Recenzja "Następny do raju" Marek Hłasko



Wydawca: Elf

Liczba stron: 221

Oprawa: miękka

Premiera: 25 lipca 2002 r.

„Następny do raju” to jedna z pierwszych prób literackich Marka Hłaski, pisarza który o tej właśnie pozycji wypowiadał się dość sceptycznie. Powieść opowiada historię grupki życiowych rozbitków i outsiderów, którzy pracują przy zwózce drewna w odciętej od świata bazie transportowej w Górach Bystrzyckich. W tym opuszczonym miejscu praca jest skrajnie niebezpieczna, panujące zasady bezwzględne, a każdy fałszywy krok może zakończyć się śmiercią. Bohaterowie powieści oczekują na nowe samochody, które mogłyby poprawić ich sytuację. Zniecierpliwienie, przestrach i frustrację potęguje pojawienie się człowieka przysłanego przez partię komunistyczną oraz jego żony, która będzie jedyną kobietą w tej hermetycznej męskiej społeczności. Pełen ideologicznych myśli i zdeterminowany do wypełnienia zadania przybyły partyjniak, tworzy wokół siebie aurę konfliktów, która w efekcie nie może doprowadzić do niczego pozytywnego.

W takim właśnie świecie poznajemy Zabawę (partyjniak), Warszawiaka, Orsaczka, Apostoła, Partyzanta, Dziewiątkę i Wandę. Każdy z nich nosi w sobie brzemię przeszłości, straconych ambicji i niespełnionych marzeń. Hłasko powołując do życia tak różnorodne charaktery bada genezę męskiej natury. Każdy z nich ma swój styl, język i osobowość. Pomimo jednak wielu różnic w sposobie prezentacji bohaterów, nietrudno odnotować, że więcej ich łączy niż dzieli. Wszyscy oni (za wyjątkiem Zabawy) są samotni, zamknięci w swoim świecie, epatujący ironią i sarkazmem. Boją się otwarcie mówić o swoich uczuciach i pragnieniach, kreując wokół siebie aurę niezwyciężonych i nieustraszonych macho. O przeszłości mówią niechętnie, wstydzą się tego, kim są naprawdę, kryją się za pseudonimami, tak jakby obawiali się, że w którymś momencie może pojawić się osoba, która będzie chciała zniszczyć to, na co tak długo pracowali. Nie jest to jednakże skuteczna ochrona prywatności, lecz paniczny lęk przed otwarciem się na drugą istotę. Własną zgrozę i gorycz oswajają przy użyciu pozorowanego cynizmu. Bohaterowie pragną pozostać anonimowi i dobrze się w tym zadaniu wzajemnie wspierają, jednocześnie podbudowując poczucie doceniania i zrozumienia. Otaczająca ich gra pozorów prowadzi do tego, że czują się zagubieni w otaczającej ich szarej rzeczywistości. Ten wszechobecny marazm, niemożność wydźwignięcia się z własnych słabości, dążenie do pogłębiania deficytów uniemożliwiają im realizację swoich marzeń o szczęśliwym życiu. Innego człowieka, a tym bardziej kobietę, traktują jak zagrożenie dla ich egzystowania. To tylko spaja więzy grupowego smutku, rzeczywistości pozbawionej miłości i nadziei.


Liczne niedomówienia między bohaterami sprawiają, że wymowa powieści okryta jest aurą tajemniczości. Otwarta kompozycja z jednej strony może irytować, z drugiej skłaniać do refleksji. Nie jest ona jednak bezcelowa – wraz z twardym i potocznym językiem służy podkreśleniu znaczenia teraźniejszości w życiu bohaterów, którzy, uwikłani w swoje codzienne niebycie, boją się spojrzeć w przyszłość, jak gdyby z góry wiedzieli, że wszystkie ich kalkulacje skazane są na niepowodzenie.


Warto zwrócić uwagę, że Hłasko nie ocenia postępowania bohaterów. Wybiera pozycję komentatora zdarzeń, a jego spostrzegawczość dotycząca natury mężczyzny oraz umiejętność pointowania  sprawiają, że te dość banalne wydarzenia zostały opowiedziane w dość subtelny, a jednocześnie trzymający czytelnika w napięciu sposób.

„Następny do raju” posiada także drugie, dość czytelne dno. Na tym poziomie autor z gracją ośmiesza ustrój komunistyczny, demaskuje absurdy, wskazuje, że to właśnie system jest powodem wielu niepowodzeń jednostki. 

Hłasce w tej prostej opowieści udało się uchwycić istotę męskości. Przy pomocy prostych narzędzi opisał uniwersalną historię jednostki zamkniętej w hermetycznej społeczności. Jest to lektura pełna skrywanej mądrości i scen godnych zapamiętania. Trudno się dziwić, że jej ekranizacja, po dzień dzisiejszy cieszy się olbrzymim zainteresowaniem i uznaniem. Polecam zapoznanie się z tym już dość zapomnianym dziełem.

Ocena:




Recenzja "Macocha" Petra Hulova



Wydawca: Afera

Liczba stron: 192

Oprawa: twarda

Premiera: 20 grudnia 2017 r.

