Recenzja "Kwiaty rozłączki" Aleksandra Wstecz

Wydawca:  Korporacja Ha!art

Liczba stron: 88

Oprawa: miękka ze skrzydełkami

Premiera: 2 marca 2020 r.

Banałem byłoby powiedzieć, że „Kwiaty rozłączki” są historią o próbie redefiniowania pojęcia miłości. Stygnące uczucie rzeczywiście wysuwa się na pierwszy plan, jeśli jednak przyjrzeć się wnikliwiej padającym słowom, nie sposób nie zauważyć, że tym o czym tak naprawdę opowiada autorka jest samo życie w jego najbardziej chowanych i tajemniczych wymiarach. Aleksandra Wstecz z kobiecą przenikliwością kreśli obraz świata i kobiety zagubionej między własnymi potrzebami, a zewnętrznymi oczekiwaniami. Tkając z kolejnych epizodów pseudo-fabularną rzeczywistość rzuca światło zrozumienia na siatkę warunkujących każdego człowieka powiązań oraz granice jego fasadowej wolności. Człowiek nie żyje w próżni, nie ogranicza się tylko do tego co tu i teraz. Zbyt często zapominamy, że przeszłość, na przykład w postaci radosnego zdjęcia rodziców lub wspomnienia przytulenia dziadków po amputacji piersi, może odciskać silne piętno na naszą codzienność.

Kwintesencją poematu Aleksandry Wstecz jest połączenie ludzkiej wulgarności i egoizmu z nieuchwytnością. Książka przenosi czytelnika w inny wymiar: obrzmiały od metafizyki, amorficzny świat, w którym znajomi, małżonkowie, przodkowie są tylko zatartymi konstrukcjami, na których rozpina się bogactwo wewnętrznych emocji i smutków. Związek jawi się tu jako źródło udręk i małych fascynacji („Lubię kiedy chłopak mówi do mnie, że jestem jego piesiem”), ale przede wszystkim jest swoistą skorupą, przez którą nie umie się przebić żadne prawdziwe, namiętne uczucie. Życie bohaterów jest typowo przedmiotowe, prowadzące od dobrze znanego punktu A, do równie dobrze określonego punktu B. Z tego zamkniętego koła trudno wyskoczyć, bo konwenanse, układność i wiara w brak możliwości przeprowadzenia zmian, są wystarczającym powodem trwania w bierności. Przynajmniej do czasu. Choć nawet podjęcie ostatecznej decyzji nie zmieni życia od razu. Piekło samotności i pustki będzie kłuło równie mocno, nawet gdy bohaterowie wyswobodzą się ze swoich pozycji.

„Kwiaty rozłączki” są wieloznacznym kolażem życia pozornego – takiego funkcjonowania jakiego nikt z nas nie chce, a w którym prędzej czy później każdy z nas się znajduje. Nawet jeśli mamy dużo szczęście i jest to stan tylko tymczasowy. Właśnie dlatego poemat Aleksandry Wstecz jest tak autentyczny i dobrze rozpoznawalny. Te wszystkie małe czynności, te nic nieznaczące detale i ich ukryte znaczenia. Skąd my je znamy? Każdy z nas przecież doskonale wie, kiedy jego żona czy mąż się odezwie, wie jakich słów użyje, co go wkurzy. Wielokrotnie sami ich do tego pchamy. Niedokładnie obieramy ziemniaki, odkładamy buty w innym miejscu, niedostatecznie szorujemy ręce, zaglądamy do facebookowych wiadomości. Po co? Tego nie wiemy, albo wypieramy się tej wiedzy. To bardzo niewygodna część naszej osobowości. Co ona ma wspólnego z miłością? I czym w ogóle jest miłość? Jak powiedzieć, że pomyliliśmy się? Że potrzebujemy rozpocząć nowe życie? Że ten miraż wcale już nas nie bawi? Jak zapomnieć po rozstaniu? Jak ułożyć sobie życie przyzwyczajone do więzienia?

Umówmy się, rozstania parę razy w literaturze już opisywano. To że słyszymy i zadajemy sobie po raz kolejny te same pytania, także nie nobilituje dzieła. Nawet fakt, że autorka obudowuje swoją historię w nowoczesne szaty (youtube, media społecznościowe itd.), wcale nie świadczy o jej jakości czy wyjątkowości. Książka Aleksandry Wstecz nie byłaby tak dobra, gdyby zastosowany tu język nie był hermetyczny.  Autorka łączy prostotę i cynizm z eliptycznym polotem. Melodia słów nie zatrzymuje się, nie rwie narracji - mimo zmian tonacji, tempa, perspektywy i konwencji - stanowi doskonale wypracowaną konstrukcję. Interesująca jest też kompozycja, w której krótkie rozdziały sadowią się gdzieś między dosłowną liryką, a prozą pełną niedopowiedzeń. Alchemia języka i codzienności gęsto tkanej z małych zdarzeń przywołana na kartach poematu rozbudza ukryte w czytelniku wątpliwości, ale też głód piękna słowa. Aleksandry Wstecz udowadnia, że proste, zasłyszane w rodzinnych rozmowach zdania, można ułożyć w przypowieść o samotności, odchodzeniu i życiu na nieskończonej krawędzi miłości. A przede wszystkim pokazuje, że nawet wtórne tematy i wciąż powracające wątpliwości można opowiedzieć na nowo, a przez to uzyskać coś świeżego i ważnego.

1 komentarz: