Wydawca: Znak
Liczba stron: 240
Oprawa: twarda
Premiera: 29 września 2021
Jeśli jakaś książka miałaby stanowić przepustkę do rynku pracy (na zasadzie lektury obowiązkowej), mogłyby nią być „Sielanki”. To zbiór opowiadań, który poprzez ukazanie absurdalnych sytuacji portretuje naturę kapitalizmu. Nie chodzi tu nawet o dążność do pomnażania zysków czy szalony konsumpcjonizm (choć i im się dostanie), ale raczej o iluzje szczęścia i bogactwa, które możemy odkryć w sobie dzięki innym. W jaki sposób? A choćby taki, że są przecież ludzie biedniejsi od nas.
Dobrze tę kwestię oddaje historia „Nieszczęście fryzjera”. Bohaterem jest tu pewien typ pozbawiony palców u stóp, co wcale nie jest jego największą przywarą. Ów człowiek mimo średniego wieku nadal mieszka z matką, ma zaokrąglony brzuch i dziwne maniery. Nie przeszkadza mu to jednak prowadzić salonu fryzjerskiego, do którego zaprasza poznaną na kursie prawa jazdy otyłą dziewczynę. Tak właśnie podrywa wybrankę. Ta raz mu się podoba i go podnieca, innym zaś razem wydaje mu się obleśna. Nakreślając ich relacje i filtrując je przez perspektywę upierdliwej mamuśki Saunders pokazuje, w jaki sposób człowiek marginesu może poczuć się lepiej, dzięki obcowaniu z postacią jeszcze bardziej aspołeczną niż on sam.
Tom zasiedlają właśnie tacy ludzie – przegrani, biedni, wiedzący, że prawdziwe życie toczy się gdzieś poza nimi. Ich losy, rozpaczliwe próby wyjścia z impasu, pozwalają choć na chwilę poczuć się lepszymi. Zyskać trochę ludzkiej godności. O tym między innymi jest jedno z lepszym opowiadań zbioru – „Morszczyn”. Teoretycznie bohaterem jest tu mężczyzna pracujący na drążku jako pan do towarzystwa w barze dla pań. Celowo używam słowa teoretycznie, bo dużo ważniejsza wydaje mi się jego ciotka. Ta najpierw umiera, a potem całkiem nieoczekiwanie zmartwychwstaje. Przejście na tamten świat zmieniło jej charakter o 180 stopni. Z potulnej i uczynnej kobiety, stała się dyktatorem. Tyranem, który każe swojemu kochanemu siostrzeńcowi pracować przyrodzeniem, aby wyżywić rodzinę. Ma więc dobre intencje, choć jej ton wcale nie brzmi przyjacielsko. I gdy już widzi światełko w tunelu, gdy czuje możliwość poprawy rodzinnej sytuacji, rozpada się na kawałki. Czar pryska, a zombie-ciotka może wrócić do swojego ‘zasranego’ losu.
„Sielanki” traktują zatem o dwóch ważnych kwestiach – o relacjach międzyludzkich i pracy. Mam tu na myśli pracę rozumianą w bardzo szerokim sensie. Odnoszę ją do zadowolenia z wykonywania danej czynności, do wartości podejmowanych działań czy wreszcie do lojalności względem pracowników i pracodawców. O tym ostatnim opowiadają tytułowe „Sielanki”. Protagonista jest tym razem pracownikiem parku rozrywki. Jego zadaniem jest uwaga … wcielanie się w rolę neandertalczyka. Razem ze swoją partnerką ma całe dnie piec kozy, udawać że tworzy piktogramy na skale czy wydawać niezrozumiałe dźwięki. Używanie współczesnego mu języka ojczystego jest stanowczo zabronione. Bohater żyje więc tak, jak mu każą. Niezależnie czy ktokolwiek z turystów pojawi się tego dnia w parku, za dnia wykonuje idiotyczne rozkazy pracodawcy, a w nocy wypełnia formularze z donosami na współpracowników i faksuje do rodziny. Mechanika, powtarzalność, służalczość, bezsens – czy też czuliście to kiedyś w pracy?
Zadziwiające, że „Sielanki” powstały przeszło dwadzieścia lat temu. Są szalenie aktualne, ba, mam wrażenie, że w dobie wszechobecnego internetu, nawet zyskały na uniwersalności. To jednak tylko jeden z plusów tej książki. Teksty Saundersa są zadziwiająco lekkie, zabawne (skojarzenia z Monty Pythonem jak najbardziej na miejscu), ironiczne. Pozwalają prześwietlić margines amerykańskiego społeczeństwa bez nadmiernego moralizatorstwa. Nie chodzi tu też o dystansowanie się od tej plejady nieudaczników i wykolejeńców. Wręcz przeciwnie. Saunders wyciąga do nich pomocną dłoń, oswaja nas z ich nadziejami, przybliża odmienność. Udaje mu się to doskonale chociażby dlatego, że każdego bohatera wyposaża w swój własny, wyjątkowy język. Ich chce się słuchać, nawet jeśli przedstawiane poglądy dalekie są od naszego wyobrażenia o świecie. „Sielanki” to dla mnie beletrystyka formalnie doskonała – pisana z wyczuciem, celna w spostrzeżeniach, oryginalnie wystylizowana. Lektura obowiązkowa dla każdego pracownika!