Wydawca: PIW
Liczba stron: 120
Oprawa: twarda
Friedricha Schillera przedstawiać raczej nie trzeba. Urodzony w 1759 roku niemiecki poeta, filozof, historyk, estetyk, teoretyk teatru i dramaturg jest autorem słynnej „Ody do radości”. Ale nie tylko jej. Sztuki Schillera nadal są chętnie wystawiane przez teatry na całym świecie (warto tu wspomnieć chociażby „Don Carlosa” czy „Wilhelma Tella”). Takiego rozgłosu nigdy nie uzyskał „Dymitr”, czyli ostatni, niedokończony utwór niemieckiego dramatopisarza, który obecnie przypomina nam Państwowy Instytut Wydawniczy.
Historia Dymitra Samozwańcy jest znana przede wszystkim z opery Modesta Musorgskiego „Borys Godunow”, której libretto zostało z kolei oparte na dramacie Aleksandra Puszkina z 1825 roku. Jak łatwo można zauważyć, Schiller swoją sztukę pisał 20 lat przed rosyjskim twórcą, co wcale nie oznacza, że był pierwszym, który ów temat podjął. Jego niedokończone dzieło jest wynikiem studiowania materiałów źródłowych, dokumentów i podań. Warto to podkreślić, bo zbieranie ‘surowca’ na początku XIX wieku wymagało dużego samozaparcia, cierpliwości i szczęścia. A także pójścia na pewne kompromisy. Okres wielkiej smuty (jak nazywa się czas od śmierci ostatniego cara z dynastii Rurykowiczów w 1598 roku do objęcia tronu przez dynastię Romanowów w roku 1613) pełen jest wątpliwości, braków i efektów propagandy. Nie sposób odtworzyć kroniki wydarzeń krok po kroku. Dzięki sprawnie działającej maszynie dezinformacyjnej, trudne jest uporządkowanie aktywności w jedną, spójną narrację.
Mimo wszystko Friedrich Schiller tego zadania się podjął. Dlaczego? Pierwszym i nadrzędnym argumentem jest tu potencjał dramaturgiczny dzieła. Akcja rozpoczyna się od sejmu walnego w Krakowie. W obecności króla Zygmunta III Wazy, Wielkiego Kanclerza Koronnego, Arcybiskupa Gnieźnieńskiego, senatorów i posłów, niezwykle inteligentny i charyzmatyczny młody człowiek podaje się za syna Iwana IV Groźnego. Jako dowód przedstawia carską pieczęć i drogocenny krzyż. Opowiada o tym, jak to dawny bojar Borys Godunow, po śmierci Fiodora (syna Iwana Groźnego), objął tron, wcześniej uśmiercając młodego Dymitra. Jak się jednak okazuje, młody Dymitr żyje, po latach pobierania nauk i odkrywania tożsamości wraca i chce przy udziale Polski ruszyć po swoje dziedzictwo. Choć oficjalnego wsparcia nie otrzymał, wielu szlachciców ruszyło z nim na Moskwę. Tę ostatecznie zdobył i 21 lipca 1605 roku koronował się na cara.
W ujęciu Schillera Dymitr nie jest zachłannym oszustem. To ofiara swojego opiekuna, który wmówił mu nową tożsamość. Z czasem Samozwańca dowiaduje się, że jest tylko podstawioną marionetką. Nie przeszkadza mu to jednak dalej realizować nakreślonego przez kogoś innego planu. Prawdopodobnie, gdyby sztuka była zakończona, właśnie ten temat jawiłby się jako najważniejszy. Przemiana duchowa Dymitra w ujęciu Schillera, mogłaby i pewnie stałaby się czymś równie mocnym i ponadczasowym, jak miało to miejscu w sztukach Shakespeare’a.
W całej tej opowieści ważna jest nie tylko wielka historia, heroiczne czyny i dylematy. Uwagę przykuwają postaci kobiece. Matka Dymitra zesłana w głąb Rosji, po latach oczekiwania wreszcie spotyka swojego zaginionego syna. Spotkanie to nie będzie miało jednak takiego smaku, jakiego oczekuje. Ciekawy jest portret Maryny Mniszchówny. Córka wpływowego wojewody sandomierskiego za wszelką cenę chce przejść do historii jako żona władcy. Trzyma się danej obietnicy nawet mimo tego, że w sercu Dymitra pojawiła się już inna osoba. Historia Maryny była pisana jeszcze na długo po udanym spisku bojarów i zabiciu Dymitra Samozwańcy i sama w sobie stanowi idealny materiał na dzieło sztuki.
Schiller widział w historii Dymitra szansę na ukazanie niemieckiemu odbiorcy innego świata. Wierny romantycznemu kanonowi, postanowił przedstawić losy najbliższego sąsiada – Polski, oraz dzieje kraju położonego jeszcze dalej na wschód – Rosji. Oba te narody funkcjonowały na innych podwalinach kulturowych, religijnych i politycznych. Doskonale to obrazują nie tylko wielkie momenty (jak przywołany wcześniej sejm walny) ale też małe dramaty (mowa matki Dymitra w Ugliczu, wątpliwości mieszkańców rosyjskich wiosek). Wszystkie są doskonale zainscenizowane, przez co cała historia łączy w sobie walory faktograficzne z uniwersalną przypowieścią o miłości, zdradzie i władzy. A o tym, jak bardzo aktualne jest to dzieło, niech najlepiej świadczą padające słowa:
„Kijów zdobyto i zabrano Rusi,
A więc należy go jej zwrócić”.
„Czyż nie jest rzeczą wielkich państw i tronów,
By strzegły prawa nie tylko u siebie,
Ale i wszędzie tam, gdzie jest łamane?”
Nie mam żadnych wątpliwości, że „Dymitr” mógł zostać arcydziełem. Liczba wątków, kontekstów, miejsc akcji i przedstawionych charakterów jest niewyobrażalna. Czytelnik nie ma jednak tego dość. Wręcz przeciwnie, ciągłe chce więcej. Schiller dzięki swojej pomysłowości i analityczności był w stanie spleść te wszystkie wydarzenia w jeden, czytelny i linearny ciąg. Umiejętnie pracował także nad dopieszczeniem każdej sceny. I choć w oddanym nam do rąk dziele są pewne nieścisłości, pewnie zniknęłyby w ostatecznej, skorygowanej wersji. Na to jednak czas nie pozwolił. Schiller pozostawił nas z wybitnym początkiem i masą przemyśleń, wskazówek i szkiców, które paradoksalnie pozostawiają duże pole do interpretacji dla współczesnych twórców.