Recenzja "To nie przypadek" Przemysław Semczuk

Wydawca: Rebis

Liczba stron: 352

Oprawa: broszura klejona ze skrzydełkami

Premiera: 4 czerwca 2019 r

Po niedawno przeze mnie czytanej, doskonałej książce „Kryptonim Frankenstein”, opowiadającej dzieje jednego z największych polskich zbrodniarzy XX wieku, zastanawiałem się, jak Przemysław Semczuk poradzi sobie z fikcją. Było to dla mnie tym bardziej frapujące, że autor wybrał sobie cokolwiek trudny gatunek – kryminał już niczym czytelnika nie może zaskoczyć, dlatego trzeba nie lada umiejętności i wyobraźni, żeby przedstawiona historia weszła w czytelniczy krwioobieg odbiorcy. W szczególności mam tu na myśli adresata takiego jak ja, który za kryminałami nie przepada, zbyt często nacinał się na rozdmuchane przez media bestsellery. 

Może zanim o ocenie, skupię się trochę na treści. Będzie ona cennym podłożem mojej dalszej argumentacji. „To nie przypadek” przenosi nas do lat 90. XX wieku. Okresu transformacji ustrojowej, prób bogacenia się we wcześniej niedostępnych branżach, czasu rodzącej się różnorodności i nabierającego tempa dualizmu gospodarczego. Miejscem akcji jest głównie Zgorzelec, którego wybór, wydaje się rozwiązaniem optymalnym. To tam szara strefa przybiera niebotyczne rozmiary, a konkurencja nie omija nawet świata przemytniczego. Gdzie indziej lepiej ukazać absurdy tamtej rzeczywistości?

Na położonych nieopodal Zgorzelca karkonoskich szlakach Straż Graniczna znajduje zamarznięte ciało studenta. Zawartość jego plecaka wskazuje, że nie był to turysta, ale typowa mrówka, szmuglująca w puszkach materiały wybuchowe. Ich destynacja będzie jedną z zagadek patronujących tej książce. W tym samym czasie, w biały dzień znika młoda dziewczyna. Zaginięcie jest o tyle zagadkowe, że jej ojciec nie wygląda na człowieka specjalnie sprawą przejętego. Co innego jej chłopak i wielbiciel, którzy na własną rękę starają się odnaleźć ukochaną. Jest jeszcze tajemnica ostrzelanego auta. Nie wiadomo ani kto strzelał, ani gdzie znajduje się podziurawiony pojazd. Czy może w ogóle nie istnieje? Jak w tych okolicznościach rozwiązać zacieśniający się labirynt dwuznaczności?

Jest intryga, muszą być też dzielni policjanci sprzątający nagromadzony bałagan. Paweł Ciszewski, znany czytelnikowi z pierwszej części serii „Komisarz Ciszewski”, dostaje w przydziale nowego pomocnika – urokliwą aspirant Joannę Kaczmarek. Delikatność pięknego stróża prawa jest tu tylko pozorna, a rodzące się między parą funkcjonariuszy uczucie będzie nie tylko szablonowe, ale także przedstawione bez namiętnego polotu. Cichy i Kaczmarek reprezentują w tej powieści jasną stronę mocy. W szeregach policji jest także konkurent – ambitny, acz niespecjalnie inteligentny komisarz Albin Plesiński. To on będzie podrzucał parze bohaterów kłody pod nogi, a ostatecznie okaże się także, zgodnie z przyjętych schematem, przegranym. Szeregi policyjnej grupy uzupełnia młody obiecujący aspirant Robert Małecki (nie wierzę w przypadkowość imion i nazwisk!).

„To nie przypadek” jest rozpisanym na kilka głosów kryminałem, w którym każdy ma swój czas i swoje miejsce. To jedna z tych książek, które zamiast krwawych starć i ciągłego napięcia, serwuje czytelnikowi stopniowe dochodzenie do prawdy. Zmieniający się narratorzy, każdorazowo posiadający odmienny punkt widzenia, są dla nas jedynym źródłem wiedzy o toczących się potyczkach. Mylenie tropów jest więc tu naturalne, stanowi immanentną część ludzkiej psychiki, nie jest tworzone na siłę. Inna sprawa, że rozwiązanie zagadki jest aż nazbyt oczywiste, a w pewnym momencie wcale już na nie nie czekałem, obawiając się tego, co ostatecznie otrzymałem. Przemysław Semczuk wykorzystuje kalki doskonale nam znane z książek Agathy Christie i innym klasyków gatunku. Nie omija też postaci natrętnego dziennikarza czy wyluzowanego księdza, co tylko pcha mnie ku zarzutowi koniunkturalizmu. 

Książka Przemysława Semczuka udowadnia, że autor najsilniej czuje się tam, gdzie mówimy o prawdzie i faktach. Sposób odwzorowania dawnych realiów: rodzące się struktury mafijnej machiny, przykłady metod szmuglowania towaru, znajomość historii ulic, ładunków wybuchowych, broni i ciekawych przypadków granicznych kradzieży, budzi mój czytelniczy respekt. Wyobrażam sobie, jak trudno wejść w tekst, który tak bardzo różni się od dzisiejszego, wirtualnego świata. W tym Przemysław Semczuk jest mistrzem i nawet klasyczna, zawiła fabuła bazująca na prostych schematach, nie zniechęci mnie do sięgania po kolejne tytuły autora. Tym bardziej, że czasami można natknąć na kameralne odwołanie do powieści Hłaski „Następny do raju”, którą przecież uwielbiam.

„To nie przypadek” zachwyca mnie opisanym otoczeniem. Lubię razem z bohaterami przenieść się czasami do pierwszych w Polsce pizzerii, lub nie zawsze czystych knajp, w których prowadziło się szemrane interesy. Cieszę się także z możliwości poznania realiów świata rodzącej się mafii i życia w strefie przygranicznej. Tym bardziej że zostało to przedstawione bez nagromadzenia przemocy. To największe atuty książki, które w dużej mierze przysłaniają niedostatki w zakresie sztampowych postaci i opartej na kliszach fabuły. Ostatecznie, dla mnie „To nie przypadek” jest nie tyle kryminałem, ile wehikułem, który obrazuje mi minione czasy. A to dla mnie dużo cenniejsze, niż nawet najbardziej zagmatwana intryga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz