Liczba stron: 376
Tłumaczenie: Małgorzata Religa
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Małgorzata Religa
Oprawa: miękka
Premiera: 23 lipca 2019 r
„Nie mam
własnego imienia” zawiera dwadzieścia opowiadań cenionego chińskiego pisarza Yu
Hua. Urodzony w kwietniu 1960 roku w Hangzhou artysta był naocznym świadkiem
wielu bolesnych zdarzeń z okresu rewolucji kulturalnej. Dorastał bez książek, a
jego głód słowa pisanego był tak duży, że potajemnie czytał przechodzące z rąk
do rąk, zakazane egzemplarze. Często nie znał ani ich tytułów, ani autorów. Zdarzało
się nawet, że pierwsze i ostatnie strony były wyrwane, przez co nie miał
możliwości zgłębić rozpoczęcia i zakończenia dzieła. Jak wspomina w jednym z
wywiadów „Wierzę, że moje pierwsze prawdziwe czytanie zaczęło się od plakatów z
dużymi postaciami podczas rewolucji kulturalnej. Duże postacie były pełne kłamstw,
oskarżeń, donosów i ataków”. Literatura Yu Hua wyrosła więc na biedzie,
deficycie i własnej inwencji. I to czuć w jego historiach.
Opowieści
zebrane w zbiorze są w większości rozpisane realistycznie. Dotyczą spraw
codziennych i pospolitych emocji, które mogły zdarzyć się wszędzie. Część z nich,
to krótkie, zwięzłe migawki, inne stanowią zalążki niewielkich nowel. Chiny,
ukazane są w nich mniej lub bardziej dramatycznie, zaskakujące albo ironiczne,
potraktowane raz z nostalgią, innym razem ze współczuciem. Pozytywnie zadziwia
też umiar w bezpośrednich odwoływaniu się do systemu i polityki. Sporo jest za
to narracji, w których eksponowana jest przemoc i smutek. Już na początku
zbioru możemy zapoznać się z niewielką relacją o ludzkim egoizmie i uciekaniu
od odpowiedzialności. Napisana w 1986 roku „Śmierć” to swoiste zwierciadło
ludzkiej pychy, która w specyficznych okolicznościach może prowadzić do
tragicznej zemsty. Bohater tej narracji potrąca dziecko na rowerze. Zamiast
udzielić pomocy, ucieka, a pogrążone w bólu istnienie, tonie razem z pojazdem w
okolicznym jeziorze. Po latach sytuacja się powtarza, chociaż zamiast chłopca,
tym razem ofiarą nieuważnego kierowcy jest dziewczynka. Jego reakcja jest
jednak inna. Powracające wspomnienia i wyrzuty sumienia kierują jego uwagę ku
niesieniu pomocy. Los jednak nie chce mu tej dobroci wynagrodzić. Mieszkańcy
okolicznej wioski zatłuką go na śmierć, w imię odwetu za utracone życie członka
lokalnej społeczności.
O przemocy,
tej fizycznej, Yu Hua opowie także w dwóch innych historiach – „Przodkach” oraz
„Chłopcu o zmierzchu”. To bardzo wyraziste i mrożące krew w żyłach narracje.
Pierwsza, bazująca na kanwie surrealizmu, traktuje o przyjaznych, czarnych
potworach, które niezrozumiane przez mieszkańców wioski, zostają wybite
sierpami i bronią palną. W „Chłopcu o zmierzchu” będzie jeszcze smutniej, bo tu
ofiarą przemocy pada głodne dziecko, które w celu przetrwania kradnie jabłko.
Bezwzględny właściciel straganu – Sun Fu – wyłamuje młodemu złodziejowi palec,
przywiązuje go do kramu i każe krzyczeć o tym co zrobił. To on jest w opowieści
Hua wcieleniem zła, ale prawdziwie nieczyści i zdemoralizowani są też wszyscy
ci przechodnie, którzy nie reagują. „Chłopiec o zmierzchu” mówi nie tylko o
zemście, czy nieuchronności losu, ale też o ludzkiej obojętności na krzywdę.
W „Nie mam
własnego imienia” realizm czasami odchodzi na dalszy plan z uwagi na
nieprawdopodobieństwo zdarzeń lub narratora. Przykładami tego typu narracji są
przytoczeni wcześniej „Przodkowie”, „Wspomnienia i egzekucje”, czy parodia
wuxia xiaoshuo – „Kwiat Śliwy i krew”. O tej ostatniej historii warto
powiedzieć nieco więcej, nie tylko dlatego, że jest osobliwa i specyficzna, ale
też z uwagi na jej przekaz, będący niejako kontynuacją tej samej myśli, którą
Hua wplata w większość swoich opowieści – czyń dobro, a będzie ci to zwrócone,
działaj w imię egoizmu i zła, a przyjdą na ciebie sądne dni. Bohaterem „Kwiatu
Śliwy i krwi” jest mężczyzna u progu dorosłości. Zostaje on wysłany przez matkę, aby odszukać
i pomścić morderców jego ojca. Jego wieloletnie tropienie jedynych świadków,
Zielonego Obłoku i Białego Deszczu, choć nieefektywne, okazuje się nad wyraz
skuteczne. W decydujących momentach nasz bohater nie myśli o sobie, pomaga
innym przekazując informację, a ci bez porozumienia z nim, załatwiają jego
powinność. Nie przeczytamy tu o rozlewie krwi, o szalonych pojedynkach czy
zawoalowanych intrygach. Autor świadomie odrzuca utarte w wuxia xiaoshuo
schematy i na fundamencie nadrealnej legendy, kreuje piękną historię o
altruizmie i poszukiwaniu sensu życia.
Analizując
„Nie mam własnego imienia” nie sposób nie wspomnieć o typowym bohaterze Yu Hua. Jest nim chłopiec lub młody
mężczyzna, na ogół niedostosowany do życia w społeczeństwie. To
niedostosowanie, może przybierać różne formy. W „Osiemnaście lat i w podróży”
jadący autostopem młodzieniec za wszelką cenę chce ratować dobytek przypadkowo
napotkanego rozwoziciela jabłek, przez co spotyka go ostracyzm i samotność.
Bohater „Dlaczego mam się ożenić” odwiedza przyjaciółkę. Nakryty przez kolegę
na korzystaniu z łazienki, zostaje posądzony o zdradę. Zamiast obrony,
przystaje na propozycję szybkiego rozwodu i ślubu ze swoją przyjaciółką.
Jeszcze bardziej szalony jest narrator „Dlaczego nie ma muzyki?”. Znowu mamy
zdradę, tym razem całkiem realną, uwiecznioną na kasecie wideo. Jednak nie ona
będzie dla podmiotu problemem, a fakt, że żona powie o nim, iż podczas seksu
„się nie rusza”. To zdanie przysłoni cały jego świat. Na koniec warto bliżej
przyjrzeć się tytułowej opowieści, bo tam niedostosowanie jest wyjątkowo
wyraziste. Narratorem jest głupek, który nic nie rozumiał. Odzywał się do
wszystkich, niezależnie jak go nazywali. „Nie miałem własnego imienia, ale
kiedy wyszedłem na ulicę, dostawałem więcej imion, niż ktokolwiek inny. Ludzie
wołali do mnie tak, jak im się akurat spodobało. Jeśli akurat kichali, wołali
na mnie Apsik, jeśli właśnie wychodzili z klozetu, wołali Papierdodupy. Kiedy
machali do mnie ręką, nazwywali mnie Chodźtu, kiedy mnie odpędzali, nazywali
mnie Idźstąd. Dawali mi jeszcze takie imiona jak Pies, Chuda Świnia i jeszcze
różne inne. Jakkolwiek na mnie wołali, zawsze odpowiadałem”. Wiecznie wykorzystywany
i wyśmiewany, nigdy nie zazna litości i spokoju.
Yu Hua oddaje
głos tym, którzy na co dzień go nie mają. Nie bez przyczyny mówi „Rzeczywistość jest bardziej niedorzeczna niż fikcja.
Trudno jest przekazać absurd rzeczywistości w powieści”. Te słowa nabierają też
innego wymiaru, gdy weźmie się pod uwagę jego narracje nacechowane ironią i
czarnym humorem. W „Północno-zachodni wiatr w środku dnia” człowiek
pójdzie na pogrzeb nieznanej mu osoby i połączy się w bólu z matką zmarłego,
która ostatecznie pod wpływem emocji, weźmie go za syna. W „Wyrostku” dwaj mali
bracia na tyle uwierzą w szaloną opowieść ojca lekarza, że gdy ten zachoruje,
będą kazali operować mu się samemu. Wreszcie w „Wybuchu w powietrzu” będziemy
obserwować typowego lowelasa, który najpierw zgarnie szajkę znajomych, aby
pomogli mu w odpędzeniu zazdrosnego męża kochanki, a później zniknie z ich
radaru, uganiając się za kolejną ofiarą. To przykłady opowieści, gdzie ciężar
gatunkowy i duszna atmosfera, ustępują miejsca obserwacji życia w nieco
jaśniejszych barwach. Mimo niesprzyjających, czy wręcz tragicznych okoliczności
(pogrzeb, napad wyrostka), wymowa utworu pozostaje dydaktyczna i z gruntu
żartobliwa.
Proza Yu Hua dotyka
wielu ważnych tematów: wyobcowania, miłości, zdrady, przyjaźni, zemsty,
porzucenia, samotności, rodzicielstwa. Chiński autor używa języka pozbawionego
emocji, prostego, często ironicznego. Nadaje to jego opowieścią nietypowy w
naszej kulturze charakter podskórnego humoru. To właśnie dzięki temu, jego trudne
w odbiorze, smutne i momentami brutalne narracje, tak silnie oddziałują na
czytelnika. Yu Hua nie potrzebuje krzyczeć. Doskonale wie, że cisza i dystans w
opisie cierpienia, działają najintensywniej. Świetnym przykładem jest tu
opowiadanie „Na moście”. Wszyscy wiemy, do czego podchody męża zmierzają, a i
tak w momencie ujawnienia jego intencji, czujemy złość, żal i frustrację, że
niestety się nie pomyliliśmy. Także dlatego, że ludzie są jacy są. Że my
jesteśmy jacy jesteśmy. Bo „Nie mam własnego imienia” to w głównej mierze proza
o prostych ludziach, ich elementarnych potrzebach, niekończących się błędach i
niemożności wzbicia się ponad codzienność. To taka kronika przypadkowych
życiorysów, które potwierdzają tezę, że żyć wcale nie jest łatwo. Przejmująca
lektura.