Recenzja "Tożsamość" Milan Kundera


Wydawca: W.A.B.

Liczba stron: 144

Oprawa: miękka

Premiera: 06 maja 2015 r.

Milan Kundera jest mistrzem w komponowaniu małych historii rozpoczynających swój bieg od z pozoru błahych decyzji. Przykład tego schematu, wykorzystanego wcześniej chociażby w „Żarcie” stanowi także „Tożsamość”. Opowiada ona o losach Chantal i Jean-Marca, przeciętnego małżeństwa zamieszkującego Paryż. Ona ma bogatą przeszłość matrymonialną, gdy ją poznajemy jest już trzykrotnie rozwiedziona. On jest człowiekiem wiecznie niespełnionym. Ima się różnych zajęć, od studiów medycznych, przez pisanie artykułów, aż na instruktażu jazdy na nartach kończąc. Upływający na wspólnych wieczorach i wyjściach czas nie daje o sobie zapomnieć i pewnego dnia, starsza o cztery lata od partnera Chantal poczuje się mało atrakcyjna i stara. Zacznie przeszkadzać jej, że mężczyźni się za nią nie oglądają, że nawet jej własny facet traktuje ją jak mebel, który choć przydatny, z urokiem ma niewiele wspólnego. Próbując zmienić bieg myśli ukochanej, Jean-Marc wysyła do niej anonimowe listy miłosne, które onieśmielają adresatkę i wprowadzają na nowo iskrę świeżości w ich związek.

Przy wykorzystaniu tego prostego zabiegu, Kundera zaczyna swoją kunsztowną zabawę, nie tylko z bohaterami książki, ale także z czytelnikami. Ta na pierwszy rzut oka pełna romantyzmu i kruchości opowieść o życiu dwóch kochanków, zacznie meandrować w najmniej spodziewane rewiry. Dziecięca igraszka, której jedynym celem miało być danie przyjemności drugiej osobie, stanie się przyczyną stopniowego odkrywania własnych tożsamości, tych części siebie, które do tej pory bohaterowie skrywali przed sobą.

Autor opisuje chwile, w których radość miesza się z bezsilnością. Nie sposób nie zauważyć, że ta pełna pasji opowieść o związkowym zniewoleniu i definiowaniu własnej przestrzeni wolności jest jednocześnie historią osoby niezwykle egocentrycznej, wymieniającej swoich adoratorów jak szczoteczki do zębów. „Tożsamość” to opowieść o bardzo ludzkich źródłach wewnętrznego tragizmu, o rozpaczliwym buncie i potrzebie ciągłego udowadniania swojej wyjątkowości. To też relacja o tym, że nawet w pozornie ułożonym i przytulnym świecie, sami tworzymy powody do niezadowolenia, wplątując się tym samym w coraz gęstsze sieci niedorzecznej dwuznaczności.  Kundera tonie w półmrokach niedopowiedzeń, kreuje świat według nieoczekiwanego scenariusza, który dzięki niuansom przybiera taki, a nie inny kształt.

Niewątpliwym atutem powieści jest jej inteligentnie skonstruowana fabuła, osadzona na nieoczywistej intrydze, pełnej niepokoju i obsesyjności. Przewrotność książki udowadnia, że mamy do czynienia z dziełem wykraczającym daleko poza kolorowe, dynamiczne i błahe terytorium masowej rozrywki. Kundera będzie mówił do nas językiem prostym, ale pełnym mądrości, znajdzie wspólny mianownik z osobami samotnymi, ale też szczęśliwymi małżonkami. „Tożsamość” porusza w czytelniku ważne struny, nie boi się mówić o tych niewygodnych prawdach o nas samych, które wolelibyśmy ukryć gdzieś głęboko w sercu. Pokazuje kim naprawdę jesteśmy, czego szukamy i potrzebujemy. Daje nam także przykład,  jak bardzo jesteśmy różnorodni, do czego często wstydzimy się przyznać.

Autor swoją historię opowiada w sposób realistyczny, nie stroniący od taplania się w codziennym brudzie. Razem z nim będziemy poznawać nieczystości życia bohaterów, zastaniemy ich w niewygodnych sytuacjach i mało harmonijnych formach wyrażania przywiązania. Kundera daleki jest od romantyzmu, opowiada o tym wszystkim, co chowamy za drzwiami własnych pomieszczeń i robi to w sposób pozbawiony sztucznego uroku. Miłość cielesna nie będzie u niego boskim aktem wyznania wiary w swoją młodość, a raczej banalnym pociągiem ciała do ciała. Większość czasu spędzimy jednak z bohaterami na prozaicznych czynnościach – rozmowach przy winie, spacerach po mieście, przeglądaniu szaf z ubraniami. W te dialogi będą wplatane niezwykle interesujące myśli filozoficzne, na temat pracy zawodowej, konsumpcjonizmu czy przemijania.

„Tożsamość” burzy i zniekształca normalność Chantal i Jean-Marca. Zmienia kształt ich świata, każe na nowo odkrywać areał codziennego funkcjonowania. To książka pełna dynamiki i specyficznego nastroju, w który sami wchodzimy mimowolnie, rzadko jednak sobie to uświadamiając. Choć może nie jest tak uniwersalna jak wspomniany wcześniej „Żart”, tak głęboka jak „Nieznośna lekkość bytu”, tak tęskna jak „Niewiedza”, czy tak wielowymiarowa jak „Nieśmiertelność”, pozwala spojrzeć na własne ja z innej perspektywy. Stanowi doskonały asumpt do dialogu ze sobą i swoją drugą połową, do wspólnego odnajdywania światła w nieprzeniknionym mroku pospolitości.

Ocena:




4 komentarze:

  1. Dawno, dawno temu istniało takie internetowe czasopismo założone przez grupę blogerek, „Archipelag”, i napisałam kiedyś dla niego artykuł właśnie o tej książce (tematem przewodnim numeru była tożsamość). Odświeżyłam sobie go teraz, bo z samej lektury nie pamiętam już za wiele, i choć ogólnie pałam do Kundery dość silną niechęcią, muszę przyznać, że to co wtedy o „Tożsamości” pisałam, w połączeniu jeszcze teraz z Twoją recenzją, sugeruje całkiem interesującą książkę :). Jeśli chodzi o Kunderę, najbardziej znośny był dla mnie wspomniany też przez Ciebie „Żart”, natomiast „Nieznośna lekkość bytu” wydała mi się nieznośnie przereklamowana, ale może przydałoby się ją odświeżyć? Bądź co bądź, czytałam ją już chyba z 10 lat temu, a nawet w ciągu kilku lat perspektywa może się zmienić bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja "Nieznośnej..." nie czytałem. Ciągle nie czuję się na nią gotowy.

      Usuń
  2. Kundera jest mistrzem... a z mistrzem się nie dyskutuje, prawda?:)

    OdpowiedzUsuń