Liczba stron: 208
Tłumacz: Dobromiła Jankowska
Oprawa: miękka
Tłumacz: Dobromiła Jankowska
Oprawa: miękka
Premiera: 12 czerwca 2019 r.
Zacznę może od
tego, że wokół „Przyjaciela” narosła pewna legenda, w którą złapałem się i ja.
Ta fantazja swoje źródło czerpie z kilku strumieni. Jednym jest z pewnością
okładka, silnie sugerująca, że o przyjaźń ze zwierzęciem tu głównie chodzi. O
tej jedności istnień piszą na okładce też Inga Iwasiów oraz Michał Nogaś
(odpowiednio „analizą relacji z zesłanym miłosiernie przez opiekuńcze moce,
choć rozsadzającym miniaturowe mieszkanie, psem” oraz „to nie tylko dowód na
to, jak wyjątkowymi stworzeniami są psy”), a także w innych miejscach recenzenci
książki. I choć część z tych wpisów, w dalszej części wspomina coś o środowisku
literackim (tu też mogę podać przykład powyżej cytowanych, okładkowych
rekomendacji), to tak naprawdę nie wyjaśnia, jak ta krytyka wygląda, ani czemu
służy, a ja sam dochodzić tego przed lekturą nie zamierzałem. Złapałem się więc
na legendę o pięknej przyjaźni, przez co zamiast po „Przyjaciela” sięgnąłem
najpierw po uroczą książkę Gawriła Trojepolskiego „Bialy Bim Czarne Ucho”, o
tej tematyce właśnie. I jakież było moje zdziwienie, gdy po wzruszającej
książce radzieckiego pisarza, w moje ręce wpadła niewielkich rozmiarów nowość
Sigrid Nunez, gdzie przyjaźń z psem nie jest tylko sposobem na oswojenie się ze
stratą, ale też jednym z kilku ważnych tematów poruszanych przez autorkę. Tak
oto legenda prysła.
Podchodząc do
analizy książki, warto zadać sobie na początek pytanie, kto jest tytułowym przyjacielem?
Odpowiedź można przedstawić dwubiegunowo. Z jednej strony, może być to
oczywiście wielkich rozmiarów pies, którego bohaterka historii w pewnym
momencie dostaje na przechowanie. Może być to także zmarły pisarz i mentor
bezimiennej narratorki. To właśnie jego śmierć stała się przyczynkiem do zmian
w życiu protagonistki. A te zmiany, te codzienne fale smutku, już niezależnie
od tego kto jest przyjacielem i kogo akurat opłakujemy, przybierają formę
wewnętrzną (zmartwienie) i zewnętrzną (wbrew rozsądkowi przygarnia doga
arlekina do swojego małego mieszkanka). I warto tu też zaznaczyć, że narrator
żałobny nie kreuje żadnej zintegrowanej żałobnej tożsamości objawiającej się
jednoznaczną ekspozycją własnego cierpienia. Amerykańska pisarka potrafi
umiejętnie rozpisać napięcie osoby doświadczającej straty, unikając przy tym
wytwarzania sztucznego, napompowanego dyskursu boleści. Jest więc smutno, ale
Sigrid Nunez wie, że poza zmarłym, istnieje też inne życie, które można
wykorzystać do dalszego dokumentowania nowego, przygnębiającego losu.
Na początek
jeszcze, małe sprostowanie. Bohaterka powieści częściej niż o żałobie, mówi o
zmartwieniu. To ono pojawia się przed przejęciem psa, w momencie wprowadzenia
go do blokowej klitki, na spacerach, podczas których przechodnie uciekają przed
wielką istotą. To także zmartwienie pojawia się w procesie twórczym, czy w
momencie zaistnienia nieuniknionej, ponownej i definitywnej straty. Wydaje się
zatem, że właśnie zmartwienie jest słowem bardziej na miarę „Przyjaciela”. Nie
jest tak dosadne, tak wszechogarniające i jednoznaczne. Nie stanowi społecznych
praktyk żałobników, zbiorowych rytuałów, ani ostentacyjnej dramaturgii.
Zmartwienie jest mniej ułożone, jego mechanika jest każdorazowo odmienna,
meandryczna, bardziej prywatna. Posiada swoją odrębną symbolikę, figury i
przedmioty fascynacji. Jest jak „Przyjaciel”.
Narracja książki
może zaskoczyć czytelnika. Autorka przeskakuje z wewnętrznych monologów
bohaterki, przez pełne wrażliwości opisy życia po stracie, aż do rozważań
czysto kulturoznawczych. Nie ma więc tu jedności czasu (pojawiają się częste
reminiscencje) ani form opowieści (książka obyczajowa, namiastki esejów,
historia elegijna). Jest za to stonowana subtelność, emocjonalna dyskrecja (tu
prawie udaje utrzymać się autorce w ryzach) oraz geometryczna precyzja zapisu.
Właśnie tak patrzę na tę książkę: jak na zgrabne połączenie matematycznej perfekcyjności
i montażu, z czysto psychologiczną lekkością i głębią komentarzu na temat
poczucia deficytu. W tym wszystkim najważniejsza jest chyba właśnie ta symbioza
pisarstwa oraz rozmaitych sposobów opowiadania o stracie. Bohaterka zatraca się
w swojej pracy, przywołuje słowa znanych i cenionych autorów na temat sztuki
pisania, jego sensu i kształtu samej branży wydawniczej. Razem z Virginią
Woolf, Rainerem Maria Rilke czy Doris Lessing brnie przez zamknięty labirynt literackiej
sztuki. Wszystko to napisane jest jakby przy okazji, spomiędzy aforystycznie
skondensowanego języka, powracających jak echo, błyskotliwych interpretacji
literatury. Dzięki temu autorce udaje się stworzyć jeden wielki osobny byt,
który nie jest już tylko kolejną fikcyjną postacią, ale jak najbardziej
prawdziwą, ucieleśnioną zranioną duszą.
Literatura
jest więc tu niewyczerpanym źródłem życiowej inspiracji i głównym atrybutem
powracającym w różnych momentach historii. Wszystko to jest odpowiednio dawkowane,
rozpisane na kolejne miniaturowe eseje. Zostaje splecione z innymi ważnymi
motywami, pobrzmiewającymi coraz ciszej i ciszej, aż do finalnego wygaśnięcia.
Ta forma narracji jest dla Sigrid Nunez zabiegiem fundamentalnym. Wyodrębnia
jedną główną figurę, wokół której nieustannie zmienia perspektywy: spogląda na
nie to z prawej, to z lewej strony, raz z góry, a później z dołu, obraca w
dłoniach jak smaczne jabłko i porównuje gdzie najlepiej napocząć, żeby to co
pod powierzchnią oddawało z góry obrany pomysł.
Dawno nie
czytałem książki tak innej, a jednocześnie tak dobrze mi znanej. Innej, bo o
stracie zwykło mówić się w żałobnych tonach: albo poprzez krzyk i rozpacz, albo
poprzez smutek związany z obcowaniem z przedmiotami zmarłego. Zapomina się przy
tym, że strata i związane z nim zmartwienie, nie ma linearnej postaci, nie jest
też przewidywalne. ”Przyjaciel” jest mi jednocześnie znany z dwóch powodów: po
pierwsze odzwierciedla immanentną część każdego procesu odchodzenia, po drugie
doskonale wpisuje się w portfolio Wydawnictwa Pauza, które od samego początku
promuje książki trudne w tematyce i stylistyce. Łatwo więc nie będzie, jak to z
literackimi hybrydami bywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz