenia w rubaszność i sprośność, co często bywało kontrowersyjne u autora „Pociągów pod specjalnym nadzorem”. „Miasteczko nietoperzy” to książka silnie oddziałująca na człowieka, a jednocześnie gwarantująca uśmiech podczas lektury. To taka relacja, która pozwala spojrzeć na wszystkie dotykające nas zdarzenia przez kolorowe okulary, nakreślająca jasne barwy i ukazująca ukryte piękno codzienności. Książka bardzo ważna, bo przywracająca nadzieję, a przy tym celna i pełna temperamentu.

Ocena: