Recenzja "Opowieści niesamowite z języka polskiego"

Wydawca: PIW

Liczba stron: 640


Oprawa: twarda


Premiera: 25 maja 2021

Państwowy Instytut Wydawniczy zaprezentował kolejną odsłonę cyklu Opowieści Niesamowitych. Po pisarzach z Rosji, Francji, Niemiec, Anglii, Walii, Irlandii i USA, przyszedł czas na autorów polskich. Część z nich znamy i cenimy od lat, choć nie zawsze ich nazwiska kojarzymy z grozą i fantastyką. Franciszek Mirandola czy Stefan Grabiński to absolutni klasycy, których „Ulicę dziwną”, „Dolę”, „Czad” oraz „Błędny pociąg. Legendę kolejową” przypomina się regularnie przy różnych okazjach. Nieco bardziej oczytani w niesamowitości odbiorcy, bez większych problemów poznają także „Rebusa” Antoniego Lange czy „Koniec rodziny Jasnych” Stanisława Balińskiego. Nie mogło zabraknąć na liście „Dziwnej opowieści” Reymonta, „Sanatorium po Klepsydrą” Schulza, „Ze wspomnień Ijona Tichego III” Lema, „Błędnego ognika” Leśmiana czy kilku nowel Józefa Maksymiliana Ossolińskiego oraz Zygmunta Krasińskiego. Do liczącego ponad 600 stron tomu trafiły też dzieła mniej rozpoznawalne, chociaż już parokrotnie zamieszczane w różnego rodzaju antologiach grozy. Mowa tu chociażby o utworach Józefa Korzeniowskiego czy Jana Barszczewskiego. Na „Amulet Ozirisa” Wacława Filochowskiego, „Ostatni taniec na statku „Makaber” Mieczysława Smolarskiego oraz „Przygodę Huberta Pogody” Józefa Relidzyńskiego trafiłem po raz pierwszy w życiu.

Zebrane w tomie opowieści doskonale oddają charakterystykę gatunku grozy, która rozwijała się w Polsce zgodnie ze Słowiańską specyfiką. Inspiracją dla licznych twórców były przede wszystkim ludowe klechdy. To z tego gatunku autorzy czerpali szkielet konstrukcyjny swoich opowiadań, pełen odwołań do legend, podań i wiejskiego klimatu. Na kanwie tych motywów formułowali fantastyczne narracje, pełne dziwnych stworzeń i ponadnaturalnych mocy. Ważnym elementem większości utworów jest także analiza obłędu i granic ludzkich pożądań. Polskie opowieści niesamowite to utwory mroczne, sugestywne, raz odwołujące się do symbolizmu i oniryzmu, by za chwilę skupiać się na emocjach bohaterów, szaleństwie i psychoanalitycznych teoriach Junga.

Można ten zbiór czytać na kilka sposobów. Jednym z pomysłów jest wyrywkowe poznawanie pojedynczych opowiadań. Tom zawiera wiele narracji kilkustronicowych, ale są też nieco dłuższe teksty (np. „Duch Białego Szczytu” czy „Przygoda Huberta Pogody”). Inną opcją jest skupianie się na danych autorach i motywach, które ich pasjonowały. Tę formę polecam szczególnie tym wszystkim czytelnikom, którzy w książkach szukają czegoś więcej niż fabuły. Dokładna analiza biografii pisarza, jego sytuacji życiowej w momencie tworzenia dzieła, poznawanych przez niego lektur – to wszystko daje szanse zaobserwować więcej, niż widać pozornie. Można też czytać „Opowieści niesamowite z języka polskiego” kluczem historycznoliterackim. Zebrane tu teksty są przecież bardzo różne – od prostych gotyckich powiastek z wampirami i czarownicami w roli głównej, przez symboliczną baśń, eksperymenty ze znikaniem, podróże w czasie, aż po elementy psychoanalizy. Wraz z rozwojem wyobraźni i odkryciami naukowymi, polska opowieść grozy ewoluowała tak w sensie fabularnym, jak i formalnym. Fantastyka z czasem przestała służyć już zaledwie przedstawieniu baśniowej atmosfery, a stała się składową refleksji nad egzystencją i poznaniem człowieka. Przyglądanie się temu zjawisku jest doprawdy pasjonujące.

Nie ma w książce miejsca na nudę czy przewidywalność. Lem, Górski, Leśmian, Lange czy Sosnkowski udowadniają, że polskie nowele pełne grozy stoją na światowym poziomie (choć czasami nierównym). O jej sile mogą świadczyć też utwory i nazwiska, które mimo pokaźnych rozmiarów nie zmieściły się do wykazu. „Lekarz magnetyczny” Józefa Dzierzkowskiego, „Biała róża Pinettiego” Aleksandra Groza, „Władca czasu” Józefa Bohdana Dziekońskiego, „Ja gorę” Henryka Rzewuskiego czy „Historia komandora Torelwy” Jana Potockiego to absolutne klasyki, które domagają się wydania kolejnego tomu. I jestem przekonany, że on ponownie liczyłby ponad 600 stron.

Recenzja "Krawędź" Lidia Yuknavitch

Wydawca: Czarne

Liczba stron: 168


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Kaja Gucio

Premiera: 5 maja 2021

Lidia Yuknavitch urodziła się 18 czerwca 1963 roku. Jest amerykańską pisarką, nauczycielką i redaktorką mieszkającą w Oregonie. Na swoim koncie ma kilkanaście książek, z których dwie mógł poznać już polski czytelnik - Księgi Joanny i esej Misfit. Manifest. „Krawędź” jest zbiorem opowiadań nominowanym do The Story Prize, amerykańskiej nagrody dla najlepszego tomu opowiadań (w ostatnich latach nominacje otrzymywały między innymi dobrze nam znane książki – „Grand Union” Zadie Smith, „Floryda” Lauren Groff, „Tęsknota za innym światem” Ottessy Moshfegh czy „To, co możliwe” Elizabeth Strout). Najnowsze dzieło Yuknavitch znalazło się się w zestawieniu najważniejszych książek roku portali bustle.com i lithub.com.

W „Krawędzi” autorka oddaje głos ludziom z marginesu społecznego. Mamy tu byłą narkomankę, pływaczkę uciekającą z rozdartego wojną kraju, sierotę z Europy Wschodniej, która straciła rękę i została przeszkolona do nowej pracy jako handlarz organów na czarnym rynku i wiele innych. To osoby, które nie potrafią zaadaptować się w otaczającej je rzeczywistości. Nie mają swojego miejsca na ziemi, ciągle czegoś szukają, nie akceptują siebie takimi, jakimi są. Pewnie właśnie dlatego los niczego im nie ułatwia.

Zakres tematyczny zbioru jest bardzo szeroki, bo też i zawartych tu historii jest całkiem sporo. To miniatury, w których jak mantra powraca temat feminizmu. Yuknavitch w jednej ze swoich narracji przywołuje pojęcie slut-shamingu. Jest zaangażowana w to, aby kobiety nie czuły się winne lub gorsze z powodu zachowań związanych z seksem. Daje temu upust w bardzo mocnych słowach i metaforycznych obrazach. Ten psychodeliczny i bulwersujący styl przedstawiania politycznego stanowiska jest w „Krawędzi” stosowany bardzo często. Autorka nie chce owijać w bawełnę, lubi szokować wulgaryzmem czy dosłownością. Inna sprawa, czy takie kreowania świata może jeszcze współczesnego czytelnika poruszyć. Mnie ten brutalny realizm pozostawił obojętnym.

Zbiór przedstawia wiele smutnych historii krytykujących zjawiska globalizacji, rozpadu rodziny, braku empatii ze strony ludzi czy wreszcie migracji. Każda narracja zbudowana jest w podobny sposób. Historie są dziwne, co wynika z połączenia naturalistycznych opisów z silną symboliką. Niestety, jak w przypadku wielu innych zbiorów opowiadań, początkowa inność staje się z czasem schematyczna. Opowieści Yuknavitch zwykle zaczynają się od opisu bohatera. Przykładowo dziewczyna rozumie siebie „jako ciało wywrócone na lewą stronę”, którego „niebieskie żyły wystające na jej szyi i skroniach upiornie przypominały mapę Syberii”. Nie wdając się w szczegóły charakteru  czy życiorysu, autorka nakreśla centralną tajemnicę opowieści, która ma opisać trudną sytuację protagonisty – w tym konkretnym przypadku chodzi o przemyt prostytutek z Europy Wschodniej. Zanim jednak zdążymy jakoś zżyć się z tymi realiami, z tym konkretnym bohaterem, historia kończy się serią niezrozumiałych sformułowań lub zwrotem akcji w ostatniej chwili. I tak przez kilkanaście kolejnych historii, które właściwie należałoby nazwać scenkami, niż opowiadaniami. Zamazując parę szczegółów jednego tekstu, uzyskujemy korpus, który z powodzeniem można przekleić w kolejnej historii.

