Wydawca: Marpress
Liczba stron: 340
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tłumaczenie: Sebastian Musielak
Premiera: 9 sierpnia 2021
Tähtifantasia-palkinto
– czy te dwa słowa cokolwiek Wam mówią? Tak? Brawo dla Was. Nie? Cóż, nie ma
powodu do wstydu. Niewiele osób je zna, ja także po raz pierwszy o nich
usłyszałem. Ważne jednak, żeby od teraz już o nich nie zapominać, nawet jeśli
ich wymowa złamie nam język. Do rzeczy. Tähtifantasia-palkinto to nic
innego jak nagroda dla najlepszej książki fantasy wydanej w danym roku w
Finlandii. Nie chodzi tu tylko o książki rodzime, ale generalnie o wszystkie
tytuły spełniające postawione dwa kryteria (tj. są książkami fantasy i zostały
wydane w danym roku w kraju tysiąca jezior). Tähtifantasia-palkinto dostał
Bruno Schulz za „Sklepy cynamonowe”, Andrzej Sapkowski za „Miecz
przeznaczenia”, J. R. R. Tolkien za „Dzieci Hurina”, Jose Saramago za „Rozterki
śmierci” czy Jorge Luis Borges za "Zoologię fantastyczną". Przyznacie sami –
niezła galeria sław. Ma więc to wyróżnienie swoją rangę, a polecane przez nie
książki, nie są ani politycznie przepychane, ani też w żaden inny sposób
naciągane. Najlepszym tego przykładem jest „Polowanie na małego szczupaka” –
powieść, która Tähtifantasia-palkinto dostała w 2020 roku.
Na początek
ostrzeżenie. Tak! To absolutnie normalne i celowe, że do połowy książki nie
będziecie wiedzieć nic. Podkreślę to jeszcze dobitniej. NIC. Wszystko co
najlepsze wydarzy się później, a cierpliwość naprawdę będzie nagrodzona.
Wierzcie mi na słowo.
Spróbuję jakoś
przygotować Was na to czym jest owe NIC. Przenieśmy się do Laponii, ale nie tej
bajkowej, z dużą ilością śniegu, reniferami i Mikołajem, tylko prawdziwej. No,
prawie prawdziwej. Znajdujemy się gdzieś nieopodal Savukoski, miejscowości i
gminy liczącej około tysiąc osób. Wpiszcie sobie tę nazwę w google, zobaczcie
te lasy, potoki, wzniesienia, mostki. To naprawdę robi wrażenie. I my właśnie
do tej krainy moczarów i potężnych lasów jesteśmy mimochodem wrzuceni. Obce
miejsce starają się nam przybliżyć dwie kobiety: powracająca do rodzinnych
stron Elina oraz ścigająca ją policjantka. Pierwsza z nich zaczyna łowić
tytułowego szczupaka, a właściwie scuke, bo tak go określa. Tradycyjny,
coroczny rytuał zostaje jednak zaburzony przez niejakiego wüdnika, demona
zamieszkującego zbiornik wodny. Wüdnik nie jest straszny, choć ma potężną siłę.
Powiem więcej – postać jest nakreślona satyrycznie, a wszystkie podejmowane przez
nią czynności bliższe są robieniu jaj, niż sianiu grozy. Tak więc wüdnik chroni
szczupaka, co dla młodej Eliny jest wyrokiem. Musi zatem podjąć odpowiednie
kroki.
I tak czas
sobie płynie. Trochę pozwiedzamy miejscowość, zajrzymy do domostw
zamieszkiwanych przez galerię osobistości, przeniesiemy się w czasie do innych
zdarzeń. Retrospekcje są tu zresztą bardzo ważne, bo to z nich ostatecznie
dowiemy się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. A pytań jest przecież
sporo: po co Elinie ten szczupak? Co zrobiła, że musi podążać za nią policja?
Kim jest chyłek i dlaczego nie podoba mu się sprzęt do odśnieżania auta?
I tak dalej. Niejasności jest sporo i mogły zostać wykorzystane na wiele
sposobów. Tradycyjne, zgodnie ze sztuką, powinny one podnosić ciśnienie
czytelnikowi, sprawiać, że ten będzie obgryzał paznokcie z niepewności. Tu
jednak tego nie doświadczycie. Juhani Karila zaraża nas za to spokojem. Jego
folklor, odwołania do mitologicznych stworzeń, czary – to w sumie nas nawet nie
dziwi. Ot zwykła czynność, jak zakupy w sklepie czy wynajęcie pokoju w hotelu.
