Wydawca: Czarne
Liczba stron: 400
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Nie przepadam za dziełami Stephena Kinga. Potrafię jednak docenić jego zrozumienie ludzkich potrzeb w kontekście obcowania z literaturą. W swojej słynnej książce „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” udziela on wielu rad początkującym twórcom. Są tam wskazówki błahe, czasami wręcz naciągane, ale znaleźć możemy też uwagi sensowne i warte głębszej refleksji. Jednym z ciekawszych zdań, jakie wyłapałem podczas lektury, jest „W literaturze nie chodzi o poprawność gramatyczną, lecz o zwabienie czytelnika i opowiedzenie mu historii... i jeśli to możliwe, sprawienie, by w ogóle zapomniał, że czyta jakąś opowieść”. Te słowa, a właściwie zawartą w nich myśl przewodnią, doskonale realizuje Gabriel Krauze. Syn polskich imigrantów - rysownika Andrzeja Krauzego i jego żony malarki, w swojej powieści „Tu byli, tak stali” stawia na realizm, od którego bardzo trudno się oderwać.
Punktem wyjścia jest tu, a jakże, napad przeprowadzony w biały dzień na starszą, zamożną kobietę. Dwóch bandytów razem z kierowcą zamierza zabrać seniorce biżuterię i portfel. To ostatecznie częściowo im się udaje dzięki wyłamaniu palca staruszce. Brutalnego czynu dokonuje niejaki Snoopiacz, czyli autor książki we własnej osobie. Od wtedy czytelnik już wie, że został wrzucony w hiperrealistyczną narrację, będącą czymś więcej niż zwykłym wyznaniem z popełnionych błędów. To obraz niewyczerpanej energii, próba szukania zrozumienia i wreszcie, mam takie wrażenie, chęć znalezienia bliskości.
To co pociąga mnie w "Tu byli, tak stali" to przede wszystkim bezpretensjonalność wyznania. Krauze pisze o banale – o chapaniu bogatych, wyzywaniu bagiet, blokowym honorze, cięciu wrogów – ale robi to z siłą, która zamienia go w treść odległą od oczywistości. Londyn kojarzy nam się przede wszystkim z miejscami turystycznymi: Big Benem, British Muzeum, pałacem Buckingham i innymi. Są jednak w tym wielkim mieście przestrzenie odległe od ideału. Czarne punkty, do których lepiej nie zapuszczać się bez obstawy. Jednym z nich jest South Kilburn. To tam umieszczono dawniej blokowiska, których nazwy były nierozerwanie powiązane ze światem literatury: Austen House, Dickens House czy Blake Court. Wychowały one całe grono ziomków wyspecjalizowanych w dilerce, włamaniach czy rozbojach. Właśnie o nich mówi nam Krauze. O brutalnym ekosystemie, którego codzienność jest nam obca, mimo że takich South Kilburn nawet w Polsce jest całkiem sporo.
Świetne są właśnie takie powieści, które zamiast narzucać nam jakieś przesłanie, moralizować czy uczyć czegokolwiek, wciąż na nowo komplikują fundamenty życia. Któż z czytelników nie kibicował choć przez chwilę Snoopiaczowi, gdy ten został napadnięty w barze lub okradziony przez najlepszego ziomka? A przecież protagonista jest osobą szalenie inteligentną, wykształconą. Dobrze wie, że zaczepianie przechodniów czy ataki z użyciem noża burzą ład społeczny. Dlatego też między innymi „Tu byli, tak stali” nie jest łatwą lekturą. Z jednej strony jest to proza, która chce być dosadnym komentarzem, z drugiej jednak to także ważna książka inicjacyjna. To też skoncentrowana na doświadczeniach autora historia podróży naznaczonej miłością do wolności.
"Tu byli, tak stali" porusza kilka innych ciekawych wątków. Warto zwrócić uwagę na relacje bohatera ze znajomymi. Jedni są godni zaufania i wierni nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach (Haos), inni potrafią uciec jak tchórze grabiąc jednocześnie pieniądze i ukochaną broń (Gotti). Krauze wspomina z respektem wrogów, którzy zachowali się honorowo, i gardzi byłymi ziomkami, którzy swój interes traktują jako kluczowy. Ważne miejsce w książce zajmują kobiety, choć ich role pozostają w cieniu. Matka pisarza nie potrafi go zrozumieć. Jest nerwowa, zaborcza i zamknięta (w przeciwieństwie do wspierającego ojca). Jego wieloletnia miłość czeka cierpliwie, wbrew rozsądkowi i poczuciu godności. Ostatecznie jednak musi uznać wyższość ziomków z osiedla. Są jeszcze liczne koleżanki ze studiów. One ponownie traktowane są rzeczowo, jak zabawki, z którymi można się przespać i zostawić dla następnego chętnego. W patriarchalnym świecie South Kilburn dominują mężczyźni. Ich rolą jest przejść przez życie z podniesioną głową.
Wartością książki jest też ukazanie jasności umysłu autora. Jeśli komuś się wydaje, że koszenie bogatych i napaści z klamką w ręku są zajęciami przeznaczonymi dla umysłowych troglodytów, to Krauze ten obraz mocno rozmazuje. Choć większość czasu spędza u znajomych, nie zapomina też o edukacji. Czyta Conrada i Nietzschego. O tym ostatnim zresztą chętnie dyskutuje i widać, że rozumie to co mówi. Snoopiacz nie jest kolejnym głupkiem, efektem dziedziczonej patologii. Pochodzi z rodziny pielęgnującej tradycje, ułożonej, inwestującej w swoje dzieci. Czyta i co ważniejsze, nie robi tego bezmyślnie. Jest inteligentnym człowiekiem, który świadomie podążą ścieżką siły.
Gabriel Krauze mocno pracuje w języku. Jego proza ma być przede wszystkim dobrze słyszalna. Jak opowieść ziomka z bloku. Liczy się nie tylko dobór prostych słów, ale także ich melodyjny układ. Dla wzmocnienia przekazu pisarz pomija znaki interpunkcyjne. Braki przecinków czy kropek pełnią więc tu ważną rolę dynamizującą przekaz. To także dzięki nim „Tu byli, tak stali" jest powieścią oryginalną, która z jednej strony ma mocne tempo, z drugiej jednak – wymaga zatrzymania i głębszej analizy. Gdzieś między tragicznymi refleksjami o ludzkiej naturze i fatalizmie kryje się jednak pełna życiowego wigoru historia o wzrastaniu. O tym, że nasze doczesne zmaganie to coś więcej niż GTA, a powrót po latach do miejsca wychowania może się okazać gorzki. To książka, która pochłania bez reszty, także dzięki fenomenalnej pracy wykonanej przez tłumacza.