Są w „Krawędzi” opowiadania niezłe, jak chociażby „Kosmos” czy „Przyciąganie”. W nich można jakoś zidentyfikować się z bohaterem. Wejść w ten hermetyczny świat, spróbować zrozumieć powagę sytuacji. Za mało jednak tak dopracowanych tekstów. Książka pozostawiła mnie obojętnym na przedstawione problemy. Yuknavitch porusza za dużo tematów, w zbyt sformalizowanej i skondensowanej formie, do tego ze zbyt dosadną krytyką. Nie pokusiła się także o opisanie szerszego planu przywołanych zdarzeń, przez co za kilka miesięcy pewnie żadnej historii pamiętać już nie będę. A nie o to chodzi w czytaniu książek. Spore rozczarowanie.

Recenzja "Jakob von Gunten" Robert Walser

Wydawca: PIW

Liczba stron: 180


Oprawa: twarda z obwalutą

Tłumaczenie: Małgorzata Łukasiewicz

Premiera: 24 marca 2021

„Jakub von Gunten” został wydany po raz pierwszy w 1909 roku, w okresie gdy Robert Walser mieszkał w Berlinie. Szwajcarski pisarz miał raptem 31 lat i wciąż żywił dużą nadzieję na zrobienie kariery literackiej. A jednak to właśnie omawiana powieść jest ostatnią w jego dorobku. Mimo przychylnej krytyki (ciepło o książce mówili między innymi Franz Kafka, Robert Musil czy Hermann Hesse), każda kolejna fikcja Walsera sprzedawała się coraz gorzej. Niedługo po wydaniu „Jakuba von Guntena” autor „Zbója” zmęczony życiem w stolicy i zniechęcony regułami rządzącymi rynkiem wydawniczym, powrócił do Biel, gdzie tworzył przede wszystkim najwyżej kilkustronicowe teksty. Z biegiem czasu kurczyła się nie tylko objętość tekstów, ale także ambicje narracyjne. Walser praktycznie usunął akcję ze swoich książek, a kilka lat później zmniejszył także swoje pismo.

Recenzja „Jakuba von Guntena” Roberta Walsera winna podkreślać zamieszczoną w dziele krytykę pracy korporacyjnej

„Jakub von Gunten” opowiada historię młodego mężczyzny z zamożnej szwajcarskiej rodziny, który postanawia zbuntować się przeciwko wygodnemu wychowaniu. Podobnie jak sam Walser wyrusza do Berlina. Tam trafia do Instytutu Benjamenty, gdzie szlifuje umiejętności pomagania innym. To tutaj ma być przygotowany do życia w służbie klasom wyższym. Znaczna część książki poświęcona jest szkicom interesujących postaci, które spotyka młody Jakub. Są to głównie jego koledzy, w tym nieprzeciętnie tłusty, świętoszkowaty Kraus, ale nie tylko om. Swoje miejsce w fabule odnajdą właściciele szkoły, słodka i urocza Lisie, a także jej surowy brat, który jest odpowiedzialny za karanie młodych mężczyzn za każdym razem, gdy ci łamią jedną z wielu obowiązujących zasad.

"Jakub von Gunten" Roberta Walsera to wspaniała książka

Tytułowy bohater z czasem zaczyna coraz lepiej rozumieć, że zupełnie nie nadaje się do tego miejsca. Odmawia traktowania rzeczywistości zbyt poważnie i już wkrótce prowadzi podwójne życie. Snuje się poza szkołą trafiając w środowisko swojego brata artysty. Tym samym Walser krytykuje instytucje narzucające określony format pracy. Kpi z neokonserwatywnego społeczeństwa, w którym młodzi mężczyźni są przygotowywani do życia jako korporacyjne drony. Poza Instytutem Jakub ma więcej swobody, może spacerować po metropolii, podziwiając Berlin z jego różnorodnością etniczną.

Robert Walser w swojej książce "Jakob von Gunten" elementy realizmu powieściowego pomieszał z poetyką marzeń sennych 

Tym, co wyróżnia „Jakuba von Guntena” jest z pewnością klimat. Elementy realizmu powieściowego mieszają się z poetyką marzeń sennych. Zasady panujące w Instytucie są tajemnicze i dziwaczne, nauczyciele często śpią lub są nieobecni, kary cielesne stoją na porządku dziennym. Czasami wydaje się, że nie przebywamy w miejscu szkolenia, ale w więzieniu o podwyższonym rygorze. To książka pełna szalonych marzeń, kreskówkowych postaci i chęci przeciwstawienia się oczekiwaniom społecznym. Doskonałą jej analizę przeprowadził J. M. Coetzee w swoim eseju „The Genius of Robert Walser”. A mi nie pozostaje nic innego, niż to co mówili o niej Kafka, Hesse czy Musil – czytajcie „Jakuba von Guntena”, bo to wielka rzecz.