Najlepiej to widać po reakcjach policjantki, która zamiast skonfundowania czy
jakiegoś olśnienia, po prostu dołącza do ekipy ratującej ludzkie istnienie.
Autor powieści
„Polowanie na małego szczupaka” w jednym wywiadów wspomina, że chciał napisać
współczesną wersję „Starego człowieka i morze”. I jak tak teraz o tym myślę, to
pewnie nawet mu się to udało. Będąc jednak w trakcie czytania, wcale o tym nie
myślałem. W ogóle w głowie mi nie postało, że ta książka może odwoływać się do
innego dzieła sztuki. A rzadko mi się to zdarza. Zazwyczaj myślę o każdym
przeczytanym zdaniu nie tylko w kontekście fabuły, ale także intencji jakie
kierowały autorem. Tu sama atmosfera tak mnie pochłonęła, tak zbliżyła do natury
i magii, że wszystkie inne konteksty pozostawiłem nierozwiązanymi. I to było
naprawdę odświeżające.
No dobra.
Wiecie już, że "Polowanie na małego szczupaka" jest książką niezwykłą, wyważoną,
nie szukającą poklasku. Nadal jednak wiecie niewiele o języku i wartościach
jakie porusza. Zacznę zatem przewrotnie, od końca. Juhani Karila pisze o
miłości. Nie tej płomiennej, romantycznej, wiecznej. Raczej o miłości
młodzieńczej, która pod wpływem różnych okoliczności, staje się niemym
porozumieniem. Fiński pisarz mówi też sporo o ludziach i to właściwie nigdy w
sposób jednowymiarowy. Już sama główna bohaterka ma przecież co najmniej dwie
twarze, o czym najlepiej świadczy zaprezentowana wersja zdarzeń sprzed lat. A
inni? Czarownicy bywają uczynni i zabawni, ale jak coś ich wkurzy, to nasyłają
na niczego nieświadomą osobę jakieś człapiące marzanny czy inne stwory.
Policjantka i jej dochodzenie, choć zakończone przecież sukcesem, również
bardziej przywodzi na myśl losy Careya Mahoneya, niż poważne śledztwo. Karila
jest zabawny i celny w swoich obserwacjach. W sumie nie interesuje go to, że
pewne rzeczy upraszcza, że nie ma ta książka nic wspólnego z aktualnymi
wydarzeniami na świecie. I super. Tym mnie kupił w całości.
Jeszcze słów
parę o języku. W oryginale książka została w dużej części napisana gwarą. Autor
tłumaczenia, Pan Sebastian Musielak, doszedł do wniosku, że w wersji polskiej
musi być ona zatem również w jakiś sposób zapisana potocznie. W ten sposób
wszystkie dialogi prowadzone są w języku niewygodnym do czytania. To taki
miszmasz wielu dialektów spotykanych w różnych miejscach Polski. Raz czujemy w
zdaniu domieszkę mazurszczyzny, by po chwile pojawiły się naleciałości
kaszubskie, śląskie czy wielkopolskie. Wielu to pewnie zrazi, innych z kolei
zachwyci. Ja chciałem podkreślić jedną ważną rzecz – jakkolwiek by tego nie
oceniać, Pan Musielak jest w swoim postępowaniu konsekwentny. I za to należy mu
się uznanie.
Daję sobie
włosa z głowy wyrwać, że „Polowanie na małego szczupaka” nie będzie dla Was
najlepszą książką przeczytaną w tym roku. To raczej nie jest pozycja
rankingowa, bo przez swój lekki ton, pewnie przegra z książkami o wyższym
ciężarze gatunkowym. Nie jest to też typowa komedia, choć przy lekturze uśmiech
nie raz wykwitnie Wam na ustach. Tak szczerze, to w ogóle nie jest pozycja
gatunkowa. Można tu przecież znaleźć elementy fantasty, dramatu czy grozy. To
jedyny w swoim rodzaju kocioł, z którego każdy może wyciągnąć co tylko zechce.
Takie powieści rzadko się trafiają i chociażby z tego powodu, warto dać jej
szansę.