Wydawca: Forma
Liczba stron: 134
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Gdy już wydaje mi się, że o Holokauście powiedziano wszystko, przychodzi taki Alex Wieseltier i odwraca narrację. W jego najnowszej książce - „Krzywe zwierciadło”, znajduje się kilkanaście (może kilkadziesiąt) mikroopowiadań, będących relacjami o Zagładzie. To co zwraca uwagę, to fakt, że autor mówiąc o przeszłości, silnie akcentuje to co tu i teraz. Istotna jest nie tylko pamięć, ale też konsekwencje historii dla funkcjonowania przyszłych pokoleń, co być może nie jest czymś nowatorskim, ale nadaje kwestii drugiej wojny światowej nowej energii.
Pierwsza historia i już jest ciężko. Oto opowieść Józwa o Asi – „małym gównienku” znalezionym w chlewiku i przygarniętym na wychowanie. To z pozoru zwykła relacja o ukrywaniu i miłości, która silnie akcentuje ludzkie postawy – „Niektórzy to nawet prosili, żeby ich zawieźć do Niemców”. Skłonność do bronienia własnego interesu w imię pozornego bezpieczeństwa czy bogactwa prowadzi do przemocy tak tu, jak i w wielu innych opowiadaniach. Dowodzi, że w obliczu zagrożenia uległość i brak lojalności jest powszechna, zdarza się ze strony nieznajomych, ale także bliskich przyjaciół. Czy da się z tym iść później przez życie? Tak, choć wracanie do przeszłości jest dla winnych niezwykle trudne.
Im dalej brniemy przez książkę, tym ciężar gatunkowy spisanych relacji jest bardziej bolesny. A może inaczej – od nagromadzenia trudnych wyborów, oschłości względem rodziny czy zwykłego tchórzostwa, czujemy się coraz bardziej przytłoczeni. Poznajemy ofiary, oprawców, świadków, potomków tych, którzy ginęli w imię ludzkiej głupoty, albo kilku sztabek złota. Jedne historie dobrze już znamy, przeczytaliśmy o nich w literaturze przedmiotu i na stałe weszły do naszego światopoglądu (choć mogły dotyczyć odmiennego miejsca, nazwisk czy nacji). Inne wydają się wręcz filmowe, niemożliwe do zaistnienie, w jakiś sposób zaaranżowane. Jak chociażby wtedy, gdy wyjątkowo podobna do siebie para, dowiaduje się prawdy o swoim pochodzeniu. Albo w innym miejscu, gdy pojawia się młody Jerzy Kosiński, wygadujący się nieopatrznie, że jest Żydem. Nie ma jednak wątpliwości, że wszystkie zdarzyły się naprawdę, że życie napisało tysiące scenariuszy, które wcale nie zakończyły się 8 maja 1945 roku.
Zwraca uwagę podejście autora do pracy z tekstem. Mimo pokusy, aby pewne rzeczy podkreślić, aby na podstawie gotowego story zrobić pełną zwrotów akcji, poruszającą historię o życiu w „modnych czasach” wojennych, on pozostawia surowy tekst. Rozmówcy opowiadają własnym języku. Dzięki temu każdy utwór ma inny rytm, indywidualne brzmienie i fakturę. Nie ma tu choćby słowa autorskiego komentarza. Nie ma opinii, układania jednego obrazu danej społeczności. Nawet Niemiec mógł być „dobry”, gdy pozwolił przetrwać pewnej Żydówce i jej małej córeczce. Wieseltier w „Krzywym zwierciadle” pokazuje, że zło, zawód, krętactwo, fałsz czy nieuczciwość zdarzały się wszędzie. Ale pokazuje też, jak należy o tym mówić.
„Nam powiedzieli, że jak mamy jakieś stare porachunki, to wolna wola.
No to trochę się tym Żydom dostało.
Rodziny bolszewickie to potraciły chałupy, bo je popalono.
Ale największe używanie było u tych bogatych.
Oni to nawet do naszego proboszcza przylecieli, żeby ich bronił.
Ale ksiądz proboszcz na nich nakrzyczał i powiedział, że nie będzie się
wtrącał w prywatne porachunki. A wikary tylko potrząsał głową i nic nie powiedział.
Nie. Żadnego mordowania Żydów u nas nie było.
Ot. Pomogli my ich zgonić, jak Niemcy zarządzili zbiórkę na wyjazd do getta.
A ja, razem z innymi chłopakami, ganialiśmy i wynajdowaliśmy tych, co się chcieli ukryć.
Mienie pożydowskie to się wzięło. Im i tak już do szczęścia niepotrzebne.
Te wozaki dobrały się do tych pokoików Katza. I czego tam nie znaleźli!
Pieniądze, jakieś papiery własności, weksle. Ludzie się obłowili.
Ksiądz proboszcz przymknął na to oko, bo cała wieś była w to zamieszana, a i on sam leżał niezdrowy.”
„Krzywe zwierciadło” to niejednoznaczny, wielowarstwowy zbiór opowiadań, o dużym ładunku emocjonalnym. Lektura będzie nękać, smucić, wdzierać się do serca. Warto to czytać jako przestrogę. Patrzenie na własny interes, kreowanie sztucznych podziałów, obojętność czy poddanie się zbiorowej agresji, nigdy nie prowadzą do czegoś dobrego. Jest to szczególnie ważne dzisiaj, gdy świat stoi przed licznymi wyzwaniami klimatycznymi, politycznymi, ekonomicznymi i zbrojnymi. To bardzo dobra książka, wynik ogromnej pracy i poszukiwań. Pewnie, gdyby wydało ją Czarne, mówilibyśmy dzisiaj o mocnym kandydacie do najważniejszych polskich nagród.