Recenzja "Dziewczyna na Via Flaminia" Alfred Hayes

"Dziewczyna z Via Flaminia" Alfreda Hayesa to niewielkich rozmiarów, poruszająca książka o wojnie
Wydawca: Próby

Liczba stron:188


Oprawa: twarda

Tłumaczenie: Anna Arno

Premiera: 5 września 2023 rok

Alfred Hayes, urodzony w Wielkiej Brytanii pisarz i scenarzysta, podczas drugiej wojny światowej pełnił służbę w armii amerykańskiej. Zamiast na front trafił do Special Services – wojskowego wydziału kultury. Pod koniec wielkiej wojny trafił do Rzymu, gdzie oprócz obowiązków zawodowych, współpracował także z czołowymi przedstawicielami rodzimego ruchu filmowego neorealizmu. To właśnie Hayes tworzył dialogi do „Złodziei rowerów” oraz naszkicował część epizodów „Paisy”. Jego talent do przelewania obserwacji na papier widać w wydanej w 1949 roku „Dziewczynie na Via Flaminia” – drugiej powieści autora. To niewielkich rozmiarów dzieło, które przybliża mikrokosmos społeczeństwa nieodwracalnie zniszczonego przez realia wojenne. To błyskotliwa, ponura, a zarazem pięknie skomponowana książka, przepełniona bólem i poczuciem beznadziei niemożliwej do naprawy.

Bohaterem powieści jest Robert – żołnierz zmęczony koszarową codziennością. Tęskni za bliskością i życiem u boku kobiety. Nie interesuje go zaspokajanie potrzeb z prostytutkami, które w tamtych czasach można było spotkać praktycznie na każdym kroku. Szacuje się, że ponad siedemdziesiąt procent amerykańskich żołnierzy korzystało podczas stacjonowania we Włoszech z usług seksualnych. Wielokrotnie za zapłatę wystarczył keks otrzymany od matki zza oceanu czy konserwa z wojskowego przydziału. Robert chce jednak czegoś innego i dlatego postanawia dzielić prywatny pokój z Lisą, miejscową Włoszką. Wynajmują kwaterę u pani w średnim wieku, która przekształciła swoją jadalnię w prosty bar. W jej domu mieszka także pogrążony w żałobie mąż Ugo oraz Antonio, ich dorosły syn. To właśnie spostrzeżenia i postawa tego ostatniego, zgorzkniałego, byłego żołnierza, są jedną z wartości „Dziewczyny na Via Flaminia”.

Oszczędna, precyzyjna i sugestywna proza Hayesa skupiona jest wokół dialogu. Zdarzenia dzieją się zazwyczaj w zamkniętych przestrzeniach. Raz jest to pomieszczenie barowe, w innym momencie pokój, koszary czy wnętrze samochodu. Tak skonstruowana akcja oddaje głęboko zakorzeniony nastrój i atmosferę leżącą u podstaw całej historii. Jest smutno, samotnie, ale także empatycznie. Hayes nie ocenia swoich postaci. Każdy z nich ma indywidualne motywacje, oparte na doświadczeniach i sytuacji, w której znaleźli się wbrew własnym chęciom. Robert odczuwa samotność w obcym miejscu. Lisa jest głodna, zziębnięta, bez nadziei na poprawę swojej sytuacji. Mimo wstydu i nienawiści do samej siebie, musi pójść drogą, której się brzydzi. Antonio ma dość okupacji, poddawania się zamiast walki, brudu wypełniającego ludzkie serca. Także gospodyni oraz Ugo starają się jak najlepiej dostosować do otoczenia. Czy goszczenie najeźdźców można oceniać pozytywnie? Pewnie nie. Z drugiej strony, co im pozostało?

W swojej teatralnej narracji Hayes na bazie jednego ciągu relacji, ukazuje nastrój całego kraju, uwięzionego w pozornie niekończącej się wojnie. Układ doskonały, w którym każdy wygrywa to, co dla niego w danym momencie najważniejsze, kończy się poważnymi konsekwencjami dla zaangażowanych osób. Filmowe, zapadające w pamięć zakończenie, pełne niepewności, podkreśla tragedię losu bohaterów. Książka w sposób dosadny ukazuje też skutki wojny, zniszczenia i traumy wyrządzone nie tylko żołnierzom i siłom zbrojnym, ale także zwykłym ludziom, którzy pozostali w tyle – kobietom takim jak Lisa. To one mają niewiele możliwości poza narażeniem swojej godności, aby przetrwać. Koncentrując się na małej grupie, Hayes maluje portret kraju rozdartego między porażką i wolnością. Włochy 1944 roku nie dają nic z tego, co obiecano. Zamiast miłości mamy frustrację, koleżeństwo wyparły układy, a spokój liczne udręki.

„Dziewczyna na Via Flaminia” trafia na moją listę najlepszych książek 2023 roku. To taka lektura, która ma w sobie urok „Casablanki”, smutek „Umberto D.” i dynamikę sztuk Dürrenmatta. Hayes pokazuje w niej, jak świetnym był obserwatorem, a jednocześnie jak dobrze umie zniuansować nastroje różnych grup społecznych. Uwypukla w niej także to, co zwykł mawiać o sobie, a mianowicie, że „woli być dobry niż znany”. Ta książka właśnie taka jest – bardzo dobra, bez kokieterii i próby przypodobania się komukolwiek.

1 komentarz: