Wydawca: Wydawnictwo w Podwórku
Liczba stron: 192
Liczba stron: 192
Tłumaczenie: Krzysztof Jarosz
Oprawa: broszurowa z obwalutą
Premiera: grudzień 2019 r.Oprawa: broszurowa z obwalutą
Przygotowując
się do lektury „Ewy ze swych zgliszcz” postanowiłem dowiedzieć się nieco więcej
o Mauritiusie. Nie było to takie łatwe, bo wpisanie nazwy kraju do wyszukiwarki
odsyła nas do niezwykle atrakcyjnych ofert wczasów. Dużo tam palm, plaż,
zieleni, czystej wody. Nawet najpopularniejsze encyklopedie podkreślają właśnie
turystyczny wymiar kraju, zupełnie ignorując jego społeczno-polityczną
historię. A to wokół niej została zbudowana historia Ewy i jej towarzyszy
niedoli. I musicie uwierzyć mi na słowo, Mauritius według Devi zupełnie nie
przypomina tego, co można obserwować na zdjęciach.
Port Louis,
stolicę wyspy, w której dzieją się wydarzenia zawarte w książce, zamieszkuje
niespełna 200 tysięcy osób. To swoiste połączenie nowoczesności z tradycją: obok
wieżowców, gdzie swoją siedzibę mają międzynarodowe banki czy firmy doradcze,
oraz barwnych i atrakcyjnych obiektów (np. Kalaisson Temple) mieszczą się także
pozostałości po dawnym centrum recepcyjnym dla przybywających na wyspę
imigrantów zarobkowych z Indii (Aapravasi Ghat). Piękno i przepych w otoczeniu
zalesionych wzgórz oraz oceanu, autorka pomija milczeniem. Zamiast tego oddaje
głos tym, którzy zazwyczaj są go pozbawieni. Czwórka nieletnich bohaterów z
przedmieść stolicy, musi mierzyć się z dorastaniem we wrogim środowisku, gdzie
jedyną pewną jest brak perspektyw. Przynajmniej do czasu.
Jest ich
czwórka: Ewa, Savita, Sadiq i Clélio. Pierwsza z nich ustawiona została w
centrum zdarzeń. To typowa buntowniczka, której motywacje do końca pozostaną
tajemnicze. Ewa sprzedaje swoje ciało kolegom w zamian za przybory szkolne. Z
czasem jej otwartość na kontakty z obcym ciałem przybiera formę dodatkowego
wyzwania rzuconego płci przeciwnej. Działa instynktownie, każdy jej ruch, każde
spojrzenie czy ceremonialne ścięcie włosów, jest swoistym krzykiem do
ludzkości. Ewa pochodzi z dysfunkcyjnej rodziny, nigdy nie potrafiła z nikim
stworzyć bliskiej więzi, jest permanentnie nierozumiana, odrzucana i traktowana
przedmiotowo. Nie umie wyjść z tego zamkniętego koła bólu i cierpienia. Dopiero
śmierć koleżanki otworzy jedną z zapadek w sercu bohaterki, w której do tej
pory była tylko pustka. Odrobinę uczucia wleje tam Sadiq, jedyny chłopak z
otoczenia, który nie posiadł Ewy. Właściwie od początku jest w niej zakochany,
czemu daje wyraz na wiele sposobów: od słów, przez zapisywane na ścianach
wiersze inspirowane Rimbaudem, aż po próbę gloryfikowania jej zachowań. Sad
jest chłopcem wrażliwym, choć nie przeszkadza mu to stać na czele bandy
rzezimieszków straszących okolicę. Pod jego skrzydłami stopniowo upada inna
postać – Clélio. Jego największym problemem jest rozłąka ze starszym bratem,
który opuścił rodzinę i zamieszkał we Francji. Tęsknota i rozczarowanie
przeradza się w potęgowanie stanu wewnętrznej wojny. Właściwie trudno
zdefiniować, przeciwko komu Clélio w danym momencie się buntuje. Denerwuje go
wszystko, a to kto będzie kolejną ofiarą, jest w dużej mierze sprawą przypadku.
Savita jest nieco inna od reszty. W jej zachowaniu widać odłamki cywilizacji i
refleksyjności. Chciałaby zespolić się z Ewą, przejąć od niej nieco więcej
stanowczości i indywidualności. Metaforyczna scena rozstania obu bohaterek,
która stanie się zalążkiem tragedii, jest tu momentem przełomowym dla
wszystkich. Po pewnych zdarzeniach nie ma już odwrotu, trzeba bardzo szybko
dorastać do nowych ról społecznych.
Bohaterowie
Devi są, jacy są, wcale nie lepsi ani gorsi od innych. Tak ich wychowano, a
właściwie należałoby powiedzieć, takie koszmarne wzorce im zaprezentowano.
Ojcowie są wiecznie pijani, nie pracują, nadużywają przemocy. Matki po
zamknięciu dużej szwalni postkolonialnej także obrosły bezradnością i
rezygnacją. Jedyny wyeksponowany nauczyciel czuje niezrozumiałe pożądanie do
nieletniej Ewy, czego efektem jest regularne dokonywanie na niej mechanicznych
czynności seksualnych. Młode postaci nie mają dobrego modelu, na którym mogłyby
oprzeć swoje zagubione tożsamości. Reprezentują człowieczeństwo w fazie
inicjalnej, rozwijającej się tak, a nie inaczej wskutek bierności
opiekunów i organów ścigania, lecz na pewno nie w wyniku drzemiącego
w kimkolwiek pierwotnego zła. Ananda Devi nie piętnuje nikogo
indywidualnie. Z jej słów wypływa myśl, że winne złu jest przede
człowieczeństwo i powielane przez pokolenia patologiczne przyzwyczajenia.
Człowieczeństwo
nie zawsze jednak człowieka zdominuje, o czym autorka opowiada nam na samym
końcu. Bo światełkiem w tunelu jest nie tylko przełamanie się Ewy, ale także
postać prawniczki, która będzie starała się pomóc oskarżonemu. Jak sama
wspomina, wyrosła w tym samym otoczeniu co młodociani bohaterowie, a mimo
wszystko potrafiła odrzucić od siebie przeszłość. Stała się wykształconą,
ułożoną kobietą z jasnym planem na swoją osobę. „Ewa ze swych zgliszcz” nie
jest więc tylko i wyłącznie portretem upadku cywilizacji, ale także komentarzem
do tego, że z każdej sytuacji jest jakieś wyjście.
Muszę pochwalić
tę książkę z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze rzadko się zdarza, aby
ciekawa struktura szła w parze z budzącą zainteresowanie treścią. U Devi każdy
bohater dostaje swoje miejsce, ich relacje przeplatają się, nie pozwalając na
znudzenie frazą. Każdy mówi też nieznacznie różniącym się językiem. Pochodzą z
tego samego środowiska, ich sposób kreowania wypowiedzi jest podobny, ale
zwracają uwagę na inne rzeczy. Jedni zagłębiają się w tęsknocie, dla innych
najważniejsza jest przynależność kastowa czy cielesność, jeszcze kolejni
szukają inspiracji w literaturze. Przytłacza lista problemów, z jakimi muszą
się zmagać. Wzbogacający jest wykład, jaki na końcu książki przeprowadza
tłumacz Krzysztof Jarosz. Jego zakorzenienie w kulturze małego kraju, a także
znajomość literackiego dorobku autorki, otwiera wyobraźnię czytelnika na
niezauważone wcześniej szczegóły książki. Pozornie niewiele mówiące słowa,
bywają odwołaniem do bieżących wydarzeń politycznych. Ich wagę można poczuć
także dzięki licznym przypisom zamieszczonym w tekście. Wszystko to sprawia, że
„Ewa ze swych zgliszcz” jest nie tylko uniwersalną opowieścią inicjacyjną, ale
także portretem pewnej egzotycznej społeczności, który nie boi się opowiadać o
tym, co trudne i bolesne dla kraju. Dla mnie jest to także książka wyjątkowo
pięknie skomponowana, namalowana poetyckimi, nasyconymi metaforami, barwami. Chciałoby
się powiedzieć, żeby więcej takich mądrych i dobrze przygotowanych książek z
różnych krańców świata w Polsce wydawano.