Recenzja "Kurator" György Konrád

Wydawca: Fundacja Pogranicze

Liczba stron: 220


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Karolina Wilamowska

Premiera: 28 grudnia 2021 rok

Zmarły niecałe trzy lata temu György Konrád był węgierskim pisarzem, który w swojej twórczości silnie akcentował wątki nazizmu, rewolucji 1956 roku oraz swojej rodziny. Był zaliczany do grona pisarzy opozycyjnych razem z: Václavem Havlem, Adamem Michnikiem, Milanem Kunderą czy Pavlem Kohoutem, Pełnił też funkcję prezydenta międzynarodowego związku pisarzy PEN Club. Sławę pisarzowi przyniosła powieść „Kurator”, którą jedni okrzyknęli mianem najlepszej powieści węgierskiej w historii, inni spisali na straty. Dzisiaj możemy wreszcie znaleźć ją na półkach z nowościami dzięki uprzejmości Fundacji Pogranicze.

Bohaterem „Kuratora” jest pracownik socjalny. Pierwsze strony książki ukazują rutynowy charakter jego pracy. Konrád w serii krótkich, epizodycznych opisów nakreśla nam interakcje z petentami (zawsze wyglądającymi podobnie), wygląd biura i budynku, myśli, jakie towarzyszą pracownikowi przy załatwianiu kolejnych formalności. Przedstawione portrety mają analityczny charakter. Dużo tu powtórzeń, raportów z rozmieszczenia pokojów na piętrach,  zarysu materiałów ujętych w kartotekach. Ten specyficzny sposób przedstawiania rzeczywistości sprawia, że kolejni klienci stają się zadaniami, z których narrator musi się wywiązać w ciągu dnia pracy. Partie tekstu traktujące o przedmiotach, są dłuższe niż te poświęcone ludziom. Dla ogarniętego monotonią życia bohatera dużo ciekawszy okazuje się bicz przechowywany w szafce na akta niż kolejny petent z jego smutną historią. Wrażenie dehumanizacji pogłębia również rozdział poświęcony opisom samobójstw. Wykaz kolejnych ludzkich dramatów przekazany jest bez emocji, surowo, rzeczowo. Jakby rezygnacja z życia i towarzyszące temu powody nie były godne uwagi.

Ten rozdział przynosi też odmianę. Na kilkunastu stronach otrzymujemy opis rodziny Bandula. Z jakiegoś, nie do końca uświadomionego powodu, właśnie ci ludzie przykuli uwagę urzędnika. Stali się kimś więcej niż tylko następną sprawą do wypełnienia. To właśnie oni są katalizatorem zmian w monotonnym życiu protagonisty. Po ich śmierci przejmuje samozwańczo opiekę nad osieroconym, niepełnosprawnych dzieckiem. Opuszcza swoją rodzinę, porzuca pracę i wprowadza się do mieszkania, które od samego początku poddaje przymusowi porządku. Czyści, układa po swojemu, nadaje nowe przeznaczenia. Stopniowo wchodzi w rolę człowieka, którym do tej pory tak bardzo gardził.

To rzecz jasna tylko część wątków, postaci i emocji, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć podczas lektury tej dwustustronicowej powieści. Nie mam wątpliwości, że „Kurator” jest książką wspaniałą. I to na wielu płaszczyznach. Konrád wchodzi w dialog z cechami industrializacji, odpowiedzialności osobistej i społecznej, tendencji ludzi do identyfikowania się jako ofiary, dzielenia ludzi na tych dobrych (poddających się modom i kapitalizmowi) i złych. Robi to w sposób modernistyczny, ożywczy dla czytelnika. Używając języka, osiąga wyższy cel – sprawia, że przedstawione wydarzenia są nie tylko fikcją literacką, ale niosą w sobie znaczenie jak najbardziej realne. Oddziałują na zmysły, zmuszają do zaangażowania się w lekturę. To nie tylko słowa. To konkretne znaczenie.

Warto też zwrócić uwagę, że węgierski pisarz nie ustaje w poszukiwaniach. Długie, kilkustronicowe partie tekstu miesza z ciekawymi wstawkami. Czasami zamiast standardowych akapitów, Konrád, tworzy jedno eliptyczne zdanie przypominające sen. Innym razem buduje zdanie, które można z powodzeniem przepisać na kartkę i przykleić na ścianie. Ku przestrodze i pamięci. „Kurator” ma też jasne przesłanie wyrażone na końcu książki. Humanizm wygrywa. Zmiana świadomości i orientacji na petenta, wcale nie musi iść w parze z modyfikacją przestrzeni – nadal szarej i pozbawionej wyrazu. Najważniejsze okazuje się to, co mamy w środku.

1 komentarz: