Wydawca: PIW
Liczba stron: 384
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Tłumaczenie: Joanna Krenz
Premiera: 17 czerwca 2021
Sheng Keyi
jest współczesną pisarką chińską. Wciąż młodą (rocznik 1973), choć z już
ugruntowaną pozycją międzynarodową. Otrzymała liczne odznaczenia literackie, w
tym Man Asian Literary Prize (wcześniej to wyróżnienie przyznano Mo Yanowi, Yu
Hua czy Yanowi Lianke). Na angielski przełożono między innymi powieść „Death
Fugue”, która nadal jest pozycją zakazaną w samych Chinach. Podobny los spotkał
„Tęczujący popiół”, z tą małą różnicą, że omawiana książka nie jest jeszcze
dostępna dla anglojęzycznego czytelnika. Polacy mają więc szczęście, bo jako
jedni z pierwszych mogą poznać tę niezwykłą książkę.
Prace Sheng
przedstawiają prawdziwe życie ubogich w Chinach, odnoszą się do losu kobiet i
sytuacji związanych ze sferą metafizyczną. Cechą charakterystyczną jej prozy
jest posługiwanie się językiem przemocy, nie stronienie od surowości przekazu i
balansowanie na granicy dobrego smaku. To te elementy leżą u podstaw fenomenu
„Tęczującego popiołu” – książki dorzucającej do worka problematyki także
elementy polityczne.
Sheng Keyi w
roli bohaterki obsadza młodą dziennikarkę Yao Minzhu. Ta odważna dziewczyna
urodziła się 4 czerwca 1989 roku o godzinie 3.05. To nie jest przypadkowa data.
Właśnie wtedy czołgi w Pekinie rozpoczęły atak na protestujących studentów na placu
Niebiańskiego Spokoju. Już w tym miejscu autorka podkreśla metaforyczne
znaczenie biografii protagonistki, a owa metafora będzie się za nią ciągnęła aż
do końca. Minzhu wychowuje jej niezłomna matka. Ojciec zginął trafiony kulą w
dniu narodzin bohaterki.
„Tęczujący
popiół” nie jest jednak książką o rodzinnych relacjach. Szczegóły z życia
Minzhu mają znaczenie głównie symboliczne i pojawiają się w niewielkich
retrospekcjach. Akcja dzieje się później, gdy już dorosła bohaterka przyjeżdża
do Ewangelii. Ta niewielka miejscowość położona gdzieś na uboczu metropolii.
Nie ma tu urzędów gmin, stadionów, sal koncertowych czy basenów. Są za to
ludzie – głównie ubodzy, wyzyskiwani przez piastujących władzę kieszennych. W
tym miejscu status społeczny zależy właśnie od liczby posiadanych kieszeni na
stroju. Każda jest nagrodą przyznaną przez Organizację za dobre sprawowanie. Przeciętni
ludzie kieszeni nie posiadają, mimo że muszą ciężko pracować aby zdobyć środki
na miskę ryżu. Hodują zwierzęta, uprawiają pola, przygotowują wyroby mięsne.
Nad wszystkim
panuje ustrój. To on jest tu najważniejszy. Sheng Keyi wyostrza wszelkie nakazy
do granic absurdu, dzięki czemu książka skrzy się od niewiarygodnych, ale
głęboko przemyślanych i spójnych wątków. Spójrzmy chociażby na kwestię rozrodu
świń. Choć w kulturze chińskiej to zwierzę wyróżnia się inteligencją,
pozytywnym usposobieniem i przyciąganiem bogactwa, u Sheng jest po prostu
potencjalnym posiłkiem. Dlatego też w pewnym momencie staje się centralnym
punktem polityki dobrobytu. Im większe prosiaki się narodzą, tym więcej
korzyści przyniosą dla ludu. Proste prawda? Ale jak to osiągnąć? Genialne
władze proponują zapładnianie bykami. Ze skrzyżowania tych dwu gatunków ma
powstać coś, co da społeczeństwu dużą ilość mięsa.
Indoktrynacja
dotyka też wielu innych kwestii. Jedną z nich jest liczba narodzin. Ewangelianie
nie są przypadkowym ludem. Powstali ze zmieszania trzynastu różnych grup
etnicznych. Dawniej wierzyli w coś innego, mieli odmienne poglądy, pochodzenie
czy rysy. Teraz muszą tworzyć jeden twór, z którego nie da się tak po prostu
wyjść. Próba oddalenia się od wioski jest z góry skazana na porażkę. A uciekać
chciałoby pewnie wielu chociażby z uwagi na kontrolę narodzin. Ta jest zgoła
odmienna od tej znanej nam z chińskiej autopsji. Zamiast ograniczać rozrost
populacji, władze muszą zadbać o przełamanie niżu demograficznego. W tym celu
narzucają określone limity. I tak kobiety w wieku 37-42 lata zobowiązane są do
urodzenia dwójki dzieci. Starsze mają nieco łatwiej. Wystarczy jedno dziecko.
Za efekty ‘pracy’ ponad normę przewidziano nawet podwyższone wynagrodzenie. Tak
samo jak dla kobiet po menopauzie, którym udało się urodzić dziecko. Te mogły
liczyć nawet na najwyższy wymiar emerytury. To nie wszystkie karykaturalne
wytyczne narzucone przez władze. W celu zwiększenia płodności łączono mężczyzn
z kobietami, zakazano odbywania stosunków przerywanych, męskiej masturbacji,
impotencji czy polucji. Uruchomiono wynajem macic, Centrum Administrowania
Kobietami w Wieku Rozrodczym i Centrum Aranżowania Stosunków Płciowych.
W tym miejscu
powinna pojawić się refleksja – czemu Ewangelianie musieli podejmować tak
daleko idące kroki, żeby przetrwać? Przecież całe Chiny mają odwrotny problem –
na skutek zbyt dużej liczby narodzin, coraz więcej osób cierpi biedę. U Sheng
Keyi ubodzy są praktycznie wszyscy. To właśnie deficyty powodują powolne
wymieranie Nowego Raju. Mieszkańcy muszą jeść własne kupy sproszkowaną korę lub
kamień czy pędy roślin. Ich ciała są jak szkielety. Miska ryżu to dla nich
absolutny szczyt marzeń. W tym samym czasie najwyżej postawieni obywatele
obżerają się mięsem. Mają go tyle, że muszą je wyrzucać. Nie podzielą się z
przeciętnym mieszkańcem Ewangelii, żeby nie wyszło na jaw, iż dobrobyt jest
jednak możliwy.
Znamienny jest
pejzaż ubóstwa prezentowany w książce. W pewnym miejscu autorka przytacza
opowieść o bliźniaczkach syjamskich. Te, chcąc zarobić na jedzenie i mydło,
podejmują się prostytucji. Reklamują się jako okazję do doznania
niezapomnianych wrażeń. Prawda jest jednak nieco inna, ale zanim wyjdzie na
jaw, uda im się zażyć kąpieli z dawno niewidzianym dodatkiem. W innym miejscu
obserwujemy arcyciekawe normy nawożenia płodów rolnych. Każdy mieszkaniec
zobligowany jest do oddania określonej ilości fekaliów. Także ciała zmarłych
nie są po prostu chowane, bo mogą przysłużyć się wspólnej sprawie.
Ewangelia,
podobnie jak wiele innych obozów totalitarnych, nie jest miejscem hołdującym
zasadzie wolności, równości i braterstwa. Ludzie donoszą na siebie nawzajem w
trosce o własny los. Dobrym przykładem może być ten cytat „Jeśli nie będę
demaskował posiadaczy nielegalnych zapasów, stracę pracę. Trzeba dać ludowi
przykład działania twardej ręki władzy. Wysrałeś niepodważalny rzeczowy dowód
na to, że wczoraj jadłeś ryż. Powiedz mi więc, skąd go miałeś?”. Groteska w
pełnej krasie – oto metoda pisarska Sheng Keyi.
Wróćmy jednak
do kwestii metafor. Te stanowią w Ewangelii jedną z najbardziej popularnych
chorób. Używanie w zbyt dużej liczbie zdań, kończą się przymusowym odwykiem.
Jedni z niego wyjdą całą, inni niestety będą musieli umrzeć. Metaforoza jest
bardzo groźna nie tylko dla aparatu Organizacji, ale także dla samego ludzkiego
organizmu. Powoli przejmuje władze nad racjonalnym umysłem, pęta myśli i
zaciera granice między obowiązkiem, a wyobraźnią.
„Tęczujący
popiół” to zmysłowy i surrealistyczny obraz chińskiego społeczeństwa, który
uderza z dziką energią i oślepia surowością przekazu. To polifoniczna opowieść,
w której głos zostaje oddany ubogim, duszom drzew czy rybom żywiącym się
ludzkimi resztkami. Każda z tych grup ma swoją rację, a dopiero ich zespolenie
pozwala na poznanie tego problematycznego świata z wielu stron i poziomów. Sheng
Keyi udała się rzecz niezwykła. Balansując na granicy jawy i snu, życia i
śmierci, naturalizmu i fantastyki, stworzyła odę do miejsca na krawędzi
zniknięcia. Mamy tu pragnienia i fantazje mieszkańców, realizm społeczny z
magicznym połączony kakofonią nadprzyrodzonych zjawisk, wreszcie prawdę o
absurdzie totalitaryzmu. To ważne świadectwo życia na uwięzi, z bagażem smutku
i niezrozumienia. Cudowna książka chwalona przez samego Yana Lianke.
Na koniec
jeszcze mała dygresja. Pisarze oraz tłumacze literatury chińskiej lubują się w
wymyślaniu coraz bardziej płomiennych wyzwisk z użyciem słowa „świnia”. Lochy,
wieprze i knury są tu odmieniane przez wszystkie przypadki. Nieodmiennie mnie
to bawi. Nigdzie jednak wcześniej nie spotkałem się ze sformułowaniem „knurzy
piździec”. Gratulację dla autorki i tłumaczki!