Wydawca: Korporacja Ha!art
Liczba stron: 88
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Banałem byłoby
powiedzieć, że „Kwiaty rozłączki” są historią o próbie redefiniowania pojęcia
miłości. Stygnące uczucie rzeczywiście wysuwa się na pierwszy plan, jeśli
jednak przyjrzeć się wnikliwiej padającym słowom, nie sposób nie zauważyć, że
tym o czym tak naprawdę opowiada autorka jest samo życie w jego najbardziej
chowanych i tajemniczych wymiarach. Aleksandra Wstecz z kobiecą przenikliwością
kreśli obraz świata i kobiety zagubionej między własnymi potrzebami, a
zewnętrznymi oczekiwaniami. Tkając z kolejnych epizodów pseudo-fabularną
rzeczywistość rzuca światło zrozumienia na siatkę warunkujących każdego
człowieka powiązań oraz granice jego fasadowej wolności. Człowiek nie żyje w
próżni, nie ogranicza się tylko do tego co tu i teraz. Zbyt często zapominamy,
że przeszłość, na przykład w postaci radosnego zdjęcia rodziców lub wspomnienia
przytulenia dziadków po amputacji piersi, może odciskać silne piętno na naszą
codzienność.
Kwintesencją
poematu Aleksandry Wstecz jest połączenie ludzkiej wulgarności i egoizmu z
nieuchwytnością. Książka przenosi czytelnika w inny wymiar: obrzmiały od
metafizyki, amorficzny świat, w którym znajomi, małżonkowie, przodkowie są
tylko zatartymi konstrukcjami, na których rozpina się bogactwo wewnętrznych
emocji i smutków. Związek jawi się tu jako źródło udręk i małych fascynacji
(„Lubię kiedy chłopak mówi do mnie, że jestem jego piesiem”), ale przede
wszystkim jest swoistą skorupą, przez którą nie umie się przebić żadne
prawdziwe, namiętne uczucie. Życie bohaterów jest typowo przedmiotowe,
prowadzące od dobrze znanego punktu A, do równie dobrze określonego punktu B. Z
tego zamkniętego koła trudno wyskoczyć, bo konwenanse, układność i wiara w brak
możliwości przeprowadzenia zmian, są wystarczającym powodem trwania w
bierności. Przynajmniej do czasu. Choć nawet podjęcie ostatecznej decyzji nie
zmieni życia od razu. Piekło samotności i pustki będzie kłuło równie mocno,
nawet gdy bohaterowie wyswobodzą się ze swoich pozycji.
„Kwiaty rozłączki” są wieloznacznym kolażem życia
pozornego – takiego funkcjonowania jakiego nikt z nas nie chce, a w którym
prędzej czy później każdy z nas się znajduje. Nawet jeśli mamy dużo szczęście i
jest to stan tylko tymczasowy. Właśnie dlatego poemat Aleksandry Wstecz jest
tak autentyczny i dobrze rozpoznawalny. Te wszystkie małe czynności, te nic nieznaczące
detale i ich ukryte znaczenia. Skąd my je znamy? Każdy z nas przecież doskonale
wie, kiedy jego żona czy mąż się odezwie, wie jakich słów użyje, co go wkurzy.
Wielokrotnie sami ich do tego pchamy. Niedokładnie obieramy ziemniaki,
odkładamy buty w innym miejscu, niedostatecznie szorujemy ręce, zaglądamy do
facebookowych wiadomości. Po co? Tego nie wiemy, albo wypieramy się tej wiedzy.
To bardzo niewygodna część naszej osobowości. Co ona ma wspólnego z miłością? I
czym w ogóle jest miłość? Jak powiedzieć, że pomyliliśmy się? Że potrzebujemy
rozpocząć nowe życie? Że ten miraż wcale już nas nie bawi? Jak zapomnieć po
rozstaniu? Jak ułożyć sobie życie przyzwyczajone do więzienia?
Umówmy się, rozstania parę razy w literaturze już
opisywano. To że słyszymy i zadajemy sobie po raz kolejny te same pytania,
także nie nobilituje dzieła. Nawet fakt, że autorka obudowuje swoją historię w
nowoczesne szaty (youtube, media społecznościowe itd.), wcale nie świadczy o
jej jakości czy wyjątkowości. Książka Aleksandry Wstecz nie byłaby tak dobra,
gdyby zastosowany tu język nie był hermetyczny. Autorka łączy prostotę i cynizm z eliptycznym
polotem. Melodia słów nie zatrzymuje się, nie rwie narracji - mimo zmian
tonacji, tempa, perspektywy i konwencji - stanowi doskonale wypracowaną
konstrukcję. Interesująca jest też kompozycja, w której krótkie rozdziały
sadowią się gdzieś między dosłowną liryką, a prozą pełną niedopowiedzeń. Alchemia
języka i codzienności gęsto tkanej z małych zdarzeń przywołana na kartach poematu
rozbudza ukryte w czytelniku wątpliwości, ale też głód piękna słowa. Aleksandry
Wstecz udowadnia, że proste, zasłyszane w rodzinnych rozmowach zdania, można
ułożyć w przypowieść o samotności, odchodzeniu i życiu na nieskończonej
krawędzi miłości. A przede wszystkim pokazuje, że nawet wtórne tematy i wciąż
powracające wątpliwości można opowiedzieć na nowo, a przez to uzyskać coś
świeżego i ważnego.
Świetny post! Dobrze się czytało!
OdpowiedzUsuń