Często tak się zdarza, że po przeczytaniu pierwszego akapitu wiemy, że mamy do czynienia z czymś wyjątkowym. „Macochę” otwiera okrzyk bohaterki pytającej o to, kto marzy o życiu gorszym niż ma. Tym prostym sformułowaniem, autorka kupuje czytelnika bez reszty, a przynajmniej kupiła mnie. 

Książka sprawia wrażenie gorzkiej, sfabularyzowanej spowiedzi, zamknięcia pewnego okresu lub zamknięcia całego dotychczasowego życia w stu osiemdziesięciu stronach. Z kart powieści wyłania się obraz miejsc niechcianych, przepełnionych niewygodnymi świadkami sytuacji codziennych i intymnych. Taką przestrzeń, świat przedstawiony, zapowiada już okładka – balkon, na którym dzieje się wiele scen tego minimalistycznego dramatu. 

Jaskinie Macochy

Narratorem opowieści jest autorka poczytnych książek dla kobiet, pijaczka, matka i anielsko demoniczna egoistka, nie szczędząca cierpkich słów sobie i całemu światu. Roztopiona w pustce Julia wspomina, patrzy, myśli, analizuje. Nie opuszcza jej napięcie, monologom towarzyszy wysoka temperatura emocjonalna. Już od początku utworu mamy wrażenie, że bohaterka wydaje się być na skraju załamania nerwowego, kieruje ją chęć zrozumienia wszystkiego, próbuje zakomunikować ciągłe zatrucie myśleniem i czuciem, obecnością innych, osadzeniem w czasie. Z czasem zaczynamy rozumieć, że Julia ma żywot porwany, niedoskonały, niedokończony, w kawałkach, będący na ostrzu noża. Bo „Macocha” to mroczny zapis traum kobiety wadliwej, zdającej sobie sprawę ze swoich słabości i nie mogącej się z tym pogodzić.
 
Hulova drąży temat alkoholizmu i skutków jakie wywiera na otoczenie, przy okazji nie szczędząc krytyki całemu społeczeństwu za aborcje, in vitro, potrzebę kariery, toksyczne relacje z mężczyznami, czy starzenie się. Opowiada o klaustrofobii ludzkiej jaźni, o kobiecie, z jednej strony uwielbianej za pracę którą wykonuje, z drugiej napiętnowanej przez rodzinę i lokalną społeczność za to, że nie wpasowała się w jej funkcjonujący obraz. Najnowsza książka czeskiej autorki ma w sobie całe pokłady dwuznaczności i tęsknoty za czymś, co nieosiągalne. Usypia ona czujność czytelnika, by w którymś momencie kreować iluzję nierozłączną z tym, co dzieje się faktycznie. Atmosfera niewiedzy, co jest prawdą, a co urojeniem stworzonym przez umysł bohaterki, tylko zagęszcza się w miarę wchodzenia z własnymi butami w tę spowiedź. Mroczny proces zatracenia trwa, robi się coraz dusznej, czujemy się coraz bardziej wyobcowani i nadzy. Ten świat bez miłości, pełen szaleństwa i niepokoju, bólu i złudnej rozkoszy, wiedzie do nieubłagalnego końca, który może być początkiem innego życia. 


W tej krótkiej opowieści oniryczne wizje i sentymentalne retrospekcje codzienności splatają się z nietrwałością i surowością – właściwie stają się swoistym katharsis dla dzisiaj i owe dzisiaj tłumaczą dość dosadnie. W harmonii z tekstem utworu pozostaje też język: bogaty, obrazowy, pełen metafor i świeżych porównań, refleksji i odczuć. „Macocha” stanowi nową lingwistyczną jakość, łącząca prozę z poezją, neologizmy z rygoryzmem, wymaga od czytelnika otwartości na uważność i odwagi w dążeniu do poznania tego, co często nosi łatkę tabu. Jest to o tyle ważne, że rola neologizmów i nagości podszytej brudnym erotyzmem jest w tej powieści niezwykle istotna. Opowiadając o deficytach oraz uszczerbkach, Petra Hulova wzbogaca narrację tym, co właściwie uznawane jest za przejaw zubożenia mowy potrzebnego do wyrażenia owych utrat. Zabawy słowne budują specyficzne napięcie, portretują nieprzystawalność narzędzia do opisu rzeczywistości z jej wielowymiarowym charakterem.

"Macocha" to poruszający traktat o poczuciu wyobcowania, o niespełnionych snach i bólu kobiety, która nie potrafi poradzić sobie z wymaganiami współczesności. To swoiste studium plądrowania duszy – metafora pomiędzy niebem i piekłem. Czytanie jej jest jak taplanie się w błocie, jak zagłębianie się w Jaskinie Macochy. To trudna książka, męcząca o tyle, że w sposób wiarygodny porusza te elementy naszego życia, które często wolimy zamieść pod dywan. Nie mam jednak wątpliwości, że to prawdopodobnie najbardziej szczera i jedna z najbardziej wartościowych pozycji, które ukazały się w Polsce w 2017 roku. Otwórzcie umysł i do dzieła, zapewniam was, że warto.
  
Ocena: